Raj nieodkryty-Gruzja
Gdy Stwórca rozdawał narodom części Ziemi, Gruzini zaspali po suto zakrapianej uczcie. Zostali z niczym. Ale dobry Bóg ulitował się nad nimi i dał im tę krainę, którą zostawił dla siebie. I stąd wzięło się wszystko: majestat gór, ciepłe morze, obfitość wina, radość życia, magiczne piękno Gruzji.
- Elżbieta Wichrowska, Claudia
1 z 11
gruzja_gl
Gdy Stwórca rozdawał narodom części Ziemi, Gruzini zaspali po suto zakrapianej uczcie. Zostali z niczym. Ale dobry Bóg ulitował się nad nimi i dał im tę krainę, którą zostawił dla siebie. I stąd wzięło się wszystko: majestat gór, ciepłe morze, obfitość wina, radość życia, magiczne piękno Gruzji.
2 z 11
shutterstock_16196968
Pierwszy raz do Gruzji trafiłam cztery lata temu. To był czas Wielkanocy, pełnia wiosny. Z lotniska w Tbilisi, które już wtedy było o wiele bardziej nowoczesne niż warszawskie Okęcie, jechaliśmy do hotelu starą, rozklekotaną wołgą. Wiózł nas dawny znajomy Marcina. Miasto, które wtedy widziałam, dziś jest inne. Zmienia się z miesiąca na miesiąc. Ciągle jest tu Wschód: egzotyczny i siermiężny, a dla nas też trochę nostalgiczny. Ale coraz więcej Zachodu, z komfortowym życiem, najlepszymi sklepami i luksusowymi hotelami. Znikają postkomunistyczne blokowiska, ale i zapomniane zaułki, klimatyczne podwórka, stragany z arbuzami urządzane wprost w otwartych bagażnikach trabantów. Dlatego trzeba tam pojechać jak najszybciej. Żeby jeszcze zobaczyć to zderzenie dwóch światów, tę Gruzję, to Tbilisi – zanim całkiem upodobni się do europejskich metropolii.
3 z 11
shutterstock_74447227
Miasto jest przepięknie położone wśród wzgórz. Pastelowe, w delikatnych odcieniach różu, błękitu i sepii, poprzetykane platanami. Warto je zobaczyć z góry, ze Świętej Góry, na której królują twierdza i statua Matki Gruzji. Za każdym razem, gdy tu jesteśmy, obydwoje z Marcinem mamy wielką frajdę z wędrowania uliczkami Tbilisi. Ot, takiego pałętania się bez planu i celu. Zaglądania do kolejnych kościołów, przechodzenia przez podwórka. Zegary stanęły w nich dawno temu, nikt nie pogania czasu. Czy to bezpieczne? Tak! Wystarczy zachować odrobinę zdrowego rozsądku, jak wszędzie. Choć istnieje pewne zagrożenie: że się najesz do nieprzytomności i do nieprzytomności upijesz. Może bowiem się zdarzyć, że ktoś zaprosi cię do domu, ugości, nakarmi i napoi winem. Nam się to zdarzyło. Jeśli Gruzin zaprasza, nie wypada odmawiać. A zasiąść przy gruzińskim stole to przygoda sama w sobie. Przede wszystkim ze względu na jedzenie. Jest go mnóstwo. Stoły dosłownie uginają się pod talerzami. Nieważne, czy ktoś je, czy nie, muszą być cały czas zastawione. Dla przyjezdnych to szok, nie bardzo rozumieją, po co aż tyle jedzenia. Dla Gruzinów norma.
4 z 11
shutterstock_1672182
Potrawy są bogate i zróżnicowane. Każdy region ma własną tradycję kulinarną, każda wioska, ba, nawet każda rodzina. Jest w gruzińskiej kuchni dużo zieleniny, mnóstwo dań na bazie orzechów, pyszne sosy. Doskonałe mięso, przede wszystkim baranina, jagnięcina. Można przez cały miesiąc codziennie próbować czegoś nowego i się nie nudzić. Do tego, oczywiście, wino. Łatwiej tu o nie niż o wodę mineralną. Nie do końca traktowane jest jak alkohol, a pijane w ilościach ogromnych. Duszkiem, do dna. Pół biedy, jeśli są to szklanice, nawet duże. Ale zgodnie z tradycją czasem pija się z rogu, który mieści ponad litr trunku.
5 z 11
shutterstock_71225656
Pije się niejako na rozkaz, na hasło tamady, czyli mistrza ceremoniału, który wygłasza toasty. Nigdzie na świecie nie usłyszysz tak kwiecistych i długich. Do tego wspólne śpiewy, tańce. Zabawa tak naturalna i powszechna, że ten, kto nie bierze w niej udziału, uznawany jest za dziwaka. Po obżarstwie i opilstwie dla zdrowotności trzeba koniecznie iść do bani. W Tbilisi są łaźnie zasilane wodą z gorących siarkowych źródeł. Owszem, zalatuje zgniłym jajem. Ale jaka to frajda wymoczyć się w przestronnej wannie, we własnym apartamencie kąpielowym. Przed pomieszczeniem łaziebnym jest dodatkowy pokoik, a w nim stół, fotele i kanapy. Po kąpieli można tu zamówić… oczywiście suty obiad i wino. Taki kraj.
6 z 11
shutterstock_56830267
Tbilisi jest położone w centrum Gruzji, to doskonała turystyczna baza wypadowa. W pierwszej kolejności trzeba wybrać się do dawnej stolicy, Mcchety. Gruzini mówią, że to ich duchowe centrum. Tu znajduje się najważniejsza katedra Sweti Cchoweli, a nad nią, na wzgórzu, klasztor Świętego Krzyża. I Kaukaz, który jest na wyciągnięcie ręki, ciągnie jak magnes. Zwłaszcza pokryta lodowcem góra Kazbek, jedna z najwyższych na Kaukazie. Do położonej u jej stóp miejscowości Kazbegi prowadzi gruzińska droga wojenna, w czasach carskich budowana przez wojsko.
7 z 11
shutterstock_15037936
Można pojechać tam marszrutką, czyli busikiem. My zdecydowaliśmy się wynająć taksówkę, zwłaszcza że to niewielki koszt. Jechałam tamtędy dwa razy. Pierwszy raz w kwietniu. Pamiętam ogromny śnieg, wyżłobione w nim dwumetrowe tunele. I zaciśnięcie gardła, gdy łada, którą jechaliśmy, ślizgała się na serpentynach, a kierowca taksówki zabawiał nas rozmową, częściowo na migi. Gdy drugi raz byliśmy tam we wrześniu, widziałam, jak droga wije się nad obłędnymi przepaściami, przedziera przez góry, ponad zielono-granatową przestrzenią, coraz bliżej nieba. Co chwila niemal znikąd wyrastała budowla obronna albo średniowieczny kamienny kościół.
8 z 11
shutterstock_55791298_01
Trzeba Gruzinom przyznać, że po mistrzowsku wybierali miejsca pod budowę świątyń. Miejsca, w których wystarczy stanąć, spojrzeć wokół, by poczuć sacrum. Tamtej wiosny, idąc z wioski Kazbegi do klasztoru, chłonęliśmy obezwładniający widok na góry i zapadaliśmy się w śniegu po pas. Przemoczeni, zmęczeni, ale nieziemsko zachwyceni. W klasztorze przyjęli nas mnisi. Dali gorącej herbaty ze spirytusem, pobłogosławili na drogę i pokazali krótszą z powrotem. Gruzińscy mnisi są niezwykli, jak miejsca, w których mieszkają. Na przykład Dawit Garedzi, na południowym wschodzie, przy granicy z Azerbejdzanem. Jechaliśmy tam przez górzysty step, odludzia ciągnące się wiele kilometrów. Nagle, bez uprzedzenia, z kompletnej pustki wyłoniły się klasztory. Całe miasto klasztorów wykutych w skałach. Dziesiątki kościołów i kaplic. Powstawały, rozrastały się przez całe średniowiecze. Wspięłam się na wzgórze nad monasterami. Było zupełnie pusto i cicho – mnisi zachowują tu klauzulę milczenia. W tej niezmąconej ciszy nad moja głowa bezszelestnie kołowały gigantyczne orły. Jeśli ktoś szuka kontaktu z Bogiem – tam on jest najbliżej.
9 z 11
swanetia
Ile jest tutaj miejsc takich, które cię dotykają, przeszywają na wskroś? Dziesiątki, może setki… Byłam w Gruzji ze dwadzieścia razy, ale jeszcze wszystkich nie widziałam. Kraj jest maleńki, o powierzchni Austrii, a wciąż są tam miejsca nieodkryte i, według mnie, najpiękniejsze na świecie. Choćby Swanetia. Jeździmy tam co roku, i wciąż nie możemy przestać się zachwycać. Majestatyczne, ogromne góry i wśród nich rozsypane wioski z potężnymi kamiennymi wieżami. Swanowie gromadzili w nich zapasy jedzenia i wody, a w razie najazdu wrogów, zamiast uciekać z wiosek, kryli się w nich. Takie budowle spotkać można jedynie na Kaukazie. Wieże maja ponad tysiąc lat i nadal służą ludziom. Zazwyczaj jako spiżarnię.
10 z 11
stalin
Najlepszy sposób na zwiedzanie tej krainy? Konno! Nie szkodzi, ze nie umiesz jeździć. Ja tez nie umiem. Pewnego razu Marcin, ja i nasz gruziński przyjaciel na grzbietach końskich dotarliśmy aż pod lodowiec, na wysokość 3,5 tys. m n.p.m. Potem w dół. Konie wybierały drogę przełęczami, wśród urwisk. Wędrując, ostrożnie stawiały kopyta. Mnie wędrowały ciarki po plecach. Ale, jak widać, przeżyłam. Czy gdzieś czułam się nieswojo? W pewnym sensie tak. 60 km od Tbilisi jest miejscowość Gori, gdzie urodził się Stalin. Zapyziałe, postsowieckie miasto do dziś żyje dzięki niemu. Jest tu mauzoleum, wzniesione jeszcze przed śmiercią wodza, i muzeum. Wśród eksponatów zdjęcia, rzeczy osobiste, maska pośmiertna, futro z szynszyli, nawet nożyczki do strzyżenia wąsów. Kolekcja ogromna, robi dziwne wrażenie, nawet przeraża. Pracownicy tego obiektu to głównie kobiety, starsze panie. Wszystkie mówią po angielsku, o Stalinie opowiadają ciepło i serdecznie, jakby nie był zbrodniarzem. Lecz kiedy ktoś ze zwiedzających zada im niewygodne pytanie, natychmiast milkną, obrażają się, stają bardzo opryskliwe. Nie, wśród Gruzinów miłość do Stalina nie jest typowa. Ani tęsknota za komunizmem, ani niechęć do inaczej myślących przyjezdnych. Wręcz przeciwnie.
11 z 11
gruzin
To ludzie otwarci, bardzo ciekawi innych. Obydwoje z Marcinem jeździmy tam tak często właśnie ze względu na nich, żeby z nimi pobyć. To kompletni wariaci, którzy nie przejmują się tym, co będzie jutro. Potrafią cieszyć się życiem i z niego korzystać. I ta ich niebywała gościnność. Każdy czuje się tu zaopiekowany, dopieszczony, doceniony. Gdy wspólnie z nimi bawimy się, jemy, pijemy, jesteśmy adorowani i ciągle ktoś wznosi za nas toast – trudno nie poczuć się lepiej. Myślę, że podróż do Gruzji niejednemu z nas pomogłaby na depresje. Nie tylko tę naszą, polską.