Paryskie klimaty
Jaki jest przepis na to miasto? Szary bruk Montmartre’u nasyć czerwienią Moulin Rouge. Dodaj garść świateł Champs Elysées i dźwięki: trochę kawiarnianego gwaru i szczyptę akordeonu z piosenek Edith Piaf. Gotowe? Chyba jednak nie. Na Paryż nie ma dobrego przepisu. Tu trzeba po prostu być.
- Elżbieta Wichrowska, Claudia
1 z 11
paris_gl
Jaki jest przepis na to miasto? Szary bruk Montmartre’u nasyć czerwienią Moulin Rouge. Dodaj garść świateł Champs Elysées i dźwięki: trochę kawiarnianego gwaru i szczyptę akordeonu z piosenek Edith Piaf. Gotowe? Chyba jednak nie. Na Paryż nie ma dobrego przepisu. Tu trzeba po prostu być.
2 z 11
ALLONS_122387_Francja_1
Tydzień, nawet miesiąc spędzony w Paryżu nie wystarczy, by powiedzieć: znam to miasto, niczym mnie nie zaskoczy. Bo ono zaskakuje zawsze. Choć symetryczne, promieniste i uporządkowane – a jednak nieprzewidywalne. Dwieście lat temu pewien urbanista wpadł na pomysł, by Paryż przebudować. Tak, żeby nie mogła tu już stanąć żadna barykada. Wyburzono całe dzielnice, ulice poszerzono. A mimo to Paryż zachował duszę, ciało i wszystkie swoje tajemnice. Jest trochę niepokojący, a przy tym pociągający. Jeśli byłaś tu kiedyś, wiesz o czym mówię. A jeśli wybierasz się po raz pierwszy – zapomnij o tym, co przeczytałaś w przewodnikach. Nie wyznaczaj sobie tras z obowiązkowymi punktami programu: wieża Eiffla, Luwr, Centrum Pompidou. To zawsze zdążysz zobaczyć. Najpierw zanurz się w miasto. Poznawaj je na swój sposób, spaceruj bocznymi uliczkami, zaglądaj do klatek schodowych, odkrywaj ogrody za murami, przysiadaj w kawiarniach. Tylko tak go dotkniesz, poczujesz jego aurę i powietrze. To, o którym pisał Hugo, że nim oddycha dusza.
3 z 11
shutterstock_63519145
Gdy przyjeżdżam do Paryża, zazwyczaj jest wcześnie rano. Staram się witać miasto na wzgórzu Montmartre. Można tam dojechać metrem albo kolejką turystyczną, ale ja wolę iść pieszo. Wspinam się zakrętami ulicy Lepic. Mijam bar „Pod dwoma wiatrakami”, w którym kręcono „Amelię”. Pamiętasz ten film? A sklep warzywny pana Collignona? On także znajduje się nieopodal. Audrey Tautou, czyli Amélie Poulain, uśmiecha się do mnie ze sklepowej witryny. Stukam obcasami na staromodnym bruku krętej uliczki, echem odpowiadają mury kamienic. Tuż po świcie Montmartre jest jeszcze pusty i senny. Na górze śnieżnobiała bazylika Sacré Coeur odbija słońce, a ja, mrużąc oczy, spoglądam w dół. Stokroć wolę ten widok niż panoramę z wieży Eiffla.
4 z 11
shutterstock_8268841
Dwa kroki od bazyliki jest Place du Tertre. Powoli zapełnia się ludźmi. Kelnerzy rozstawiają krzesła, sklepikarze towary: pocztówki, obowiązkowe berety, pamiątki różnego sortu. Siadam przy kawiarnianym stoliku, twarzą do ulicy i przechodniów – tak jak mają w zwyczaju paryżanie. Obserwuję. Turystów jeszcze niewielu, ale przychodzą już malarze. Stawiają sztalugi, parasole i swoje prace: głównie portrety robione na zamówienie, dla pieniędzy, ale i trochę dla zabawy. Jakoś mnie nie razi, że to czysta komercja. Może dlatego, że wciąż czuje się tu ducha paryskiej bohemy. A może to sprawka Toulouse-Lautreca, który po pijaku odgrażał się, że będzie na Montmartre wracał i po śmierci. Piję kawę, kruszę croissanta. Francuskie śniadanie: rogalik lub bagietka z masłem i dżemem, w Paryżu smakuje najlepiej. Podobnie jak kawa serwowana do stolika wystawionego na ulicę. Nie dziw się więc, że zapłacisz za nią więcej niż za tę podaną w sali albo przy bufecie.
5 z 11
shutterstock_9313939
Z Tertre niedaleko do innego placu – tego, którego nazwę każdy Polak natychmiast skojarzy z prostytutkami i kasztanami. Czy rzeczywiście na placu Pigalle są najlepsze? Przekonaj się sama. Stoiska z gorącymi kasztanami w charakterystycznych papierowych torebkach spotkasz w wielu miejscach miasta. Mnie najlepiej smakują nie jesienią, lecz zimą – świetnie rozgrzewają. Po sąsiedzku, na bulwarze Clichy, mieści się sławny Moulin Rouge. Kabaret nie ma już świetności dawnej rewii, ale ciągle szerokim strumieniem leje się tu szampan i pracują najładniej- sze girlsy w Europie. I można zobaczyć spektakl ten sam od ponad stu lat: „La Nouvelle revue Féerie” – show z udziałem kilkudziesięciu tancerek i tancerzy.
6 z 11
shutterstock_5547622
Czas opuścić Montmartre. Ze wzgórza zbiegam schodami ulicy Foyatier. Być może znasz ją z pocztówek i starych plakatów: rytm schodów wyznaczają metalowe kute barierki i latarnie, dokładnie takie jak te, w których kiedyś tańczyły gazowe płomienie. Zostawiam klimat bohemy, malarzy, kabaretowych tancerek i bukinistów i wczesne popołudnie spędzam w muzeum Rodina, zgodnie z nazwą poświęconym temu wybitnemu rzeźbiarzowi. Mam do tego miejsca szczególny sentyment. Piękny pałac w ogromnym, cienistym parku, świątynia rzeźby. Tu stoi znany Myśliciel. Ale są też sprzęty, które służyły mistrzowi. Zagłębiam się w jego fotelu. Wiem, że nikt nie będzie miał mi tego za złe, woźny uśmiecha się do mnie z daleka jak stary znajomy. Takie tu panują zwyczaje. Przypominają mi się sceny z filmu o rzeźbiarzu. Ten z Gerardem Depardieu i Isabelle Adjani, która grała Camille Claudel, uczennicę, modelkę i kochankę Rodina. Postać niezwykła i tragiczna. Była mu wierna do obłędu, ale on nigdy nie zgodził się, by była w jego życiu jedyna. Chciała mu dać dziecko, ale została zmuszona do aborcji. Opowiadała swoją rozpacz w kamieniu i w brązie – genialnie! W paryskim światku mówiło się potem, że mistrz wzorował się na jej pracach. A nawet, że to Camille była prawdziwą autorką niektórych dzieł Rodina. Swego czasu spotykali się potajemnie w „Cygańskiej zagrodzie” przy bulwarze d’Italie. Co ciekawe, kiedyś bywał tam też Alfred de Musset z George Sand, nim jeszcze poznała Chopina.
7 z 11
shutterstock_11403298
George, kolejna niezwykła paryżanka. Czuję jej obecność, najbardziej w kameralnym Musée de la Vie Romantique przy rue Chaptal. Wciśnięte między plac Pigalle a bulwar Nowe Ateny. Tym razem to nie pałac, lecz niewielki dom z charakterystycznymi zielonymi okiennicami, w urokliwym ogrodzie z oranżerią. Daleko mu do bogactwa Musée d’Orsay, o Luwrze nawet nie wspominając. Kiedyś mieszkał tu malarz Ary Scheffer. Pod jego dachem spotykały się sławy, artyści i ekscentrycy. Dziś na ścianach wiszą portrety stałych bywalców tego miejsca: Chopina, Liszta, Rossiniego, Turgieniewa. Pokoje na parterze to pamiątki po George Sand: salonik z epoki, a w nim obrazy na ścianach i jej codzienne, zwykłe przed- mioty: sekretarzyk, fotele, pióro, listy, notatki, rękopisy… Rozglądam się za papierośnicą i pudełkiem cygar.
8 z 11
shutterstock_45871720
Paryż to dwadzieścia odrębnych dzielnic. Każda ma swój charakter i klimat. By zobaczyć jak najwięcej, najlepiej jeździć metrem. Sieć podziemnej kolei jest imponująca i tak gęsta, jak w żadnym innym mieście europejskim. Lecz wielkość i rozmach miasta ponoć najlepiej docenić ze statku pływającego po Sekwanie. Ale ja od pływania barką wolę wędrować legendarnymi nadrzecznymi bulwarami. Gdy jestem tu w maju, idę na spacer nad romantyczny kanał Świętego Marcina. Kanał wije się wśród drzew, spięty malowniczymi mostami. Kwitnące szpalery kasztanowców płoną jak pochodnie. A ja przyglądam się statkom czekającym na otwarcie śluzy. Nikt się nie spieszy, spokojna rzeka przekonuje, że na wszystko jest czas. Wiosną odwiedzam też obowiązkowo Ogrody Tuileries, które rozpościerają się na zachód od Luwru. Mówią o nich „zielony salon Paryża”. Mam w nim „swoje” krzesełko przy stawie z fontanną. Rozsiadam się, zamykam oczy. Słońce, zapach hortensji i muzyka miasta, którą słyszę z daleka, działają hipnotyzująco. Tuż obok, w Musée Orangerie, hipnotyzują „Lilie wodne” Moneta. Nie mogę sobie odmówić ich zobaczenia, nawet jeśli mam to okupić staniem w kilometrowej kolejce.
9 z 11
garnier
Paryż gra. Gwarem ulicy, szumem samochodów, koncertami, które odbywają się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, np. na stacjach metra. A gdybyś chciała doświadczyć sztuki muzycznej na wyższym, najwyższym poziomie, odwiedź Operę Garnier. Znawcy twierdzą, że to najznamienitszy teatr muzyczny Francji. Nie jest łatwo zdobyć bilet na spektakl baletowy, ale nawet jeśli ci się to nie uda, warto wejść do środka choć na chwilę. Pooddychać atmosferą budynku: złotem, czerwienią, aksamitem. Tuż obok Opery jest butik Jaime Mascaro. Koniecznie tu zajrzyj, żeby obejrzeć kolekcję balerinek Pretty Ballerinas. Są tak delikatne i miękkie, jakby były szyte na zamówienie baletnic z obrazów Degas. Kolejne muzyczne miejsce kryje się przy rue Cadet pod numerem 9. To dawna siedziba fabryki fortepianów Pianos Pleyel, to tutaj Chopin grywał swoje pierwsze paryskie koncerty. Dziś łatwo przeoczyć niepozorną kamienicę. Przechodzę przez starą, kutą bramę i czuję zapach lakieru, drewna i filcu, którym obijano młoteczki fortepianów. Dwie główne sale koncertowe wciąż są nietknięte przez konserwatora. Dzięki temu zachowały swój klimat. Uwielbiam ogromne białe drzwi z wielkimi klamkami, zmatowiałe lustra, w których trudno już się przejrzeć, odrapane malowidła na ścianach.
10 z 11
ALLONS_131319_CHAMPS_ELYSEE_02
A skoro jesteśmy przy muzyce: Joe Dassin śpiewał, że na Champs Elysées jest wszystko, czego pragniesz, i w południe, i o północy. Idę tam dopiero wieczorem. Za dnia trzeba się przeciskać między tłumem turystek z ogromnymi torbami, na których widnieją nazwy największych domów mody. Nocą ludzi jest mniej, jest też nieco ciszej. Nie słychać tak wielu ulicznych grajków ani dźwięków dyskotek. Są za to pięknie podświetlone elewacje kamienic i wystawy roziskrzone milionami świateł. I sznury samochodów, które nocą wyglądają jak dwie płynące wstęgi, jedna biała, druga czerwona. Od zachodu promenadę zamyka Łuk Triumfalny, od wschodu tonący w blasku plac Zgody. Tutaj kat Paryża ścinał głowy Ludwikowi XVI i królowej Marii Antoninie, Dantonowi i Robespierre’owi. Ale dziś już mało kto o tym pamięta, publiczność paryska od mrocznej historii woli blask salonów haute couture. Francuzi mawiają, że Pola Elizejskie są najpiękniejszą ulicą Europy. Czy mają rację? Oceń sama.
11 z 11
ALLONS_25534_Paryz7
Ostatni punkt programu: ulica Chaillot. Gdy jestem w Paryżu, zawsze staram się tam zajrzeć. Mieszkali tu moi krewni, u których bywałam jako uczennica liceum, potem studentka. Wtedy cieszyłam się, że z tak bliska oglądam miejsca, gdzie rozgrywała się akcja „Wariatki z Chaillot” z Katharine Hepburn. Dziś z sentymentem przypominam sobie dziewczynę, którą wtedy byłam: jej marzenia, zachwyty, rozterki, miłości. Mam wrażenie, że ściany kamienic na rue Chaillot przechowują je specjalnie dla mnie. Nie udało mi się opowiedzieć całego Paryża. Nie wspomniałam o jego lewobrzeżnej części, o Dzielnicy Łacińskiej, nie powiedziałam, jak bardzo lubię plac Saint-Germain-des-Prés. Wierzę jednak , że dałam przedsmak klimatu tego miasta, pokazałam maleńki kawałeczek ogromnej układanki. Jeszcze nie raz do tego miasta powrócę. I mam nadzieję, że się tam spotkamy – najlepiej na Montmartrze.