Dziewczęta z Auschwitz: historie kobiet, które przeżyły
Już dziś prezentujemy kolejny fragment książki "Dziewczęta z Auschwitz". Choć nie należy ona do najłatwiejszych lektur, jest naprawdę warta przeczytania! Przez najbliższe tygodnie jej fragmenty będziecie mogli przeczytać na kobieta.pl.
Dziewczęta z Auschwitz: głosy ocalonych kobiet
"Dziewczęta z Auschwitz" autorstwa Sylwii Winnik to zbiór historii kobiet, które przeżyły II wojnę światową oraz pobyt w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Tematyka książki nie jest prosta, jednak sama lektura jest naprawdę poruszająca i bardzo wartościowa. Dla wszystkich tych, którzy chcieliby po nią sięgnąć (jak i tych mniej zdecydowanych) przygotowałyśmy niespodziankę! Przez najbliższe tygodnie na łamach naszego portalu będziecie mogli znaleźć fragmenty książki "Dziewczęta z Auschwitz".
Dziewczęta z Auschwitz: Sabina Nawara
Sabina Nawara trafiła do Auschwitz mając równo 20 lat. Zanim trafiła do Auschwitz, była więziona w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie przeżyła niewyobrażalne tortury, a mimo to nie zdradziła swoim oprawcom żadnych informacji. Wierzymy, że historia Sabiny - choć przerażająca, powinna być opowiedziana głośno. Oddając hołd jej odwadze, sile i honorze, przedstawiamy Wam dziś postać Sabiny i fragment jej poruszającej historii.
Ukryta wiadomość
W obozowym piekle spotkałam się też z ludzką dobrocią. To było rzadkie zjawisko. Jednak myśl, że w tak trudnych czasach istnieją ludzie wrażliwi na krzywdę drugiego człowieka, była bardzo krzepiąca. Doświadczyłam tego w niezwykle trudnej dla mnie i moich współwięźniarek chwili. Zmagałyśmy się z okropnym świerzbem. Byłyśmy mocno poranione, a żeby ulżyć uporczywemu świądowi, smarowałyśmy się własnym moczem. Innego sposobu nie było, przynajmniej nie w obozie zagłady.
Sabina Nawara (po prawej) z młodszą siostrą Tereską. Zdjęcie wykonane tuż przed aresztowaniem, 1942 rok. Fot. Archiwum rodzinne
Kiedy kopałyśmy rowy przy drodze w kierunku Trzebini, mijałyśmy domy z pięknymi ganeczkami. Śliczne, wiejskie domki, okolone zielenią i kwiatami, a w nich rodziny – przynajmniej pozornie szczęśliwe. Wiadomo było, że w tamtych czasach każdy był zastraszony. Pomaganie więźniom było wielkim ryzykiem dla mieszkańców pobliskich wsi. Ryzykiem, które mogło zakończyć się aresztowaniem lub rozstrzelaniem.
Mimo to pewnego dnia dostrzegłam na ganku jednego z domów starszą kobietę. Patrzyła z bólem w oczach w naszą stronę i z wyraźnym żalem kiwała głową. Płakała. Pomyślałam, że nie powinna ronić łez, bo ciągle żyjemy.
Nie wolno jej było się do nas odezwać. Postanowiłam jednak, że najostrożniej, jak tylko potrafię, zwrócę się do niej o pomoc. Napiszę karteczkę i poproszę o maść na świerzb. Dużo ryzykowałam. Gdyby kapo dostrzegł, co zamierzam zrobić, na pewno dostałabym kulkę.
Przy szosie naprzeciwko tego domu stał niewielki płot, a pod nim rosła wysoka trawa. „Akurat taka, aby coś w niej schować” – pomyślałam. Starsza pani nie pojawiała się przez dwa kolejne dni. Dopiero trzeciego dnia zauważyłam, że stoi na ganku i na nas patrzy. Ostrożnie odłączyłam się od zwartej kolumny więźniarek, prosząc koleżanki, aby mnie kryły. Wskazałam kobiecie karteczkę i wrzuciłam ją w trawę przy płocie. Zrozumiała.
Po kilku dniach ukradkiem dała znać, że w trawie czeka na mnie odpowiedź. Znalazłam za płotem mały pakunek. Szybko schowałam go pod pasiak.
Pomyślałam, że muszę się odwdzięczyć. Poprosiłam koleżankę, która pracowała w magazynie, w Kanadzie, aby wyszukała ładną bluzeczkę. Znajoma znalazła śliczny sweterek w morskim kolorze i przy najbliższej okazji wrzuciłam go za płotek życzliwej kobiety. W kolejnym dniu dostrzegłam, że miała go na sobie. Jeszcze kilkakrotnie zostawiała nam w trawie coś do jedzenia, kolejną maść na świerzb, a ja rozdzielałam wszystko po równo pomiędzy piątkę koleżanek, z którymi szłam do pracy.
Dzięki nieznajomej wyleczyłyśmy się ze świerzbu. W tej sytuacji od dodatkowych porcji jedzenia i maści ważniejszy był jednak fakt, że komuś na nas wreszcie zależało. Spędziłam w Auschwitz-Birkenau blisko trzy lata i wiele widziałam, sporo przeżyłam. W tym czasie zdążyłam zapomnieć, czym jest ludzka dobroć i jak to jest, kiedy komuś na mnie zależy. Domek ze ślicznym gankiem przy szosie w kierunku Trzebini zawsze już będzie dla mnie symbolem nadziei.
"Dziewczęta z Auschwitz. Głosy ocalonych kobiet", Sylwia Winnik, Wydawnictwo MUZA SA