Gwiazdy na wakacjach
Zaraz znikam, pakuję się i ruszam na urlop – o wielkiej ucieczce od codzienności marzy każdy, gdy w powietrzu czuć lato. Kierunek – dowolny. Tak samo cudne mogą być tropiki, jak pobyt u babci na wsi. Wszędzie można osiągnąć cel: przeżyć przygodę, oczyścić emocje, odzyskać energię. A potem – mieć co wspominać. Która letnia wyprawa najbardziej zapadła wam w serce? Jakimi barwami mieni się szczęście przywiezione w wakacyjnej walizce? – zapytaliśmy nasze gwiazdy.
- Agnieszka Rakowska-Barciuk, Claudia
Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala
1 z 6
1_18
Zaraz znikam, pakuję się i ruszam na urlop – o wielkiej ucieczce od codzienności marzy każdy, gdy w powietrzu czuć lato. Kierunek – dowolny. Tak samo cudne mogą być tropiki, jak pobyt u babci na wsi. Wszędzie można osiągnąć cel: przeżyć przygodę, oczyścić emocje, odzyskać energię. A potem – mieć co wspominać. Która letnia wyprawa najbardziej zapadła wam w serce? Jakimi barwami mieni się szczęście przywiezione w wakacyjnej walizce? – zapytaliśmy nasze gwiazdy.
Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala
2 z 6
Justyna Steczkowska
"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli. W Indiach te słowa nabrały dla mnie jeszcze większej mocy." Gdy piętnaście lat temu po raz pierwszy trafiłam do Bombaju, natychmiast chciałam wracać. Czyhające na każdym kroku ubóstwo chwytało za gardło. Zobaczyłam bose, brudne, okaleczone sieroty żebrzące na ulicy. Serce pękało też na widok dzieci w domach publicznych, które mieszczą się tu na każdym rogu, sklecone za jakąś dyktą czy zasłonką. To było okrucieństwo, piekło tego świata. W pierwszym momencie nie potrafiłam dostrzec niczego innego. Dopiero kiedy następnego dnia zaprzyjaźniłam się z grupą ulicznych dzieci, zrobiło mi się lżej. Poczułam się potrzebna. Dzieci towarzyszyły mi przez cały czas i myślę, że dla nich to była fajna przygoda. Nie musiały się o nic martwić. Miały czas na zabawę i jedzenia pod dostatkiem. Najbardziej cieszyły je codzienne kąpiele, po których czesałam im włosy, plotłam warkocze. Maluchy przeglądały się w lustrze, mówiły coś w języku hindi i ciągle się śmiały. Wtedy pokochałam Indie. Obiecałam sobie, że kiedyś tam wrócę. Wróciłam w tym roku. Chciałam, by teledysk do piosenki z mojej nowej płyty „XV” był nakręcony właśnie w Indiach, na Goa. Pojechałam tam z „Itaką”. Towarzyszyli mi mąż i synowie. Razem z nimi odkrywałam pogodne barwy tej wyspy. Urzekł nas niczym niezmącony spokój. Czas płynie tutaj wolno, a wyznacza go rytm fal. Można nabrać dystansu, cieszyć się magią życia. Przeżyliśmy też nie lada gratkę. Mieliśmy okazję być na tradycyjnym hinduskim weselu. Młoda para pojawiła się na słoniach. Było pięknie, zupełnie jak w bajce. Z tej bajki przywiozłam na pamiątkę kilka pięknych, kolorowych sari i ogrom przypraw, a nasi synowie kokosy, które zrywali z dzikich palm. Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala
3 z 6
Dorota Gardias
Wakacje marzeń? Zwariowana podróż z gatunku: ja plus plecak. Jadę sobie w nieznane, śpię byle gdzie, nie wiem, co mnie spotka następnego dnia. Czerwony. Taki kolor miał afrykański Marrakesz, który odkryłam rok temu. Magia i czary przeplatały się z unoszącymi się w powietrzu zapachami przypraw. Wciąż czułam je w nozdrzach, gdy w górach Atlas moje auto pokonywało kolejne serpentyny, a po obu stronach wąziutkiej drogi była przepaść. Lubię takie emocje! W podstawówce zostałam harcerką, bo chciałam jeździć z koleżankami na obozy. Nie zdobyłam żadnych sprawności, ale biwakowanie uwielbiałam. Namioty, łóżka polowe, nocne warty. To było coś! Tylko poranne apele mnie wykańczały. Pospać mogłam za to na wakacjach u babci Janiny, która mieszkała na wsi: kamienista droga, jeden sklepik, strumyk, łąki. Biegałam po nich boso i zbierałam pomarańczowe rydze, które babcia piekła na rozgrzanych fajerkach. Uwielbiałam też „poziomkobranie”. Obłędnie pachnące owoce rosły pod leszczyną. Nabijałam je na patyk i pakowałam do buzi. Babcia już nie żyje, jej dom został sprzedany, ale nikt o niego nie dba, niszczeje. Wiem, bo co roku jeżdżę w tamte strony, by wspominać wakacyjną idyllę. Ostatnio zdarzyło się coś niezwykłego. W ogródku babci zakwitły dwa narcyzy. Te same, które kiedyś sama posadziła. Odczytałam to jak znak. Postanowiłam: odkupię jej dom, wyremontuję. Będę tu przyjeżdżać, biegać boso po trawie. Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala
4 z 6
Tomasz Jacyków
"Śmiesznostka wakacyjna: pewna Turczynka sprzedająca na bazarze przyprawy, zauroczona pewnie moim stylem, porównała mnie do szatana w kapeluszu." Dziwny ze mnie typ. Polskich targowisk nie cierpię, ale na tureckich odnajduję się bez problemów. Moje bystre oko zawsze jest w stanie wypatrzyć jakieś modowe cudeńko. Klimat takich targowisk też jest obłędny, na każdym stoisku można kupić wykręcające nos aromatyczne przyprawy, bajecznie kolorową ceramikę, dywany i ubrania. Turcy zachowują się trochę jak Włosi. Tak samo jak oni nadużywają języka migowego. Szybciej reagują na miny niż słowa. Kiedy podczas dobijania targu niezadowolony kręciłem nosem i krzywiłem usta, sprzedawca opuszczał ceny o połowę. Szkoda, że ten numer nie przeszedł, gdy w Paryżu zapragnąłem spróbować specjałów kuchni molekularnej. Zaciekawiło mnie, że zrywa ona ze starymi wyobrażeniami o gotowaniu. Nie ma tu smażenia i pieczenia, do przyrządzania potraw używa się ciekłego azotu. Na kolację wybrałem się z moim partnerem Tomkiem. Wnętrze restauracji urządzone było w stylu minimalistycznym, wyrafinowanym, eleganckim. Zapachniało luksusową whisky i świeżymi warzywami. Kelner przyjął zamówienie i wtedy się zaczęło. Staliśmy się świadkami wyjątkowego spektaklu, który trwał ponad trzy godziny. Działo się! Był dym, słychać było jakieś trzaski, czasem iskra poleciała. Z oparów azotu wyłoniła się tarta z tuńczyka polana pianą z pietruszki. Potem był kawior z winogron i polędwica z masą truflową (mięso dało się smarować jak masło). A na deser – lody z glonów o nucie pomarańczy. Zaskakujące. Najbardziej jednak zaskoczył mnie rachunek. Za molekularną ucztę zapłaciłem 2,5 tysiąca dolarów. Wiedziałem, że będzie drogo, ale żeby aż tak? Cóż, przynajmniej mam cenne wspomnienia. I wciąż spłacam kartę kredytową. Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala
5 z 6
Aleksandra Kisio
"Jeśli wakacje, to koniecznie z klasyką. Nie wyobrażam sobie urlopu bez książek. Czytam wszystko – od prozy Dostojewskiego po kryminały Christie." Ulubione miejsce na ziemi? Rzym. Mogłabym tam jeździć na okrągło. A ostatnio zakochałam się w Sewilli. Jest przeurocza. Mało kto wie, że mamy u siebie skrawek tego miasta. Pałac Kultury i Nauki bowiem zawdzięcza swój wygląd Giraldzie – dzwonnicy katedry sewilskiej. Było tak: Amerykanie skopiowali hiszpańską wieżę, stawiając podobną u siebie. Stalin, który uwielbiał amerykańskie kino, zachwycił się nią w jakimś filmie i kazał zbudować takie same w Związku Radzieckim, a jedną podarował też Warszawie. A ja podarowałam sobie rok temu wakacje w raju, czyli na Bali. Do Indonezji ciągnęło mnie, odkąd w restauracji w Hamburgu spróbowałam azjatyckiej kuchni. Potem wpadła mi w ręce książka „Jedz, módl się i kochaj”. Fragment o wyspie, na której bohaterka spotkała kogoś, kto pragnie ją kochać, tak mnie poruszył, że decyzja była szybka: jadę tam! Ale nie do ekskluzywnego hotelu, lecz do małego „butikowego” pensjonatu. Z Łukaszem, moim narzeczonym, sami opracowaliśmy plan podróży. Zamieszkaliśmy z dala od skupisk, nad oceanem, a wyspę zwiedzaliśmy na rowerach. Pola ryżowe, głusza, medytacja, pyszne jedzenie… Ale ludzie przyjeżdżają tu też, by pogodzić się ze swoją duszą. Tak było w moim przypadku. Przemyślałam wiele rzeczy, mnóstwo spraw poukładałam sobie w głowie. Wróciłam szczęśliwsza. I z superprzepisem na balijską zupę z krewetek, podarowanym przez tutejszego kucharza. Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala
6 z 6
Iwona Pavlović
"W podróży zawsze mam na szyi łańcuszek, a na nim serce z literą „W”. To prezent od męża Wojtka: oznacza szczęście i miłość." Kiedy w moim ulubionym sosnowym lesie poczuję intensywny zapach igliwia, wiem, że lato już za rogiem. Dlatego wakacje kojarzą mi się z drzewami. Jestem na nie czuła. Wychowałam się w otoczeniu mazurskich lasów, stąd ta skaza. Gdy z podróży po świecie wracam do domu, zatrzymuję się za Iławą. Jest tam odcinek drogi, który mnie urzeka: konary smukłych topoli tworzą nad jezdnią zieloną kopułę, przez którą przebijają się promienie słońca. Nie mogę nasycić wzroku tym widokiem. Podobnie zauroczył mnie Zanzibar – lasy palm kokosowych, olbrzymie drzewa goździkowe i pola manioku, a wszystko otoczone białym jak śnieg piaskiem plaż i seledynowymi zatokami, w których kołyszą się łodzie rybackie. Kolorami przywitały mnie Indie, do których trafiłam na urlop podczas obchodów święta radości i wiosny – Holi. Hindusi tańczyli na ulicach, było wesoło. Najpierw temu tylko się przyglądałam, ale w końcu poniósł mnie temperament i weszłam w środek rozbawionego tłumu. Zaczęłam tańczyć, a wtedy zgodnie z tradycją zostałam posypana kolorowym proszkiem. I z Czarnej Mamby zmieniłam się w Tęczową. Czego żałuję? Na lokalnym targu wypatrzyłam srebrny naszyjnik w kształcie węża. Własnoręcznie wykonali go tybetańscy mnisi. Od razu wydał mi się magiczny. Przymierzyłam, zachwyciłam się, ale jednak nie kupiłam. Błąd. Na szczęście do naprawienia. Za rok też są wakacje. Zdjęcia: T. Kordek dla Itaka Gala (2), Sz. Szcześniak dla Itaka Gala (4), P. Łączny dla Itaka Gala (2), M. Szuder dla Itaka Gala, M. Pańszczyk dla Itaka Gala