„Pojedynek na głosy”: przyjaźń, muzyka i wojna połączy wyjątkowe kobiety [Recenzja]
Wybierając się do kina na „Pojedynek na głosy”, spodziewałam się zobaczyć komedie w stylu „Zakonnicy w przebraniu”. Skojarzenie było o tyle trafne, że same bohaterki dostrzegły analogię między swoją przygodą z chórem a słynnym filmem. Zamiast spadkobierczyń Whoopi Goldberg zobaczyłam historię wojny opowiedzianą z perspektywy, jakiej nie znałam do tej pory.
„Pojedynek na głosy”: czego się spodziewać?
„Pojedynek na głosy” to tytuł, który sugeruje, że powinniśmy spodziewać się musicalu lub komedii. Nic bardziej mylnego. Film prowadzi lekką narrację, pada w nim wiele trafionych żartów i jeśli ktoś chce wybrać się do kina, żeby się pośmiać i posłuchać dobrej muzyki, to niepewien wyjść rozczarowany. Nie nazwałabym go jednak klasyczną komedią z jednego ważnego powodu — fabuły. Angielski tytuł „Military wives” lepiej oddaje to, o czym faktycznie jest ten film.
Baza wojskowa Flitcroft w Anglii to miejsce, gdzie mieszkają żołnierze i ich rodziny. Film zaczyna się, gdy zostają powołani na misję do Afganistanu, przez co zostawiają w bazie swoje żony i dzieci. Maluchy rysują kalendarze, z których pomocą odliczają czas do powrotu ojca. Kobietom pozostaje bierność. Większość z nich nie jest aktywna zawodowo, co pozostawia im o wiele za dużo czasu na myślenie. Lęk o męża, żołądek ściśnięty w supeł za każdym razem, gdy dzwoni dzwonek do drzwi, notorycznie zrywana łączność i bycie samotną matką przez kolejne miesiące to rzeczy, o których nikt nie mówi.
Sam film zresztą też mówi o tym niewiele. Pokazuje, ile wysiłku wszystkie z nich wkładają w to, by nie pozwolić przerażeniu i tęsknocie przejąć kontroli nad życiem. Dlatego właśnie na pierwszy rzut oka sprawia on wrażenie komedii. Cicha, codzienna, ledwo dostrzegalna tragedia podana zostaje w lekkostrawnym sosie. Historia o wyparciu, bólu i o przytłaczającej bierności opowiedziana zostaje pod pretekstem opowieści o pierwszym chórze żon wojskowych w Anglii.
„Pojedynek na głosy”: o czym jest?
Chór w bazie Flitcroft założony zostaje trochę przez przypadek i trochę wbrew woli jednej z jego opiekunek. Dwie kobiety, Kate (Kristin Scott Thomas) i Lisa (Sharon Horgan), zostają wyznaczone do zorganizowania czasu kobietom czekającym na powrót mężów i żon służących w wojsku. Kate i Lisę dzieli bardzo wiele — stopień ich mężów (który pośrednio wyznacza również miejsce kobiety w hierarchii Flitcroft), podejście do muzyki, do życia oraz doświadczenia związane z wojną i metody radzenia sobie z traumą. Łączy jedno – obie mają silny charakter i żadna z nich nie chce odpuścić. Różne wizje chóru, jakie mają w głowach, prowadzą do postania zaskakującego kompromisu, który zagwarantuje kobietom artystyczny sukces. Mowa o zaproszeniu na Festiwal Pamięci w Londynie, podczas którego miały zaśpiewać w Royal Albert Hall.
Początki chóru były trudne. Większość kobiet nie umiała śpiewać, ukryte talenty nie chciały się ujawnić, a Kate i Lisa walcząc między sobą co jakiś czas ponosiły organizacyjne fiasko. Mimo to każda z pań na swój własny sposób wnosi coś do wspólnoty i budzi sympatię. Każda, nawet drugoplanowa postać, jest pokazana w wielowymiarowy sposób i staje się człowiekiem z krwi i kości. Dlatego tym bardziej uderzają nas docierające co chwilę złe wieści.
„Pojedynek na głosy”: główne bohaterki
Choć z złażenia główne bohaterki są dwie, to jednak muszę przyznać, że moją uwagę zwróciła szczególnie postać Kate. Jej mąż, Richard (Greg Wise), jest oficerem i zachowuje się jak oficer nie tylko na służbie, ale też w domu. Małżeństwo oddaliło się od siebie po tym, jak ich jedyny syn zginął na wojnie. Kate, stojąca najwyżej w hierarchii w bazie, poczuwa się do roli gospodyni, która nie może pozwolić sobie na pokazanie słabości. Nerwy próbuje ukoić kompulsywnymi zakupami i odwraca swoją uwagę prowadzeniem chóru, który, jak wytyka jej Lisa, prawdopodobnie założyła tylko ze względu na siebie. Moment, w którym odzyskuje spokój, jest jednym z najpiękniejszych ujęć w całym filmie.
Lisa też jednak zasługuje na uwagę. Po tym, jak jej maż dostał awans, automatycznie awansowała również ona. Postawiło ją to w roli opiekunki wspólnoty, w której wcale nie chciała być postawiona. O tym, że kobieta nie widzi siebie, jako przewodniczki sprawującej opiekę, świadczy również jej relacja z dorastającą córką, nad którą nie jest w stanie zapanować. Mimo to utalentowana Lisa podbija serca kobiet w bazie Flicroft, a my obserwujemy, jak dojrzewa do roli przywódczyni i matki.
„Pojedynek na głosy”: czy warto?
Uważam, że warto wybrać się na „Pojedynek na głosy”, po to, by poznać historię wojny z perspektywy, którą najczęściej się pomija. Mówiąc o ofiarach żołnierzy i milionach cywili, o których nie możemy zapomnieć, pamiętać musimy też o tych, którzy nigdy nie widzieli wojny, a ucierpieli przez nią równie mocno.
Na początku film informuje nas, że „Pojedynek na głosy” inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami. Chór założony z Flicroft był pierwszym takim przedsięwzięciem w Anglii. Dał początek kilku tysiącom chórów zakładanych na całym świecie przez kobiety, które odwracają swoją uwagę od tego, że ich małżonkowie i dzieci właśnie giną na wojnie.
ZOBACZ TEŻ: Najlepsze filmy romantyczne: TOP 15 filmów o miłości, które warto obejrzeć
1 z 4
Pojedynek na głosy
Pojedynek na głosy
2 z 4
Pojedynek na głosy
Pojedynek na głosy
3 z 4
Pojedynek na głosy
Pojedynek na głosy
4 z 4
Pojedynek na głosy
Pojedynek na głosy