Reklama

Z rodzinnej Częstochowy wyruszyłam – w asyście mamy – do Mediolanu, na pierwsze w życiu castingi. Biegałam na nie, zaliczając nawet kilkanaście dziennie. Słyszałam, że jestem za wysoka, za niska, za chuda, za gruba… Nie odpuszczałam. Byłam ambitną piętnastolatką, marzyły mi się kampanie największych domów mody i okładki „Vogue’ów”. Dopięłam swego, choć na początku, mimo że pracowałam wytrwale, to jeszcze nie z najlepszymi w branży.
Pierwszy kontrakt, który otworzył mi drzwi do międzynarodowej kariery, zdobyłam w 2004 roku. Pewnego razu robiłam zdjęcia do niemieckiego „Elle”. Traf chciał, że w tym samym studiu pracowała Inez van Lamsweerde, jedna z najważniejszych fotografów modowego świata, bardzo wpływowa. Zauważyła mnie, zaczęłyśmy rozmawiać. Tego samego dnia moja agencja dostała telefon, że Inez proponuje mi udział w kampanii luksusowego domu mody Chloé. To był prestiż! Sesja odbyła się w Paryżu zimą, a my robiliśmy zdjęcia kolekcji letniej na dworze. W sesji brała udział jeszcze jedna modelka. Istotne dla mnie było, abym to ja była bardziej zapamiętana. Wiedziałam, że walczę o przepustkę na szczyt. Zdawałam sobie sprawę z ogromnej szansy, to mnie ekscytowało.
Kampania odniosła sukces, byłam jej gwiazdą. Od razu posypały się fantastyczne propozycje, w tym wymarzona sesja do francuskiego „Vogue’a”. Niebawem podpisałam kontrakt, który sprawił, że dołączyłam do najlepiej wynagradzanych modelek. Była to reklama perfum Chloé. Zyskałam jeszcze silniejszą pozycję oraz mieszkanie, które za honorarium kupiłam w Nowym Jorku.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama