Lisbon story
Nazywają ją Paryżem końca Europy. Mówią też, że to miasto magiczne. Nie zmienia się od setek lat i tak jak kiedyś wabiła śmiałków, którzy ruszali stąd na podbój świata, teraz przyciąga niepokorne dusze. Jaka jest Lizbona? Przekonaj się, odwiedź ją koniecznie, żeby mieć własną lizbońską opowieść.
- Elżbieta Wichrowska, Claudia
Atmosfera tego miasta -portu, jego dźwięki, melodie ulic, muzyka, którą wszędzie słychać, to – jak mówił Wim Wenders, reżyser „Lisbon Story” – prawdziwy temat jego filmu. Każdy, kto film widział, po przyjeździe do Lizbony czuje się jak u siebie w domu – jakby mieszkał tu od zawsze i kochał to miasto. Z rozkoszą zanurza się w jego klimat, wsłuchuje w dźwięki i szuka smaków, które – zdaje mu się – pamięta z dzieciństwa.
Turkot wagonu
Żółty tramwaj hałaśliwie toczy się w dół, jeszcze głośniej rusza pod górę. Gwałtowne, zaskakujące zakręty, przez które pasażerowie mają kłopot z równowagą, albo nagły zgrzyt hamowania, bo skrzyżowanie zablokowało auto z trudem manewrujące między grupami pieszych. Eletricos przeciska się jednak dalej, przez ulice tak wąskie, że z wagonu bez trudu można sięgnąć pelargonii na parapetach pobliskich domów.
Nad balkonami, na sznurach rozpiętych między kamienicami, suszy się pranie. To nieoficjalny znak rozpoznawczy Lizbony, która nie sili się na przepych europejskiej stolicy. Żyje własnym życiem. Wielka historia miesza się w niej z teraźniejszością, codzienność ze świętem. Eleganckie pałace sąsiadują z kamienicami, z których odpadają tynki albo – może nawet częściej – jeszcze piękne kafle azulejos. Do wnętrza wagonu wpada powietrze przesycone aromatem ciastek i słodkich (tak, tak!) grillowanych sardynek.
Trasa tramwaju nr 28 wiedzie przez najbardziej malownicze części miasta. Co chwilę zachwyca inny widok: a to wielki kościół São Vicente de Fora, a to rozlewające się szeroko wody Tagu, które widać z Miradouro das Portas do Sol, lub zamek na wzgórzu. Za chwilę zapierają dech w piersi ciasny, barwny zaułek, zakład fryzjerski pamiętający lata 70., jakby wprost z filmu Wendersa, czy monumentalna XIII-wieczna katedra Sé (Najświętszej Marii Panny). Tramwaj dociera do Alfamy, najbardziej lizbońskiej – jak powiadają – dzielnicy klimatycznej Lizbony.
Muzyka tęsknoty
Czas wysiąść z tramwaju i dać się wciągnąć w labirynt krętych, stromych uliczek, ślepych zaułków, schodów prowadzących donikąd i ciemnych podwórek. Ta architektoniczna plątanina bez ładu i składu, typowa dla osad arabskich, jest spadkiem po Maurach, którzy osiedlili się Portugalii w VIII wieku. Gdy w 1755 r. trzęsienie ziemi zmiotło Lizbonę z powierzchni, ocalała jedynie zbudowana na wyjątkowo twardej skale Alfama, a z nią dawny klimat tego zakątka miasta – bezpretensjonalny i malowniczy. Alfama była kiedyś dzielnicą marynarzy, rzemieślników i biedaków. Życie toczyło się tu na ulicach i w knajpach. Tak jest do dziś. W domach od pokoleń mieszkają te same rodziny, knajpki od wieków przechodzą z ojca na syna. Można w nich i pysznie zjeść, i zasłuchać się – zapominając o świecie – oczywiście w fado.
Ta muzyka, nazywana portugalskim bluesem, narodziła się właśnie w Alfamie. Pieśniarze nie korzystają z nagłośnienia, ale ich głos, mocny, przeszywa do szpiku, a słuchacze dostają gęsiej skórki. Klasycznego fado słuchać można w wielu niedużych, klimatycznych restauracjach w Alfamie, ale też w innej części Lizbony, w Bairro Alto – Wysokiej Dzielnicy. Nazwę zawdzięcza położeniu na szczycie wzgórza, a opinię najbardziej rozrywkowego miejsca w Portugalii – mnogości klubów, barów, knajp i knajpeczek. Do Bairro Alto dostać się można w sposób dość nietypowy: jedną z czterech wind szynowych. Najpopularniejsza z nich to Elevador de Santa Justa, która łączy Bairro Alto z dzielnicą Baixa.
Zapach ciasteczek
Jeśli z Alfamy kierować się na zachód wzdłuż nabrzeży Tagu, dotrzeć można do dzielnicy Santa Maria de Belém. To stąd w 1497 r. Vasco da Gama wypłynął w podróż do Indii. Kiedy powrócił, król Manuel I dla uczczenia jego triumfu rozpoczął budowę klasztoru Hieronimitów. Monumentalna budowla to jedyny zachowany budynek w stylu manuelińskim, który łączy gotyk, elementy orientalne i marynistyczne. Do dziś świadczy o morskiej potędze Portugalii. Ściany, filar y, balkony, portale pokryte są gęstymi reliefami z motywami morskimi, mnóstwem płaskorzeźb przedstawiających ryby, żółwie, korale, syreny i morskie potwory.
Z klasztoru jest blisko do innej atrakcji Belém, tradycyjnej pastelarii (ciastkarni), gdzie wypieka się od 1837 roku słodkie Pastéis de Belém. Choć podobne można kupić w innych dzielnicach Lizbony, te – według oryginalnej (i pilnie strzeżonej!) receptury – wypieka się tylko tutaj. Zapach gorących, właśnie wyjętych z pieca ciasteczek unosi się na Rua de Belém, a przed cukiernią zawsze stoi kolejka łasuchów.
Każdy, kto gości w Lizbonie, ustawia się w niej obowiązkowo, żeby się rozkoszować smakiem delikatnych, budyniowo-śmietankowych babeczek. Można je kupić na wynos, ale najlepiej smakują w sali wyłożonej niebieskimi azulejos z XVIII wieku, podawane z pyszną kawą. Potem każdy, kto był w Lizbonie, długo wspomina z rozrzewnieniem ten smak. Snuje swoją „Lisbon story” i marzy o powrocie.
LIZBONA PRAKTYCZNIE
Jak dotrzeć?
Najlepiej samolotem, ceny biletów w zależności od terminów wahają się od 350 do 1100 zł. Dobrze jest skorzystać z Portugalskich Linii Lotniczych Tap Portugal (na www.flytap.com można upolować wiele atrakcyjnych okazji).
Gdzie spać?
Warto poszukać tzw. pensões: to małe pensjonaty mieszczące się zwykle na najwyższych piętrach kamienic. Wygód wielkich tam nie ma, ale ceny są przystępne, nocleg w pokoju 2-osobowym kosztuje 30–40 euro.
Co kupić?
Oczywiście porto (to wzmacniane wino portugalskie), ale też warto spróbować i zabrać na pamiątkę ginja – lizbońską nalewkę z wiśni. Portugalskie wina najlepiej kupować w urokliwych winiarniach, które są jednocześnie sklepami, takich jak Garrafeira Alfaia (znajduje się w dzielnicy Bairro Alto, Rua do Diário de Notícias, 125).
Gdzie jeść?
Restauracji, knajpek i kawiarenek jest w Lizbonie mnóstwo. Należy się kierować ogólną zasadą: unikać miejsc, gdzie jest tłum turystów, bywać tam, gdzie jadają miejscowi. Portugalskie śniadanie najlepiej zjeść w pastelarii. Na lunch warto wpaść do jednego z małych lokali, które nazywają się tasca. Serwują tam świeże, smaczne jedzenie, m.in. pyszne ryby oraz owoce morza z grilla.
Skąd czerpać informacje?
Na stronie organizacji Turismo de Lisboa (www.visitlisboa.com) umieszczono komplet niezbędnych informacji. Za jej pośrednictwem można zarezerwować miejsce w hotelu albo bilet na koncert.