Minorka - wyspa szczęśliwa
Dzikie plaże i skaliste odludzia, zagadkowe budowle sprzed tysięcy lat, szmaragdowa woda. Przemysł turystyczny tu nie dotarł. Taki rajski zakątek Ziemi zachował się u wybrzeży Hiszpanii.
- Claudia
To jedno z miejsc na Ziemi, gdzie ponoć przestępczość nie istnieje. Tak twierdzą mieszkańcy Minorki i miejscowi policjanci. Z braku lepszego zajęcia patrolują więc drogi… Ale i to zajęcie nie jest zbyt absorbujące, ponieważ Minorkę – wyspę o długości zaledwie 45 km i szerokości 18 km – przecina tylko jedna autostrada. Łączy dwa miasta: dawną stolicę Ciutadellę i aktualną Maó. Trudno nazwać je metropoliami, choć mieszka tam ponad połowa wyspiarzy (jest ich ok. 75 tys.). Nieliczne, maleńkie miejscowości na wybrzeżu i w głębi lądu składają się zaledwie z kilkunastu domostw. Turystów wciąż zagląda tu niewielu, Minorka pozostaje w cieniu swoich większych sióstr w archipelagu Balearów: Majorki i Ibizy. Nawet w szczycie sezonu nie ma tłumów, bez trudu znajdzie się miejsce w hotelu, stolik w nadbrzeżnej kafejce, a nawet zupełnie pusta plaża. Łatwo spotkać miejsca, które sprawiają wrażenie nietkniętych ludzką stopą. Raj wciąż jeszcze nie do końca odkryty.
Hiszpański klejnot
Wyspa z lotu ptaka wygląda rzeczywiście bajkowo: malachit w szmaragdowej oprawie. Na północy, wśród wzgórz – sosnowe lasy. Soczysta, miękka zieleń kontrastuje z białymi grzbietami skał zbudowanych z szorstkiego piaskowca. Linia brzegowa jest tu postrzępiona, wybrzeże strome, niedostępne. Wody Morza Śródziemnego, atakując urwiste brzegi, stworzyły mnóstwo klifów. Wśród nich kryją się bajkowe zielone i modre zatoki. Część południowa Minorki, wapienna, jest bardziej płaska, a plaże szerokie, piaszczyste. Tu powstało kilka kurortów z nowoczesnymi piętrowymi hotelami. Wystarczy jednak krótki spacer w głąb wyżyny, by natknąć się na maleńką wioskę pasterską przytuloną do wzgórz. Białe domy wyspiarzy pamiętają XVIII wiek. Wokół skaliste nieużytki, kępy karłowatych palm, drzewa chleba świętojańskiego i gaje oliwne. Owocują skąpo, ponieważ klimat wyspy, gorący i wietrzny, wegetacji roślin nie sprzyja. Choć dość uboga w roślinność, wyspa od prehistorii sprzyjała ludziom. Mieszkali tu już w epoce brązu. Zostawili po sobie megality – budowle wzniesione kilkaset lat przed naszą erą. To skaliste bloki ułożone w formę stożkowatych kopców (o wysokości nawet 10 m), odwróconych do góry dnem łodzi czy ogromnych, kilkumetrowych stołów. Prawdopodobnie służyły one jako ołtarze i pomniki nagrobne. Na całej Minorce jest ich około pięciuset. Największe można podziwiać w Trepucó nieopodal Maó i w Talati de Dalt. W Naveta d’es Tudons, nieopodal Ciutadelli, znajduje się najstarsza w Europie komora do grzebania zmarłych, czyli... zbiorowa mogiła.
Ojczyzna majonezu
To właśnie w Maó narodził się ten słynny sos i jemu zawdzięcza swoją nazwę: z francuskiego mahonnaise od kastylijskiej nazwy Mahon. Jest kilka wersji legendy o jego genezie. Według jednej z nich sos jako pierwszy przyrządził kucharz admirała Louisa Françoisa Armanda du Plessis de Richelieu. Wedle innej w czasie, gdy Maó oblegali Francuzi, mieszkańcom miasta skończyły się zapasy, pozostały jedynie jaja i oliwa. Jedli więc jaja na twardo z jajeczno-oliwnym sosem. Inni twierdzą, że majonez wymyśliła minorkańska kucharka, chcąc jakoś zatuszować smak nieświeżego mięsa, które miała podać francuskiemu generałowi. Położony w naturalnej, głębokiej zatoce port Maó znany jest nie tylko z majonezu. Kiedyś szczycił się tym, że jest najbezpieczniejszym miejscem na całym Morzu Śródziemnym. Jeszcze sto lat temu tętniło tu życie handlowe, dzisiaj panuje nieco senny klimat prowincjonalnego miasteczka portowego. Turyści z Anglii, Katalończycy oraz sami Minorkanie czas spędzają głównie w knajpkach i na deptaku w okolicach nabrzeża. Popijają tam niespiesznie kawę i raczą się tapas – oczywiście z majonezem. Czas dla nich zdaje się nie istnieć. W stronę wyżej położonych dzielnic wiodą opustoszałe uliczki. Wznoszą się przy nich odrestaurowane XIX-wieczne kamienice, monumentalne rezydencje hiszpańskie oraz georgiańskie budynki z charakterystycznymi okiennicami. Wiele z nich wygląda, jakby zostały istprzeniesione z Londynu. Cóż, sto lat brytyjskiej okupacji musiało odcisnąć swój ślad.
Rezydencje i dzikie plaże
Drugie miasto na wyspie, Ciutadella, Anglikom się nie dało. Jego architektura jest na wskroś hiszpańska, bez śladów wpływów brytyjskich czy francuskich. Założone przez starożytnych Rzymian wysoko na falezach (nadmorskich skałach), przechodziło z rąk do rąk, na przemian plądrowane i odbudowywane. Kolejno było pod panowaniem Maurów i Katalończyków. Po ostatniej odbudowie stało się rezydencją najbogatszych obywateli. Za wysokimi murami kryją się pałace, barokowe i gotyckie kościoły. Labirynt brukowanych uliczek, czasem tak wąskich, że bez trudu można dotknąć dłońmi ściany domów stojących naprzeciw siebie, prowadzi do centralnego placu d’es Born. Miodowe i białe kamienne fasady domów, pięknie odrestaurowane, kryją wewnętrzne ogrody i patia.W sercu miasta wznosi się katedra zbudowana w XIII w. na miejscu dawnego meczetu; jej dzwonnica była kiedyś minaretem. Surowy budynek, który przypomina bardziej warownię niż kościół, jest pamiątką po trwającej cztery wieki rekonkwiście, gdy Hiszpanie odbijali wyspę z rąk Maurów. Najbliższa okolica miasta to plaże ukryte w zatokach, takie jak niezwykłej urody Cala En Turqueta. Wokół mnóstwo mniejszych szmaragdowych zatoczek i dzikich plaż. Na niektóre z nich można dotrzeć jedynie od strony morza, a jeśli lądem, to tylko pieszo, wspinając się po ostrych skałach. To prawdziwe skarby tej wyspy. Można je podziwiać bez towarzystwa plażowiczów i amatorów sportów wodnych, za to przy akompaniamencie fal rozbijających się o skały, koncertu cykad i świerszczy.
Zakątki wyspy oddalone od wybrzeży najwygodniej zwiedzać na rowerze, jadąc prawie nieuczęszczanymi drogami wytyczonymi w naturalnych skalistych wąwozach, które łączą północ wyspy z południem. A tam, gdzie nie można dotrzeć lądem, warto wyprawić się łódką. Już za kilkanaście euro można udać się w rejs na którąś z czterech skalistych, niezamieszkanych wysepek w pobliżu. Najciekawsza z nich to Llatzeret. Nie zawsze była wyspą. Oddzielono ją od Minorki w 1900 r., wykopując kanał. Na wyspie wzniesiono szpital dla zakaźnie chorych, otoczony wysokim murem, który miał chronić przed roznoszeniem przez wiatr zarazków.
Matka Boska od Byka
Legenda mówi, że pewnego dnia mieszkańcy wioski położonej u stóp najwyższego wzniesienia wyspy, Monte Toro (357 m), zauważyli tajemnicze światło na zboczu i udali się w tamtym kierunku. Po drodze spotkali byka (po hiszpańsku: toro), który zaprowadził ich do cudownej figurki Marii Dziewicy. Na szczycie góry powstało sanktuarium. Dziś znajdują się tu: ogromna figura Chrystusa (upamiętnia Hiszpanów poległych w Maroku), klasztor sióstr franciszkanek i neoklasycystyczny kościółek, a w nim figura patronki wyspy – Marii Dziewicy od Byka (Verge del Toro) w złotej koronie. Monte Toro już w średniowieczu stało się celem pątników. Do dziś pielgrzymują tu wierni Minorkanie, zanosząc prośby do swojej patronki – najliczniej w pierwszą niedzielę maja, na uroczystość święcenia ziemi. Warto pójść ich śladem i pokonać wąską drogę wijącą się serpentyną w górę. Biegnie wśród pól i pastwisk, na których pasą się krowy, owce, konie. Wysiłek wspinaczki zostanie sowicie nagrodzony: ze wzgórza roztacza się zachwycający widok. W pogodny dzień (takich tu większość) całą wyspę widać jak na dłoni: zielone pola okolone kamiennymi murkami-wiatrochronami, szmaragdowe wody zatok i bielone wapnem domy. Takie jak na przykład w miejscowości Alaior czy wiosce rybackiej Binibeca Vell. Wszystkie domy są tu pokryte wapnem tak białym, że zdają się świecić. Są bardzo charakterystyczne: niskie, kamienne, pokryte łupkowym dachem. Większość z nich jest inspirowana stylem mauretańskim. Wewnątrz każdego kryje się chłodne patio, pluszcze woda w obowiązkowej fontannie.
Coś dla podniebienia
Miejscowe specjały to wyroby z mleka krowiego i owczego, rumianek, dżin i pomada. W sklepach można kupić kilka gatunków miejscowych serów, które dojrzewają od trzech tygodni do kilku miesięcy. Cenią je i importują z Minorki nawet Francuzi. W restauracjach i kafejkach na wyspie podawana jest herbata po angielsku, ale większym powodzeniem cieszą się aromatyczny napar rumiankowy camomila de Menorca oraz pomada – koktajl na bazie miejscowego dżinu (destylarnię alkoholu założyli tu Brytyjczycy) i lemoniady. Trudno o bardziej kojącą mieszankę: spokój dzikich plaż, rumianek i dżin. Nie tylko dla ludzi o skołatanych nerwach.
Ubezpiecz się przed wyjazdem na urlop. Sprawdź składkę i kup tanio online.