Reklama

Kobiecy protest w Mińsku

Kobiecy protest miał miejsce 12 sierpnia. Zaczął się o godzinie 11 w Mińsku, przed Rynkiem Komorowskim. Kilkaset ubranych na biało kobiet przyniosło ze sobą kwiaty i trzymało się za ręce. Miał być to ich gest sprzeciwu wobec akcji białoruskiej milicji, OMONu i wojsk wewnętrznych, które od kilku dni brutalnie pacyfikują pokojowe manifestacje. Jednostki OMONu otrzymały pozwolenie na użycie w tym celu ostrej amunicji.

Reklama

Uczestniczki zwołały się na specjalnie utworzonym do tego czacie, na który zapisane było 5 tysięcy kobiet. Kanał informacyjny Belsat.eu przywołuje wypowiedzi uczestniczek protestu, które mówią, dlaczego postanowiły wziąć udział w akcji. Wyznają również, że głęboko wierzą w pokojowe protesty.

Zaprosiłam tutaj moje znajome z pracy, bo jestem przeciwna temu, co się dzieje wieczorami, kiedy ludzie są mocno bici i okaleczani. To niedopuszczalne. Czat został utworzony wczoraj. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie każdy może wyjść na protesty wieczorem. Niektórzy popierają tylko pokojowe protesty. W ciągu dnia musimy działać pokojowo, aby pokazać, że jesteśmy przeciwni przemocy. Chcemy w pokojowy sposób pokazać, że Białorusini to pokojowo nastawieni ludzie i chcemy wiedzieć, jakie są realne wyniki, ile głosów otrzymali kandydaci.

Foto: Getty Images

Kobiecy protest w Mińsku został zainspirowany przez działaczki opozycji, które mimo zagrożenia, nie bały się aktywnie udzielać na białoruskiej scenie politycznej.

Zainspirowały nas kobiety, które stworzyły zjednoczony sztab opozycji. To przykład silnych kobiet, nie bały się niebezpieczeństwa. Chcemy wyrazić naszą solidarność z nimi. Widzimy też, co dzieje się wieczorami. To boli i przeraża. Dlatego wyszliśmy, by zaprotestować przeciwko takim okrutnym działaniom – wyznaje jedna z uczestniczek dla Belsad.eu.

Do stu kobiet obecnych pod Rynkiem Komorowskim dołączyły kolejne. Samochody mijające kobiecy protest trąbiły na znak wsparcia. Na Rynku zebrał się tłum ludzi, którzy również okazywali solidarność. Jednak zdarzały się również głosy sprzeciwu. Jeden z radykalnych przeciwników krzyczał, że nie wpuściłby swojej żony do domu, gdyby tu była. Zdarzały się też głosy mówiące, że tego rodzaju protesty są bezcelowe. Mimo tego, że kobiety nie były agresywne, nie mogły jednak czuć się w pełni bezpiecznie. Dla portalu Belsat.eu opowiedziały o swoich obawach.

Foto: Getty Images

Bardzo się boję tu przebywać, ale nie mogę na to patrzeć, gdy używa się sprzętu wojskowego przeciwko ludziom. Chcę pokoju i prawdziwych wyników głosowania. Jest strach i ja się boję. Na moją osobistą skrzynkę przychodzą powiadomienia z oskarżeniami „Dokąd zwołujesz te kobiety? Po co?”. Nikogo nie wzywam. Zaproponowałam tylko wspólne wyjście, podanie sobie rąk w cichym proteście.

Kobiecy protest trwał zaledwie pół godziny, gdy pojawił się milicjant, który zaczął nawoływać kobiety do rozejścia się. W odpowiedzi uczestniczki protestu i zebrany wokół tłum zaczęli klaskać. Warto dodać, że klaskanie jest nielegalne na Białorusi, ponieważ uznawane jest za manifestację polityczną.

Kobiecy protest ruszył w spontaniczny pochód wzdłuż Prospektu Niepodległości. Samochody dalej trąbiły na znak wsparcia. Za kobietami szło dwóch tajnych agentów z krótkofalówkami. Jeden z nich groził kierowcy trąbiącego samochodu. Kolumna przeszła pod kinem „Kastrycznik” i ruszyła dalej do placu Kalinina. Wciąż przybywały kolejne osoby. Liczba protestujących kobiet rosła. Kolumna zawróciła przy ogrodzie zoologicznym i ruszyła w stronę placu Jakuba Kołysa. Tajniacy wciąż próbowali zastraszyć trąbiących kierowców.
Pochód dotarł do Centralnego Domu Towarowego. Kobiety ustawiły się w łańcuch i złożyły kwiaty na drodze. Miał to być koniec akcji. Szybko okazało się jednak, że na miejsce rozchodzących się kobiet przyjechały kolejne.

Włączyłam internet, zobaczyłem, że jest tu akcja i specjalnie przyjechałam z domu – mówi jedna z nich dla Belsat.eu.

Nowo przybyłe kobiety zaczęły skandować hasło opozycji: „Wierzymy, możemy, wygramy!”. Z nadjeżdżających samochodów i taksówek zaczęły wysiadać kolejne panie, które chciały dołączyć do protestu.
Na wyborczym stendzie ktoś zawiesił plakat „Domagamy się pokojowych zmian”. Po chwili pojawili się robotnicy, którzy wynieśli tablicę. Jedna z kobiet uratowała plakat i zawiesiła go na słupie.

Foto: Getty Images

Protest zjednoczył wiele kobiet. Wśród protestujących nie zabrakło również seniorek.

Mam 74 lata, moje wnuki już rosną. Przeszłam tak wiele, ale mogę nie zaakceptować tej dyktatury. Rozumiesz, zostałam obrażona. Głosowałem na jedną, a oni policzyli te głosy drugiemu. To jak plucie w twarz!

Mimo dużego entuzjazmu ze strony tłumu wciąż co jakiś czas pojawiali się przeciwnicy akcji. Jedna z nich, starsza kobieta, krzyczała na protestujące kobiety „Nieroby, prostytutki!”

Kolejne kobiety zebrały złożone na ziemi bukiety, by kontynuować protest. Zwolennicy akcji donosili świeże kwiaty i dawali protestującym wodę. Kobiety ruszyły w dalszy pochód, w kierunku supermarketu Ryga. To właśnie tam 10 sierpnia doszło do brutalnych starć z milicją. Z okien otaczających pochód bloków, zwolennicy protestu uderzali w garnki. Podczas akcji nie było ofiar ani gwałtownej pacyfikacji ze strony służb bezpieczeństwa. Co to oznacza dla Białorusinów?

ZOBACZ TEŻ: Białoruś: Ranni protestujący po starciach z milicją. Zobaczcie czym grozi utrata demokracji - szokujące zdjęcia

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama