Polszczyzna język giętki czy... połamany?
Twórcy kultowych filmów eksperymentują w stylu Białoszewskiego czy Gombrowicza. Z dowcipów na granicy błędu i absurdu śmiejemy się w kinie. Potem te same słowa, zdania, lapsusy słyszymy na ulicy. Zaśmiecają język? A może uczą do niego dystansu?
- Grażyna Torbicka, Claudia
1 z 6
polszczyzna
Twórcy kultowych filmów eksperymentują w stylu Białoszewskiego czy Gombrowicza. Z dowcipów na granicy błędu i absurdu śmiejemy się w kinie. Potem te same słowa, zdania, lapsusy słyszymy na ulicy. Zaśmiecają język? A może uczą do niego dystansu?
2 z 6
„Mam smoka i nie zawaham się go użyć”
Dobre dialogi filmowe łatwo poznać po tym, że wywołują salwy śmiechu na widowni i szybko trafiają do języka potocznego. Mistrzostwem w tej dziedzinie jest Shrek, w dużej mierze dzięki tłumaczeniu Bartosza Wierzbięty. W polskiej wersji językowej film zyskał wiele smaczków, np. mdlejący osioł mówi cytatem z Seksmisji: „Ale dlaczego tu nie ma okien”, w innym miejscu nawiązuje do Kabaretu Starszych Panów, śpiewając: „W czasie deszczu osły się nudzą”. Cały Shrek jest gęsty od aluzji i tzw. schlagwortów, które zawojowały polskie ulice. Takich jak okrzyk osła, którym przerwał on ślub Fiony. Chętnie go przytaczamy, często nie wiedząc, że to aluzja do powieści Pratchetta („Mam maga i nie zawaham się go użyć”) i amerykańskiego kina sensacyjnego trzeciej kategorii. A tylko w tym kontekście jest naprawdę śmieszny.
3 z 6
„Temu misiu… ”
Bareizmy (teksty pochodzące z filmów Stanisława Barei) to symbol polszczyzny czasów PRL-u. I znów są aktualne. Jak jest afera, mówimy: „Oczko wypadło. Temu misiu”. A na Facebooku działa grupa tropiąca absurdy w stylu Misia. Efekty są imponujące. Na przykład etykieta w sklepie: „Dozownik do magicznej siły”, napis na opakowaniu: „Filiżanka i podstawek”, hasło: „Tani Armani”, czy informacja przed wejściem do baru: „Zakaz wnoszenia konsumpcji”. Współczesna mowa-trawa mediów też jest podobna do socjalistycznej. Gdy ktoś nie ma nic do powiedzenia, powie: „Praktyka dnia codziennego dowodzi”; „Tym niemniej, z drugiej strony...”.
4 z 6
„Baby są jakieś inne”
Ciągłe powtórzenia, poprawki, mieszanie szyku zdania, poszukiwania właściwej formy, np.: „Oboje mamy tyłki, oba”. Bohaterowie Koterskiego mówią dziwnym, ale znajomym językiem. Został stworzony z autentycznych wypowiedzi, jest pełen charakterystycznych błędów i przeinaczeń: „Ja nawet gardło płuczę po myciu zębów. Opłukiwam”; „Moja prawda jest najmojsza”. Nie do końca wiadomo, co było pierwsze: czy „koterszczyzna” wzięła się z ulicy, czy to ulica przejęła dialogi z Dnia świra, a teraz także z Bab. W ostatnim filmie reżyser świetnie sparodiował najnowszą manierę ulicznego slangu. Faceci-macho wygłaszają kwestie w sposób absurdalnie patetyczny: „I d… ma swój czas i miejsce swoje”. W podobnym stylu mówi też Silny w „Wojnie polsko- -ruskiej” i… niejeden barman w klubie.
5 z 6
„Dialogi niedobre są”
Jak sprawić, by zdanie brzmiało mądrzej? Pomieszać mu szyk, przestawić na koniec orzeczenie. Tak mówią bohaterowie Koterskiego, którzy uważają się za przedstawicieli klasy średniej, za inteligentów. Pierwszy podchwycił tę pseudointeligencką manierę reżyser Marek Piwowski. Kto nie pamięta inżyniera Mamonia: „A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana… Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest”. Rejs to także kopalnia absurdów, powiedzeń w stylu: „Moja żona przeprasza, ale śpi” – poprawnych z punktu widzenia gramatyki, choć kompletnie nielogicznych.
6 z 6
Nowoczesny polisz inglisz
Skróty i anglicyzmy są w młodzieżowej gwarze na porządku dziennym. W SMS-ach zwykłe słowa zastępują kody: „1daful”, „C u 2nite” lub „luv ya 4ever”. Dobrze jest wtrącić coś niby po angielsku, jak Violetta z Brzyduli: „Śnisz na dżawie”. Bywa się na dżamprezie, umawia na rondzie Łoszingtona, a kiedy jest wesoło, pisze się LOL (laughing out loud).