Reklama

Kiedy zaczęły się moje marzenia o Toskanii? Może po lekturze książki Frances Mayes albo po filmie „Ukryte pragnienia” Bertolucciego? A może to wina „Angielskiego pacjenta” lub Tessy Capponi-Borawskiej? W mojej głowie zakiełkowały obrazy spieczonych słońcem winnic, brunatnordzawej ziemi, glinianych dachówek o tej samej barwie i kotów, wylegujących się w plamach światła. Wiedziałam, że muszę tam się znaleźć, i męczyłam swoją drugą połowę, aż okazało się to możliwe: jedziemy na wakacje do Włoch!
Od razu postanowiliśmy, że zamieszkamy w domu. Prawdziwym, a jednocześnie zwyczajnym wiejskim, z ogródkiem i koniecznie z tarasem. Obydwoje nie znosimy betonowych hoteli. O dziwo, dość szybko udało się takie miejsce znaleźć, oczywiście w niezastąpionym internecie. Właściciel, młody Włoch, nie chciał zadatku. „Rozliczycie się z sąsiadką – oznajmił miły głos w telefonie. – Ona także da wam klucz i pokaże, co i jak” – dodał i na tym skończyły się formalności. Zapakowaliśmy więc naszego staruszka mercedesa i ruszyliśmy na południe całą trójką: mój mąż Rafał, nasz 11-letni syn Jasiek i ja.
Po godzinach podróży autem bez klimatyzacji dom powitał nas rozkosznym chłodem i nieco tajemniczym półmrokiem. Ciężkie okiennice i grube ściany z surowego kamienia chroniły wnętrze przed sierpniowym żarem. Strzegły też duszy domu. Bo w to, że dom ma duszę, nie wątpiliśmy. Choć nie najstarszy w okolicy, liczył sobie co najmniej 200 lat. Zbudowany na zboczu, z ulokowanym na skarpie tarasem, z którego rozciągał się zachwycający widok na wzgórza porośnięte winnicami i łąkami. Gdy przekroczyliśmy próg, od razu poczuliśmy się jak u siebie. W salonie ogromny kominek, przy nim potężny dębowy stół. Kuchnia wyposażona w wynalazki cywilizacji, jak elektryczne fajerki, ale pozostawiono tu oryginalne palenisko na drewno, starą kawiarkę, na ścianach miedziane naczynia. Stopy przyjemnie chłodziła podłoga ze starej terakoty, na łóżkach wykrochmalona pościel z koronkami w babcinym stylu, bibeloty, książki, rodzinne zdjęcia. Wszędzie czuło się obecność dawnych mieszkańców. Ich wnukowie odziedziczony dom w niemal nienaruszonym stanie postanowili wynająć turystom.
Każdy ranek zaczynaliśmy od pracy. Mój mąż pisał kolejną część książki „Felix, Net i Nika”, ja siedziałam nad redakcją tego, co już powstało. Jasiek jeździł swoimi samochodzikami nie wiadomo gdzie. Ale już koło południaruszaliśmy wszyscy: odkrywać urodę świata, dotknąć historii w średniowiecznych miastach albo po prostu – na targ. W sobotę obowiązkowo do Greve, miasteczka, które słynie z sobotnich kiermaszy. Jechaliśmy tam po zakupy, bagatela, 60 km. Ale było warto! Najwięcej czasu spędziliśmy przy stoisku z warzywami, przy piramidach pomidorów, wybierając strąki pachnącej papryki, czarną toskańską kapustę i maleńkie cukinie (jak się okazało, im mniejsze, tym lepsze). Za kramem z warzywami było stoisko z serami, a przy nim dwóch młodzieńców. Półnadzy, śniadzi, nieogoleni. Ale sery mieli – poezja! Nigdy wcześniej ani nigdy potem nie jadłam czegoś równie pysznego jak kupiony u nich pecorino toscano: w słomianej koszulce, lekko pikantny owczy serek. Wieczorem celebrowaliśmy nasze włoskie kolacje. Przygotowywaliśmy je wspólnie w starej kuchni, bo obydwoje lubimy gotować. Świeże zioła rwaliśmy wprost z krzaka: w przydomowym ogrodzie rosły dwa rodzaje rozmarynu i co najmniej trzy gatunki tymianku, panoszyły się bazylia, mięta, oregano. Do tego pyszna oliwa, szynki przygotowane według tradycyjnych receptur i wyśmienite sery. Efekt był fenomenalny. Gdy się do tego dodało szlachetny trunek – dosłownie raj na ziemi. A wina toskańskie, z chianti classico na czele, to maestria gatunku. Kupowaliśmy kilka różnych rodzajów, by wybrać te, które najbardziej nam smakują. Cieszyliśmy się nimi na tarasie do późna w noc, czytając, rozmawiając albo zwyczajnie milcząc na wiele tematów.
W przerwach, gdy nie oddawaliśmy się rozkoszom podniebienia, był czas, by poznawać urodę północnych Włoch innymi zmysłami i podziwiać cuda średniowiecznych miast. Każde z nich jest inne, charakterystyczne. To coś więcej niż tylko kunszt architektów – to aura miejsca. Trudno ją poczuć, gdy stoi się w kolejkach do muzeów. Ale jest namacalna dla tych, którzy włóczą się na pozór bez celu ciasnymi uliczkami, błądząc, odkrywają takie skarby, o których przewodniki nie wspominają. Tak właśnie wędrowaliśmy uliczkami Cortony, wspinając się w kierunku położonej na wzgórzu twierdzy Medyceuszy, po drodze podziwiając panoramę miasta, wzgórza sąsiedniej Umbrii i ukryte wśród nich jezioro Trasimeno. W niewielkim, lecz równie pięknym Arezzo bywaliśmy wielokrotnie, bo w jego najbliższym sąsiedztwie położony był „nasz” dom. Turyści przyjeżdżają tam, by zobaczyć niesamowite freski Piera della Francesca „Dzieje Krzyża Świętego”. My wpadaliśmy po zakupy albo na doskonałe espresso. Dwa razy odwiedziliśmy Florencję – obowiązkowy punkt programu, zobaczyliśmy też Lukkę, „okrągłe” miasto, opasane pierścieniem murów.
Szukając śladów Giacoma Pucciniego, spacerowaliśmy między kościołami, placykami, chłonąc spokój tego miejsca. Trafiliśmy też do Sieny, niestety, w przeddzień palio, słynnych wyścigów konnych, które odbywają się tu od stuleci. Całe miasto żyje rywalizacją między przedstawicielami wszystkich dzielnic. Przybywają tłumy kibiców i ciekawskich. Uciekliśmy od nich krętymi ulicami, które doprowadziły nas do gotyckiej katedry, bodaj najwspanialszej w całych Włoszech. Misterne kolumny, inkrustowane mury, mozaiki i plac, o którym Herbert pisał, że przypomina kształtem muszlę. Tu zachwyca dosłownie każdy metr kwadratowy. Jednak uroda żadnego z tych miast nie może równać się z pejzażami: harmonią barw, światła, form. Prosta architektura domów z palonej cegły i kamienia dopełnia to, co stworzyła sama natura. To sceneria wprost wymarzona, by cieszyć się prostymi przyjemnościami i doceniać urodę każdej chwili. Gdy ze słonecznej Toskanii wracaliśmy do domu, obiecaliśmy sobie powtórzyć takie magiczne wakacje. Jeszcze nie raz.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
■ WARTO WYNAJĄĆ DOM, dla kilkuosobowej rodziny koszty są mniejsze niż pobyt w hotelu. Za dwa tygodnie wynajęcia całego domu zapłaciliśmy ok. 1100 euro. Ofertę znaleźliśmy na stronach www.interhome.pl. We Włoszech jest wiele domów typowo wakacyjnych, przystosowanych dla turystów (basen, ogródki dla dzieci itp.), ale można też znaleźć prawdziwe perełki, takie jak dom, w którym mieszkaliśmy.
■ WE WŁOSZECH OBOWIĄZUJE SJESTA – to prawdziwe utrapienie dla turystów. Mniej więcej od godziny 13 do 15.30 sklepy są zamknięte na głucho. Restauracje i kafejki otwiera się często dopiero wieczorem, w porze włoskiej kolacji, która przypada na godzinę 19–21. Pizzerie, szczególnie te, w których jest piec drzewny, czynne są wyłącznie wieczorem (piec bardzo długo się nagrzewa).
■ NAJLEPSZE JEDZENIE serwują małe restauracyjki na przedmieściach i trattorie, w których jadają tubylcy. W Toskanii odkryliśmy pewną zasadę: im krótsza karta i mniej skomplikowane dania, tym staranniej przyrządzone i lepiej smakują. Polecam ragoût z dziczyzny i zupę toskańską przygotowywaną na bazie czarnej kapusty.
■ NAJWYGODNIEJ ZWIEDZAĆ TOSKANIĘ promieniście, tzn. wybrać bazę i robić z niej wypady – codziennie w inne miejsce. Atrakcji jest bardzo wiele i, co najważniejsze, wszędzie jest dość blisko – kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt kilometrów.
■ TOSKANIĘ WARTO ODWIEDZIĆ O KAŻDEJ PORZE ROKU.
Wieś jest najpiękniejsza wiosną, od kwietnia do czerwca, gdy kwitną domowe ogrody. Ten, kto chce zobaczyć jak najwięcej zabytków, niech wybierze się tu jesienią, gdy temperatury są niższe i mniejsze tłumy gromadzą się w miastach. Odradzam wycieczki podczas wakacji i w czasie miejscowych świąt – ważniejsze zabytki są wtedy oblegane przez turystów tak, że zwiedzanie zmienia się w stanie w kolejkach.
■ KONIECZNIE TRZEBA ZOBACZYĆ DUOMO, czyli katedrę Santa Maria Del Fiore we Florencji, wspiąć się na szczyt dzwonnicy Campanille i zobaczyć panoramę miasta. Natomiast Krzywa Wieża w Pizie mnie rozczarowała.
TOSKANIA: 9 MIAST W 7 DNI
Jeśli nie chcesz podróżować na własną rękę, do Toskanii możesz wybrać się z wycieczką organizowaną przez Biuro Podróży Itaka i tygodnik „Gala”. Na uczestników czekają pokoje w hotelu czterogwiazdkowym w centrum Florencji, bogaty program zwiedzania i wiele atrakcji. Cena obejmuje 6 noclegów, śniadania, obiady, degustacje, przelot i przejazdy komfortowym autobusem oraz ubezpieczenie.
■ 1. DZIEŃ Przelot do Florencji, zakwaterowanie, kolacja.
■ 2. DZIEŃ Piza, zwiedzanie miasta: pl. Cudów i Krzywa Wieża, katedra Santa Maria Assunta. Przejazd do Lukki i spacer murami miejskimi. Zwiedzanie miasta. Wizyta w Fattoria il Poggio w Montecarlo, gdzie produkowane są wyśmienite wina.
■ 3. DZIEŃ Florencja, miasto Medyceuszy i stolica Toskanii. Zwiedzanie m.in. kościoła Franciszkanów Santa Croce z grobowcami Michała Anioła, Galileusza, spacer przez dzielnicę Dantego, zwiedzanie katedry oraz dzwonnicy Giotta, przejście przez Most Złotników. Wizyta w ogrodach Boboli.
■ 4. DZIEŃ Siena, zwiedzanie m.in. kościoła św. Dominika z relikwiami Katarzyny Sieneńskiej, katedry z rzeźbami Donatella i Michała Anioła. Przejazd do Chianti, regionu słynącego z winnic i pięknych miasteczek. Wizyta w winnicy mieszczącej się w zamku z XIII w. Degustacja wina i kolacja.
■ 5. DZIEŃ Zwiedzanie Voltery, miasta założonego przez Etrusków, i San Gimignano. Wizyta w faktorii Tenuta Torciano.
■ 6. DZIEŃ Zwiedzanie Arezzo i Cortony opisanej w książce Frances Mayes „Pod słońcem Toskanii”.
■ 7. DZIEŃ Powrót.
■ TERMINY WYJAZDÓW:
03.07-09.07; 21.08-27.08;
18.09-24.09; 16.10-22.10;
19.03-25.03. Ceny od 6990 zł
do 7790 zł, dopłata do pokoju
1-osob.: 1250 zł. Dodatkowe bilety wstępu, lokalni przewodnicy, inne opłaty 100 euro.
■ WIĘCEJ INFORMACJI - w katalogu „Itaka&Gala Podróże w stylu gwiazd” oraz na stronie internetowej www.itaka.gala.pl

Reklama

Sprawdź składkę i kup tanio online.

Reklama
Reklama
Reklama