Żona Polańskiego, Emmanuelle Seigner ostro o filmie Tarantino: "To zarabianie na tragedii mojego męża"
Żona Romana Polańskiego, Emmanuelle Seigner, ostro skrytykowała najnowszy film Tarantino. Zdaniem francuskiej modelki opowiadanie w filmie tragicznej historii Polańskiego i jego pierwszej żony to zarabianie na cudzym nieszczęściu.
- Redakcja
"To zarabianie na tragedii mojego męża"
Polański to jedno z najgłośniejszych nazwisk Hollywood. Reżyser zasłynął jako twórca takich klasyków kina jak "Dziecko Rosemary" czy "Nóż w wodzie". Niestety Polański “znany” jest także z mniej chlubnych rzeczy, reżyser oskarżany jest o gwałt na nastolatce. Od lat prowadzi sądową batalię w tej sprawie. To jednak nie jedyna traumatyczna historia w jego życiorysie. Historia Polańskiego jest dosyć skomplikowana i bardzo bogata w wydarzenia. Polański był pośrednią ofiarą jednego z głośniejszych morderstw w historii USA. W 1969 roku szaleńcza sekta Charles’a Mansona zamordowała ciężarną żonę Polańskiego, Sharon Tate. Ameryka miesiącami przeżywała to okrutne morderstwo, a sam Manson na stałe wszedł do języka amerykańskiej popkultury, stając się symbolem zepsucia i zła. Dziś historię zabójstwa żony Polańskiego zdecydował się opowiedzieć Quentin Tarantino, w swoim najnowszym filmie "Dawno temu w Hollywood", który kilka dni temu miał swoją światową premierę.
Żona Polańskiego ostro o filmie Tarantino
Zdaniem Emmanuelle Seigner, z którą Polański ożenił się lata temu, wykorzystywanie tych traumatycznych doświadczeń w fabule filmu to okropny sposób, by zarobić na czyimś nieszczęściu.
Jak można w taki sposób wykorzystać czyjeś tragiczne życie? To totalna hipokryzja. Z jednej strony Hollywood czerpie garściami z tragedii Romana Polańskiego, a z drugiej traktuje go jak wyrzutka. Chcą zarobić na jego osobistym dramacie, to próba monetyzacji nieszczęścia - pisze Seigner na Instagramie.
Margot Robbie, odtwórczyni roli Sharon Tate sama przyznała, że nie konsultowała roli z Polańskim. Jak powiedziała w jednym z wywiadów, "wystarczyła mi książka, którą napisał, było w niej wystarczająco dużo szczegółów".
A co Wy o tym sądzicie? Czy faktycznie wykorzystywanie tak dramatycznej i prywatnej historii jako fabuły kasowego filmu to dobry pomysł?