Reklama

Mają po kilkanaście lat i jeszcze siedzą w szkolnych ławkach. I to właśnie tam dyskutują o tym, jak poprawić sytuację polskich kobiet i mobilizują innych. Basia Wołk, Kasia Kuzka, Weronika Bornikowska razem z innymi dziewczynami ze swojego liceum tworzą grupę Dziewuszki Dziewuszkom będąc nowym głosem feminizmu w naszym kraju. Głosem bardzo ważnym, bo młodym i z zupełnie nowym spojrzeniem.

Reklama

Skąd wziął się pomysł na Dziewuszki Dziewuszkom?

Basia Wołk: Jestem jedną z trójki założycielek, więc może zacznę. Kiedy rok temu w kwietniu obecna władza chciała wprowadzić ustawę antyaborcyjną działo się wiele rzeczy. Chodząc na manifestacje, widziałyśmy, ze tak naprawdę nie ma przedstawicieli młodego pokolenia, młodych kobiet. W związku z tym zaczęła za nami chodzić myśl, żeby coś zrobić – jakąś fajną organizację, inicjatywę.

Okazało się, że moja koleżanka Weronika Bornikowska, (która razem ze mną i z Niną Gajewską założyła Dziewuszki) zna kobietę z Dziewuchy Dziewuchom i że one są otwarte na współpracę.

Sądzicie, że na manifestacjach brakuje młodych dziewczyn w waszym wieku, nastolatek?

Kasia Kuzka: Myślę, że np. na Czarnym Proteście była bardzo duża liczba młodych ludzi, tylko brakowało organizacji, która by nimi zarządzała. Po prostu każdy przychodził prywatnie, w większych grupach lub mniejszych. A my chciałyśmy uświadamiać młodych ludzi o aktualnościach, całej sytuacji – zwłaszcza tą część młodych dziewczyn, które nie są świadome zmian. Niektóre w ogóle nie rozumieją co się dzieje.

Basia Wołk: Nie interesują się polityką, sytuacją w kraju, swoimi prawami, nie wiedzą nawet do końca o co mogą walczyć, co mogą stracić przez taki projekt ustawy. I to jest nasz cel - żeby je zainteresować.

A skąd w takim razie u Was taka dojrzałość społeczno-polityczna? To, nie ujmując nikomu, dość nietypowe wśród nastolatków. Czy to jest kwestia Waszego wychowania, poglądów rodziny?

K.K: W moim przypadku tak. Od dziecka rozmawiałam z mamą (wychowywałam się i mieszkałam tylko z nią). Ona się bardzo interesuje polityką, tym, co się dzieje w kraju. Zawsze tłumaczyła mi różne rzeczy, ja też o wiele rzeczy pytałam. I tak po prostu zostało.

B.W: Mam rodziców o bardzo liberalnych poglądach, którzy od dziecka wpajali mi pewne wartości: równość, miłość, sprawiedliwość. Jednak społeczny zapał jest już chyba taką moją cechą charakteru. Rodzice chodzą na te manifestacje, które są dla nich ważne, ale nie angażują się bardziej. Ja chciałabym działać, zmieniać. Z tym wiążę swoją przyszłość.

Czy to nie jest właśnie ten moment, czy to nie jest Wasza rewolucja? My jako pokolenie Millenialsów takiej nie mieliśmy.

B.W: Ja myślę, że to jest taka mała rewolucja. Wydaje mi się, że nasze pokolenie jest specyficzne i że sporo możemy zmienić. Widzę w nas jakąś nadzieję. Sporo osób faktycznie chce zmian.

Wy macie też trochę szersze pole działania. W jaki sposób chcecie edukować ludzi w waszym wieku? Jakimi narzędziami dysponujecie?

K.K: Docieramy na pewno poprzez social media, bo jest to w tej chwili podstawa. Każdy nastolatek, każdy młody siedzi na Facebooku czy Instagramie, i to niestety kilka godzin dziennie.

B.W: Planujemy też różne eventy. Mamy w planie taką konferencję młodych feministów. Współpracujemy z paroma organizacjami i z Dziewuchami chcemy stworzyć coś większego.

K.K: Wywiady ze znanymi ludźmi plus debaty, tylko wiadomo, jest ciężko z finansami.

B.W: Tak, tak, staramy się o dofinansowanie, bo to wszystko jest kosztowne, zobaczymy czy się uda.

K.K: Ostatnio na przykład zaangażowałyśmy się w zbieranie podpisów pod projektem ustawy „Ratujmy kobiety”. I wielu starszych ludzi na ulicy zauważyło to, chwaliło. Mówili, iz to ważne, iż młodzi ludzie zbierają podpisy, że jest zapał.

Warto podkreślić, że Polki walczą nie tyle o prawa kobiet, ale o podstawowe prawa człowieka. Większość protestów jednak była komunikowana w dużym skrócie – jako antyaborcyjne. Pytanie na ile takie tematy seksualności w kontekście choćby aborcji, są Wam bliskie?

B.W: Te tematy są bardzo bliskie, ponieważ współpracujemy z Dziewuchami, a dla nich najważniejszą sprawą są prawa reprodukcyjne. Dla nas również, ponieważ to jest nasza przyszłość i to nas bardzo dotyczy. M.in. tabletka dzień po, która nie jest dostępna. To jest dla nas bardzo, bardzo ważne, priorytetowe, ponieważ jesteśmy młodymi osobami i wydaje mi się, że jednak to głównie nasza grupa używa takiej antykoncepcji awaryjnej.

K.K: W kontekście praw reprodukcyjnych trzeba podkreślać, że nie chodzi tylko o legalne i bezpieczne przerywanie ciąży. Dużo osób sprowadza prawa reprodukcyjne tylko do ogólnego dostępu do aborcji. A to ogólnik. Przecież to m.in. badania prenatalne, edukacja seksualna i inne bardzo ważne rzeczy dla młodych osób.

B.W.: Jesteśmy młodymi dziewczynami, aktualnie w liceum i nigdy edukacji seksualnej nie zaznałyśmy.

No właśnie jak to jest z edukacją seksualną w szkołach? Istnieje?

K.K.: Powiem szczerze, w liceum jej brak, ale ja miałam coś na kształt edukacji seksualnej w podstawówce. WDŻ – czyli wychowanie do życia w rodzinie, który prowadziła osoba całkowicie stronnicza, dosłownie dająca przykłady - jak powinno być, jak nie powinno być. Nie za wiele się ta lekcja różniła od lekcji religii. Nie tak powinna wyglądać edukacja seksualna.

B.W.: Wychowanie do życia w rodzinie – tak się nazywa ten przedmiot. U mnie była tylko mowa o rodzinie, jakiejś przyjaźni, ale zero tematów związanych z seksem. Zero.

To skąd czerpiecie swoją wiedzę o seksualności?

B.W.: Myślę, że generalnie młodzi ludzie czerpią wiedzę z internetu, niestety, często z filmów pornograficznych czy darknetu.

K.K: Nawet nie pornograficznych, sami siebie odkrywają – ja się z tym spotkałam wielokrotnie - publikując różne rzeczy, wymieniając się zdjęciami. To jest, moim zdaniem, najbardziej przykre.

B.W.: Generalnie nikt nas nie edukuje, w związku z tym dzieją się różne dziwne rzeczy. Mamy dostęp do internetu, więc ludzie wchodzą, czytają, czasami różne brednie.

K.K.: Myślę, że tak jest. My na przykład od początku rozmawiałyśmy z naszymi rodzicami na temat seksualności - nie było to tabu czy coś złego. W wielu polskich rodzinach odbywa się to jednak inaczej. Osoba idąca do szkoły średniej albo do gimnazjum zaczyna z rówieśnikami rozmawiać, dla niej jest to coś nowego i po prostu można powiedzieć, że czuje się jak "zerwana ze smyczy".

Jaki jest odezw Waszego środowiska na działania Dziewuszki Dziewuszkom? Statystyki pokazują, że to młodzi ludzi głosowali za konserwatywną partią, która banuje tematy seksualności.

B.W.: Odzew jest raczej pozytywny.

K.K.: W naszym środowisku jest bardzo pozytywny, ale jesteśmy podzieleni. Liberalni kontra konserwatywni. Umówmy się, ruch narodowy to są głównie młodzi ludzie, w moim wieku, może trochę starsi. Z jednej strony rewolucja, a z drugiej nie.

Zbieranie podpisów było bardzo ciekawym doświadczeniem. Właśnie wtedy dużo młodych ludzi mnie zawiodło. Nauczyłam się na pewno, że nie ocenia się pod żadnym pozorem po wyglądzie, bo czasami można spojrzeć bardzo stereotypowo.

Ok. Wspominałyście o tym, że Was nie dotyka tak zwany hejt w sieci. Wraz z poszerzeniem działalności może się pojawić. Nie boicie się tego?

B.W.: Od początku się z tym liczyłyśmy.

K.K.: Jeśli ktoś skrytykuje nas konstruktywnie to potraktuje to w porządku, bo każdy ma prawo skrytykować, wyrazić swoją opinię, bo ma prawo mieć swoje poglądy. Natomiast w momencie, gdy ktoś w prymitywny, chamski sposób zacznie mnie obrażać – cóż, nie traktuję takich ludzi poważnie.

No tak, ale tak jak powiedziałaś, hejt często przyjmuje prymitywną formę. Na pewno znacie sytuację z Natalią Przybysz, która odważyła się zamanifestować swoje poglądy, otworzyła się w mediach. I jest jej teraz bardzo ciężko.

B.W.: Tak, jest to ryzyko. Wiem też, że Natalia Przybysz jest bardzo wrażliwą osobą. Ja też się uważam za bardzo wrażliwą, ale chcę działać społecznie i od początku wiedziałam, że to mnie może dużo kosztować.

I tak może być, jestem nawet święcie przekonana, że tak może być. Idee wymagają poświęceń.

K.K: Najwięcej mówią ci, co nic nie robią.

Powiedzcie mi, jak Wy sobie wyobrażacie siebie w Polsce za kilka lat?

K.K.: (Śmiech) To jest ciekawe pytanie.

B.W.: Tak, to jest ciekawe pytanie. Myślę, że trzeba szczerze odpowiedzieć.

Że nie widzicie siebie w Polsce?

B.W.: Że nie widzimy siebie w Polsce. Niestety. Nie wiem jeszcze jak to dalej pójdzie, mamy 17 lat, mamy jeszcze dwa lata do studiów, ale mi się marzą studia zagranicą i spróbowanie życia gdzie indziej. Nasze społeczeństwo jest dosyć specyficzne. Wierzę w zmiany, ale z drugiej strony też mam pewne obawy. I widzę różne możliwości za granicą. Przynajmniej na studiowanie. Nie wiem co po studiach.

K.K.: Tak, ja tak samo. Nie skreślam Polski, bo to "gorszy kraj". Nie, absolutnie tak nie uważam.

To bardziej kwestia tego, że chcecie spróbować czegoś nowego w innym kraju, czy może faktu, że sytuacja kobiet w Polsce jest patowa?

K.K.: Nie do końca, aczkolwiek ja mam pewne obawy odnośnie tego, co się w tej chwili dzieje. Już nie chodzi tylko o prawa reprodukcyjne, ale ogólnie o sądownictwo, o obecną władzę. To jest przerażające.

B.W.: Nasze społeczeństwo się radykalizuje. Obecna władza może wygrać kolejne wybory.

K.K: Tego się najbardziej boję.

Reklama

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama
Reklama