Jak za Czyngis-chana
Któż z nas nie marzy, by porzucić cały ten cywilizacyjny zgiełk, wsiąść na konia i galopować przez bezkresny zielony step, wdychać krystalicznie czyste powietrze, a nocą przy ognisku wpatrywać się godzinami w rozgwieżdżone niebo.
- National Geographic
I spotykać tam tylko ludzi dobrych, prostych, gościnnych i zżytych z naturą, a nie jakichś zepsutych telewizją, telefonami i komputerami popaprańców. Czy są jeszcze na świecie takie miejsca? Niestety, coraz mniej. Ale wciąż jeszcze możemy dziękować Bogu za Mongolię.
Mongolia chyba wszystkim kojarzy się ze stepem, jurtami i Czyngis-chanem, którego wojownicy - znani u nas jako Tatarzy - dotarli do ziem polskich w XIII wieku. W tym roku mija zresztą 800. rocznica stworzenia zjednoczonego państwa mongolskiego przez Temudżyna, obwołanego Wielkim Chanem, czyli Czyngis-chanem. Jego wojownicy podbili Chiny, Azję Środkową, Persję, Indie, Rosję oraz Europę Wschodnią i choć to jedno z największych imperiów w dziejach ludzkości szybko upadło, a Mongolia stała się potem częścią cesarstwa chińskiego, to życie w stepie jeszcze dziś toczy się prawie tak jak za czasów Czyngis-chana.