Reklama

To, że pani schudła jest ostatnio bardziej komentowane niż fakt, że zagrała pani w filmie nominowanym do Oscara.
Ciało jest narzędziem w mojej pracy i używam go świadomie. Zainteresowanie moją wagą nie jest zainteresowaniem zawodowym. Kiedy aktorka chudnie albo tyje, pytamy: dlaczego, na jakiej jest diecie, jak się ze sobą czuje? Gdy dotyczy to aktora, zakładamy, że pracuje nad wizerunkiem do roli. Nie mam potrzeby publicznego roztrząsania zmiany swojej wagi, odbieram to jako brak taktu.
Zagrała pani w świetnie przyjętej „Róży” Wojciecha Smarzowskiego, potem było „W ciemności”, do tego teatr, serial, piosenka aktorska...
Jestem zwolennikiem robienia tego, co się lubi, a ja swoją pracę uwielbiam. Nie przeszkadza mi, że muszę wstać o czwartej, żeby zdążyć na wschód słońca, spędzić kilkanaście godzin na planie u Agnieszki Holland, przy bardzo niskiej temperaturze. Dla mnie jest ważne, żeby poszukiwać, nie powielać tych samych postaci czy charakterów. Chcę czytać dobre scenariusze i na tej podstawie kreować swojego bohatera.
Jak pani to robi?
Nie staję rano przed lustrem i nie ćwiczę samogłosek... Wiem, że nie mam perfekcyjnej dykcji, ale wolę pracować na konkretnych tekstach, uwielbiam pracę z partnerem, nie mam cierpliwości do prób czytanych, nudzi mnie teoretyzowanie na temat tego, co chciałabym zagrać. Lubię zmieniać się z każdą następną sceną. Oczywiście pracuję nad każdym tekstem, który otrzymuję, nie jestem leniem, potrzebuję zmagać się z rzeczami, które są dla mnie trudne. Nie lubię planować: teraz stworzę bohatera takiego a takiego.
Czego pani potrzebuje, aby obudzić w sobie emocje, wzruszyć ludzi, jak np. rok temu w Opolu, gdy rozpłakała się pani, wykonując utwór „Tomaszów”?
Aktor powinien być obdarzony empatią, tylko ona pozwala wejść w emocje drugiego człowieka, być wrażliwym na świat. Musimy umieć obserwować ludzi. Wiem, jaką historię chcę opowiedzieć, mierzę się z nią zawsze w konkretnej chwili i sytuacji. Nie zakładam, że w drugiej zwrotce poleci mi łza, ale też rozczulają mnie opinie, np. na temat „Tomaszowa”, że ta piosenka była tak wzruszająca, bo Kinga Preis się popłakała. A ja nie popłakałam się przecież prywatnie, jako Kinga...
Poświęca pani wiele dni na stworzenie postaci, potem ją gra, żyje jej emocjami. Jak żegna się pani ze swoimi rolami?
Byłam kiedyś nałogowym palaczem, ale przestałam siebie za to lubić. Poszłam na terapię, by rzucić palenie, i zrozumiałam, że jeśli nie mamy wewnętrznego pragnienia, to niczego nie zmienimy. Trzeba umieć pożegnać się z czymś raz na zawsze, jeżeli tego chcemy, bez żalu. Jeśli będziemy zadawać sobie pytanie: „kiedy znowu cię zobaczę?”, to znaczy, że nie zaakceptowaliśmy tego, co się skończyło. Kiedy żegnam się z postacią ważną dla mnie, daję sobie czas, aby nie mieć poczucia, że zostawiam w sercu miejsce, które do końca życia będzie bolało. Nie można się oczywiście z tym śpieszyć, popędzać się, to powolny proces.
Co panią inspiruje?
Muzyka jest sztuką, która wywiera na mnie ogromny wpływ, jestem od niej zależna. Odbieram muzykę bardzo emocjonalnie. Zaraziły mnie tym moja mama i babcia, dzieciństwo spędzałam na próbach w Operze Wrocławskiej. I do teraz brzmienie muzyki klasycznej na żywo mnie inspiruje.
Zaraziła pani tą pasją syna?
Na pewno jest osłuchany, ale skłamałabym, mówiąc, że inspiruje go muzyka klasyczna. Niedawno stwierdził, że absolutnie nie jest w stanie słuchać tej bylejakości, która jest teraz radiowym standardem. Spodobało mi się to, bo myślę, że młodzi ludzie są poddani takiemu szybkiemu rytmowi, bezmyślnemu, bez harmonii. A on poszukuje, od Sex Pistols, Dire Straits, Rammstein po reggae. To niesamowite, jak wyrabia sobie gust muzyczny, harmonię.
Znajduje pani czas, żeby odpoczywać?
Bywają chwile, kiedy jestem zajęta prawie całą dobę, jak teraz, i takie, gdy odpoczy- wam. Zdarza mi się mieć 2-3 tygodnie wolnego. Jeżdżę wtedy po świecie i bardzo to lubię. Praca jest moją wielką pasją, ale nie chcę patrzeć na świat tylko z jej perspektywy.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama