Blondynka robi prawo jazdy w UK – część 3 i 4
Kocham, kocham, kocham Polaków! Kiwam się w metrze, przysypiam z nudów i nagle co widzę? Matka dwójki dzieci – jednego zewnętrznego w wózku, a drugiego wewnętrznego w brzuchu – kiwa się nad POLSKĄ książką „Testy na prawo jazdy w UK”! Eleganckie, kolorowe wydanie, papier kredowy, zdjęcia, rysunki – no szok, szok, szok.
Dopadłam dziewczynę, no i już wszystko wiem. Kochani rodacy stanęli na wysokości zadania i wyprodukowali wszystko, o czym zaczynałam już śnić. Testy? Proszę bardzo – nawet dodatkowo na płycie CD! Kodeks? Oczywiście. I to jeszcze ze specjalnym słownikiem objaśniającym te wszystkie niestrawne techniczne pojęcia! Karolinę, która właśnie jutro zdaje teorię i się wcale nie stresuje, a angielskiego praktycznie nie zna, zapewniłam o mojej dozgonnej wdzięczności i pamięci.
A w domu niespodzianka – przyszło pocztą do mnie moje, moje, moje pierwsze prawo jazdy… No i co z tego, że tymczasowe, ale prawo jazdy. Od razu muszę siąść do internetu i zamówić ten przetłumaczony kodeks i testy, a potem zapisać się na egzamin teoretyczny – niech dobra passa trwa. *** Paul nie mógł uwierzyć, że zdecydowałam się robić prawo jazdy. To ponoć już za późno dla mnie. Noższszsz… Muszę się zastanowić, czy on na pewno jest taki przystojny, jak mi się wydawało…
***
Cudownie, cudownie! Mój (!) Paul zaprosił mnie na wyjazd za miasto. Udzieli mi lekcji prowadzenia, bo jest genialnym, genialnym wprost kierowcą.
***
Czy brak zdolności dydaktycznych może rzutować na udany związek? To chyba byłby dobry temat na doktorat. Paul nie będzie mnie uczyć, bo musiałby dopisać mnie do swojego ubezpieczenia, a ryzyko jest i tak za duże, o czym świadczy zmiażdżony lewy reflektor – bardzo, bardzo drogi, który się uszkodził, kiedy Paul mi udowadniał, że spokojnie, spokojnie można się zmieścić między latarnią a śmietnikiem, szybko zawracając na wąskiej drodze… Doktorat doktoratem, ale Paul zaprosił mnie na jutrzejszy mecz jego drużyny, bo jest genialnym, genialnym koszykarzem, więc może jeszcze nie wszystko stracone. No i dokonałam odkrycia jak dla mnie to na miarę odkrycia Ameryki – nie rozumiem, dlaczego, ale jakoś wygodniej prowadzi się tą lewą stroną… bardzo, bardzo to dziwne, bo myślałam, że z tym właśnie będę mieć największy problem. No to jedno zmartwienie z głowy.
CZĘŚĆ 4
Czy już wspominałam o tym, że kocham Polaków? Otóż odkryłam właśnie, że działają tu sobie w najlepsze polscy instruktorzy. No to podziałamy razem – mój instruktor ma na imię Adam i jeszcze nie wie, co go czeka.
***
Rzuciłam w kąt angielski kodeks. Będę jednak zdawać po polsku. Ambicja ambicją, ale przede wszystkim zależy mi na tym, żeby wreszcie zrobić to prawko. Mam polskie testy i kodeks, tłumaczenie jest bardzo dobre, więc nie mam zamiaru męczyć się ponad miarę. Nie planuję przecież uczonych dysput z Anglikami o ich zasadach ruchu drogowego. Chcę tylko jeździć bezpiecznie i nie płacić mandatów. Karolina, z którą chyba jednak się bardziej zakumpluję, bo to fajna dziewczyna jest, zdała bez problemu z polskim tłumaczeniem na egzaminie, więc i ja pójdę w jej ślady. Chciałabym tylko mieć jej podejście – na luzie, bez stresu zatoczyła się z tym swoim brzuszyskiem i zdała, jak przewidywała, bez problemów.
***
Mój bardzo, bardzo cierpliwy instruktor odkrył, co stanowi mój prawdziwy problem. Mam kłopoty z manewrami, bo źle oceniam odległości. Źle oceniam odległości, bo źle widzę. Źle widzę, bo… źle siedzę! Za nisko! Z podwyższeniem fotela jestem kierowcą perfekcyjnym – no, nie mogę w to uwierzyć…
***
Jestem świetnie, świetnie przygotowana do egzaminu. Umiem wszystko. Umiem wszystko. Przeczytałam kodeks, poćwiczyłam testy, te filmowe z rozpoznawania zagrożeń na drodze też, znaki umiem na wyrywki. Zdam. Zdam. Jestem świetnie… Noższszsz… a jak to było z tą minimalną głębokością bieżnika – jeden czy półtora milimetra? Gdzie ja podziałam ten kodeks?!
***
JEDEN I SZEŚĆ DZIESIĄTYCH milimetra dla osobowych. Dla ciężarowych i motocykli jeden milimetr. Jestem świetnie…
***
Zdałam!!! Zrobiłam tylko dwa, dwa małe, malutkie błędy. Na Paulu niestety nie zrobiło to wrażenia. Praktycznego według niego nie mam szans zdać. Może ma rację. Adam uważa inaczej, ale on nie wie, jak na mnie działa stres. Może powinnam wziąć lekcje u jakiegoś zamordysty? Adam jest za sympatyczny, w ogóle przy nim się nie denerwuję, jeżdżę jakby nigdy nic i nawet jak zrobię coś głupiego, to najczęściej jest to tylko powód do śmiechu i mogę zaraz się poprawić. Na egzaminie tak słodko nie będzie.
***
Zaraz, zaraz… kiedy mam ten praktyczny? Za dwa…aaaaa… Dwa tygodnie!?