Kobieta w podróży: Gruzja - kraj miłości do ludzi, dobrego jedzenia, wina i toastów do rana
To nie Paryż, a Tibilisi, ta kaukaska perła, powinna być nazywana miastem miłości. Miłości do ludzi, wina, toastów do rana i dobrego jedzenia. Ta miłość nie mija, nie nudzi się, ale dojrzewa im głębiej ją poznajesz. Jeśli potrzebujesz prawdziwych emocji, a nie instagramowych landszaftów - poznaj Gruzję bliżej.
W tym artykule:
- To nie Paryż, a Tibilisi powinno być nazywane "miastem miłości"
- Gruzja: dla starych dusz i wielbicieli nocnego życia
- Ażurowe balkony, leniwe "sierściuchy", palące słońce i bursztynowe wino
- Targowanie, czyli świetny początek rozmowy
- Gruzińska kuchnia: kiszone figi i mirabelkowy sos w rytmie czaczy
- Kutaisi: tu Gruzja nabiera rumieńców
To nie Paryż, a Tibilisi powinno być nazywane "miastem miłości"
Właściwie już na wstępie muszę przyznać się do kłamstwa. Gruzja nie jest miłością od pierwszego wejrzenia, taką, która spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Przypomina raczej nieśmiałe zauroczenie, która niezauważenie zmienia się w namiętność. Przecierasz oczy i nagle kokieteria najpopularniejszych turystycznych miejsc traci smak, gdy poznajesz ją – miłość jak ze starego albumu z czarno-białymi wyblakłymi zdjęciami, pogniecionymi kartami i przetartymi rogami płóciennej okładki.
Gruzja: dla starych dusz i wielbicieli nocnego życia
Moją podróż rozpoczęłam późnym sierpniem. Lotnisko w Tibilisi przywitało mnie porankiem, które zwiastuje gorący duszny dzień. Obietnicę tę spełniło. Momentami trudno nabrać powietrza w płuca, choć może to być też zachwyt tym, co zastaniemy na miejscu. Stolica z otwartymi ramionami wita gości i oferuje ogromną bazę noclegową: od apartamentów na klimatycznej Starówce z zabudowaniami z XVIII w., po nowoczesne hotele.
Ja zatrzymałam się w 4-gwiazdkowym Rooms Hotel Tbilisi, położonym na malowniczej uliczce nazwanej imieniem gruzińskiego opozycjonisty antykomunistycznego, więźnia łagrów - Meraba Kostawy. Hotel jest łącznikiem między nowoczesnym obliczem Gruzji, a jej starą duszą. Designerskie wnętrza wypełnione są nowoczesną sztuką, która genialnie koresponduje z tapetami jak z zamkowych komnat, antykami i trzeszczącymi podłogami.
To miejsce, które świetnie spełni swoją funkcję - kusi do wypadów nie tylko na zabytkową Starówkę, ale też na wieczornego drinka do Lolity – baru po drugiej stronie ulicy, wypełnionego po brzegi w gorące gruzińskie wieczory. Tibilisi w nocy tętni życiem – energią miasta, które po upalnym dniu i trudnej historii wreszcie oddycha pełną piersią. Aż trudno uwierzyć w jej przeszłość i to, że w latach 80. przez niemal 8 lat pogrążona była w totalnych ciemnościach – bez prądu, ogrzewania i w totalnej biedzie. Dziś jest prawdziwą perłą – autentykiem wśród fałszywek.
Gruzja ma wiele wspólnego z Polską – mentalnie, historycznie i kulturowo. Jesteśmy do siebie podobni – gościnni, ciepli, rodzinni, kochający dobre jedzenie i długie biesiady z niekończącymi się toastami. Choć te w Gruzji nie równają się z niczym, co do tej pory widzieliście. Uniesiony kieliszek to zapowiedź kolejnej niezwykłej historii - czasem z morałem, lub im później - bez. Polacy kochają ten kierunek i stanowią przeważającą liczbę odwiedzających.
Ażurowe balkony, leniwe "sierściuchy", palące słońce i bursztynowe wino
Jak nie zakochać się w pięknej Georgii – romantycznych zakątkach starego miasta, kamienicach ozdobionych ażurowymi drewnianymi balkonami, na których leniwie wygrzewają się zmęczone skwarem psiaki. Trudno nie zatrzymać się, by podziwiać misterne budowlane konstrukcje, by jakiś łaszący się dachowiec nie wykorzystał tej okazji do przywitania się.
Tibilisi oprócz klimatycznych uliczek z poukrywanymi knajpkami, w których można odetchnąć od palącego słońca lub napić się lampki bursztynowego wina oferuje też fascynującą podróż po historii kraju. Głównymi przystankami na mapie zwiedzania są: Gruzińskie Muzeum Narodowe, spacer Mostem Pokoju, czy główną ulicą Shota Rustaveli, XII-wiecznego poety (autora gruzińskiej epopei narodowej „Rycerz w tygrysiej skórze”), którą wieńczy spektakularny Plac Wolności z pomnikiem patrona Gruzji - św. Jerzego z Kapadocji (po dekomunizacji zastąpił on pomnik Stalina).
Punktem obowiązkowym powinno stać się też zwiedzanie historycznej dzielnicy Tibilisi – Betlemi, leżącej u stóp twierdzy Narikala. To jak podróż w czasie po multikulturowej szkatułce, gdzie między pozostałościami po siermiężnym komunizmie odkryjesz prawdziwe perły - wnętrza drewnianych klatek schodowych ozdobionych bajkowymi witrażami. Nie możesz też opuścić Tibilisi bez przywitania się z Matką Gruzją – symbolem gruzińskiego narodu. Jej pomnik góruje nad Starym Miastem od 1958 r. (zbudowany w 1500-lecie miasta) i przypomina zarówno o gościnności Gruzinów, jak i gotowości do walki w obronie kraju.
Targowanie, czyli świetny początek rozmowy
W każdym miejscu, które odwiedzam, szukam targów staroci, które są moim kluczem do poznania bliżej danej kultury i odkrywania jej tajemnic. Jeden z najpopularniejszych pchlich targów w Tibilisi działa w małym parku po południowej stronie Suchego Mostu. Znaleźć można tam wszystko – nawet niechlubne pamiątki z czasów ZSRR. A już na pewno można lepiej poznać lokalną społeczność, która targowanie uważa za świetny początek do długiej rozmowy.
Gruzińska kuchnia: kiszone figi i mirabelkowy sos w rytmie czaczy
Wieczór w Tibilisi można spędzić na wiele sposobów. Jednym z tych, którą z pewnością utkwią w pamięci na długo będzie wjazd kolejką, by podziwiać panoramę oświetlonego miasta z twierdzy Narikala lub parku rozrywki położonym w najwyższym punkcie miasta, góry Mtatsminda (770 m n.p.m).
Inni, zakochani w dobrym jedzeniu i winie, wyruszą na nocne polowanie spragnieni smaków Gruzji. Być może odnajdą je w restauracji Black Lion (Shavi Lomi) prowadzonej przez Meriko Gubeladze, gdzie można poznać nowe interpretacje tradycyjnej gruzińskiej kuchni z wykorzystaniem m.in. zielonej kaszy jaglanej, gulaszu wegetariańskiego czy sosu z kalarepy.
Restauracja z klimatycznym ogrodem, w którym do rana trwają biesiady, a pod nogami przechadzają się koty, jest hołdem dla ulubionego malarza naiwnego Gruzji, Niko Pirosmaniego, (ur. 1862-1918) pochodzącego z regionu Kacheti. Dziś obrazy tego samouka są warte miliony. Tyle samo, ile historia niespełnionej miłości w ich tle.
Gruzińska kuchnia kojarzy nam się z wypełnionymi bulionem pierożkami chinkali czy chaczapuri, ale gruzińska kuchnia słynie też z kiszonek – kisi się niemal wszystko: od czosnku, zielonych pomidorów, po figi i arbuzy. To kuchnia pełna smaków i kolorów, w której widać bezsprzeczną dominację orzechów, bakłażanu, kolendry. Koneserzy unikatowych smaków z pewnością powinni spróbować mirabelkowego sosu lub konfitury z zielonego orzecha włoskiego, które serwuje restauracja Rigi na Saarbrucken Square.
Natomiast w klimatycznej Ethnographer nakarmisz wszystkie zmysły. Spróbujesz flagowych dań, posłuchasz gruzińskiej muzyki i zobaczysz taneczne pokazy tradycyjnego gruzińskiego tańca, które konkurują z przepięknym widokiem z tarasu na panoramę miasta.
Ci, którzy poszukują spokoju powinni się wybrać do jednej z najstarszych dzielnic miasta, Abanotubani, znanej z łaźni siarkowych. To z resztą gorące źródła miały być powodem, dla którego podjęto decyzję o założeniu tu miasta i jego nazwie - "Tbilisi" od słowa "tbili", czyli "ciepły".
Ale największą atrakcją Gruzji są rodzinne winnice prowadzone od pokoleń i kontynuujące najlepsze winiarskie tradycje. Punktem obowiązkowym jest wizyta w winiarni Khareba ("Winery Khareba"). To tam nauczyłam się, że dobre wino to to..., które zwyczajnie najbardziej ci smakuje.
Kutaisi: tu Gruzja nabiera rumieńców
Ale nie samym Tibilisi stoi ten piękny i dumny górski kraj. By poznać Gruzję lepiej, najlepiej wynająć samochód z kierowcą. Tutejsi przewodnicy mówią, że jeśli nie widziałeś regionu Svanet, Tuszeti czy Kaszeti, to nie widziałeś Gruzji. Równie wartym odwiedzenia jest region Imereti z Kutaisi (łac. ziemia rolników), które wyłania na tle złowieszczych gór. Tu lokalny koloryt nabiera jeszcze większych rumieńców. Po drodze na poboczach, lokalni sprzedawcy wypiekają nazuki – słodki chlebek z rodzynkami, cynamonem i goździkami, a twórcy kwewri chętnie opowiedzą o tradycyjnym wypalaniu wielkich dzbanów na wino własnej produkcji, których tradycje pielęgnują od pokoleń.
Samo Kutaisi to niezwykła różnorodność – gdzie między leniwie płynącym życiem mieszkańców dochodzą echa polityki. To tu mieszka wielu uchodźców z Abchazji uciekających przed rosyjską okupacją, a między radziecką dzielnicą z charakterystycznymi robotniczymi blokowiskami odnajdziesz zabytki i nowoczesne knajpy.
Warto wybrać się też na miejscowy bazar w Kutaisi, na którym miesza się wszystko: gwar życia, radosnych powitań i smutek powszednich spraw. Zapach rozprawianej kury z aromatem ziół i świeżo wyciskanych soków, zawieszona w ciężkim powietrzu chmura papierosowego dymu, z której wyłaniają się panowie ciągnący wózek arbuzów. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim, na kraciastej ceracie stoi skromny ołtarzyk upamiętniający zmarłą bywalczynię targu. To kwintesencja Gruzji i Gruzinów, których piękno tkwi w prostocie życia i wyrażania uczuć.
Taka właśnie jest Gruzja – słodko-gorzka i prawdziwa do kości. Gruzini to niezwykły naród, hardy, osmagany wiatrem historii, ale nadal optymistyczny. Nasz lokalny przewodnik, najlepszy, jakiego można sobie wymarzyć, David Pakhuridze, zaczarował mnie tam legendą o ludziach, którzy dalej piją to, co pili ich ojcowie i matki i tłumaczą swoim dzieciom ze przez wieki chciano im wyrwać korzenie, ale nikomu się to nie udało - zbyt głęboko tkwią w tej ziemi.
Czy to wina Borjomi – leczniczej gruzińskiej wody znanej na całym świecie miejscowości uzdrowiskowej, czy zasługa wina, a może bardziej czaczy (narodowego gruzińskiego mocnego alkoholu), ale z Gruzji trudno "wytrzeźwieć". Podobno leczy się z niej do następnej wizyty.