Pociąg do kolei. Z Moskwy do Władywostoku
W czasach budowy budziła podziw swym rozmachem. Potem była dumą i transportowym kręgosłupem ZSRR. I nadal broni swojej pozycji – pięknem i melancholią Syberii, którą przecina.
- National Geographic
Dwaj rosyjscy dżentelmeni przemierzają azjatycki bezkres kuszetką transsyberyjskiej magistrali. Nie rozmawiają ze sobą. Spoglądają na ośnieżony step, na tajgę za oknem, palą papierosy, skubią suszoną rybę. Co jakiś czas w milczeniu stukają się stakanami ciepłej wódki i bez słowa wypijają do dna.
W okolicy Bajkału po tygodniu wspólnej podróży jeden z panów pyta: – Wasylu Siemionowiczu, czy robiliście TO już kiedyś z niedźwiedziem? – Nie – odpowiada zdumiony współpasażer. – Nigdy.
A dlaczego pytacie Pawle Stiepanowiczu? – Ot tak, dla podtrzymania rozmowy – odpowiada dżentelmen.
Ten bodajże najbardziej znany rosyjski dowcip o kolei transsyberyjskiej pokazuje nudę, melancholię i marazm, która ma panować w wagonach i przedziałach najdłuższej kolei świata.
Żart obrazuje jednak bardziej sytuację, w której dwoje ludzi nie za bardzo ma sobie coś do powiedzenia, niż prawdziwą atmosferę samego transsibu. Owszem, czas między Moskwą a Władywostokiem potrafi się dłużyć niemiłosiernie. Zwłaszcza latem może nam doskwierać upał i duchota, drażnić rosyjski pop lecący z głośników i gadatliwa babcia z naprzeciwka, ale jedno jest pewne: nie będziemy narzekać na brak kontaktu ze współpasażerami, nie będziemy milczeć, samotnie jeść posiłków ani wychylać kieliszka. Szybko przyzwyczaimy się do sąsiadów i specyficznej atmosfery.