Reklama

Amerykański Vogue nazwał go najbardziej ekscentrycznym człowiekiem Londynu. Kim jest Daniel Lismore? To brytyjski artysta rzeźbiarz, który swoją twórczością dotyka zagadnień bliskich każdemu z nas. „Kim jesteś? Kim chciałbyś być? Ile masz wersji?” - prowokacyjnie pyta swoją wystawą Lismore. Jego rzeźby to swoiste autoportrety, multiplikowana postać artysty pełna kolorów, dynamiki, ruchu. Już teraz, z okazji 16. urodzin poznańskiego Centrum Stary Browar, można obejrzeć unikatowe rzeźby Daniela - to sobowtóry artysty, ubrane w eklektyczne kostiumy jego autorstwa. Część z nich Lismore stworzył specjalnie dla Starego Browaru. Gdy dotarłyśmy na miejsce spotkania, nie miałyśmy wątpliwości - Daniel Lismore to wyjątkowa postać i wyjątkowa sztuka.

Reklama

Rozmawiamy w dniu wernisażu Twojej wystawy zatytułowanej „Bądź sobą. Wszyscy inni są już zajęci”. Hasło „Bądź sobą” tak często pojawia się w kulturze i mediach, że zdaję się być wyświechtanym, pustym wręcz, sloganem. Gdy jednak staramy się wcielić je w życie, okazuje się być naprawdę trudnym zadaniem.

Daniel Lismore: Tak, to cholernie trudne, zwłaszcza dziś. Żyjemy w ciągłym biegu, pochłonięci technologią, polityką, pracą. I jesteśmy w tym świecie zagubieni, zupełnie nieskomunikowani z samym sobą. Moją wystawę widzę jako swoisty apel: „Hej, zatrzymaj się na chwilę. Czy znasz odpowiedź na podstawowe pytanie: Kim jesteś? Czy żyjesz w zgodzie ze sobą?”

Dla mnie Twoje rzeźby to też pochwała dla inności, różnorodności, a w dalszej konsekwencji tolerancji.

Tak, zdecydowanie. Taki też był mój cel. Aby pokazać, że na tym świecie żyją naprawdę różni ludzie. I że to jest ok. Każdy z nich jest ok, jakikolwiek by nie był – oczywiście o ile jego inność nie ogranicza wolności innych. Chciałbym, aby ludzie, którzy przyjdą obejrzeć moje prace, wyszli z wystawy mając choć trochę więcej odwagi, by być sobą.

No właśnie, bycie sobą wymaga odwagi.

Tak, wymaga. Ale ja jestem chodzącym przykładem na to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Urodziłem się w malutkim miasteczku pośrodku niczego, gdzie zamiast tolerancji i różnorodności, otaczała mnie nuda i skostniałe brytyjskie społeczeństwo. Nie miałem ani dostępu do kultury, ani ludzi wokół siebie, którzy pokazywaliby mi, że można iść pod prąd. A mimo to, wybrałem tę drogę. I doprowadziła mnie do miejsca, gdzie zostałem zaproszony do wygłoszenia TED talk!

Wielu ludzi nie znajduje w sobie tej odwagi, ani nawet pomysłu, by coś zmienić – po prostu podążają ślepo za tłumem. Dlaczego Ty zdecydowałeś się iść swoją drogą?

Naprawdę wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli potrafisz ciężko pracować, masz w sobie pasję i wierzysz w swoją wizję, to zawsze osiągniesz sukces. Myślę, że jesteśmy dziś cholernie stłumieni przez normy społeczne, konwenanse, zasady. I siebie samych. A także – siebie nawzajem. Wiele osób, zamiast zadać sobie pytanie „Czego chcę?”, pyta „Co wypada?”, porównując się do innych. Często też środowisko wytyka palcami tych, którzy nie podążają utartą ścieżką. Dlatego właśnie chciałbym, aby moja twórczość była przeciwwagą do tego przekazu społecznego, by inspirowała innych i dodawała im odwagi, pokazywała, że można – i warto – być sobą.

Powiedziałeś, że środowisko często wytyka palcami tych, którzy nie podążają utartą ścieżką. To prawda, zdecydowanie tak jest. Sama miałam okazję przekonać się o tym kilkukrotnie. Dlatego uważam, że bycie sobą naprawdę potrafi być czasem cholernie trudnym zadaniem, które wymaga odwagi. Jak Ty zebrałeś się na tę odwagę?

Myślę, że czasem warto nie zastanawiać się za dużo, nie myśleć, nie analizować, tylko działać. Gdy zaczniemy zastanawiać się jak zareagują inni, co powiedzą, co pomyślą, to strach i stres sparaliżują nas już na starcie. Tak długo jak naszym działaniem nikogo nie krzywdzimy, warto po prostu podjąć decyzję i zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Jesteś gejem, a Twoja rodzina tego nie akceptuje? To jest ich problem, nie Twój. Wiem, że może to brzmieć egoistycznie i brutalnie, ale tak właśnie jest. Bo nie ma jednej poprawnej odpowiedzi na pytanie: ”jacy powinniśmy być?”. Nie ma jednego algorytmu, który mówiłby jacy powinniśmy być.

Normy społeczne zdają się takim algorytmem być.

Tak, to prawda. Ale czym są normy społeczne? To często zasady, które wykształciły się całe wieki temu, które ludzie bezmyślnie powielają, w ogóle nie poddając ich wątpliwość. A ja je kwestionuje. Uważam, że należy kwestionować wszystko, co jest nam narzucone. Nie oznacza to, że mamy każdą normę odrzucić. Chodzi bardziej o to, by poddać ją w wątpliwość, zastanowić się jaka wartość za nią stoi, pomyśleć czy ta wartość jest dla mnie ważna. Jeśli tak, to norma będzie spójna z moim systemem wartości i działając zgodnie w nią, pozostanę w zgodzie z samym sobą. Jeśli nie, to zwyczajnie nie ma powodu, bym się do takiej normy się stosował!

Skąd u Ciebie taka postawa? Krytyczne myślenie to umiejętność, którą można wykształcić, jednak wymaga solidnych podwalin. Ktoś, kto nie ma pewności siebie i nie wierzy w siebie samego, nie jest w stanie skutecznie poddać w wątpliwość tego, co jest mu narzucone. Bo myśli w trybie „na pewno nie mam racji, przecież inni są mądrzejsi ode mnie”.

Tak, to prawda. I tu zdecydowanie pomogło mi to, co wyniosłem z domu. Zawsze byłem akceptowany przez najbliższych i wiem, że to ogromne szczęście, które wcale nie spotyka wszystkich. Mimo to, moi rodzice z lekkim przerażeniem patrzyli na moje decyzje. Po prostu się o mnie martwili.

To pewnie też spowodowało, że przez Twoją twórczość przebija wolność i brak ograniczeń. Twoje rzeźby, jak i Twoje stroje, to absolutny miks kulturowy – znajdziemy tu zarówno orientalną biżuterię z Iranu, masajskie kolczyki czy koszulkę z podpisem Juliana Assange.

Tak, można tu znaleźć faktycznie wszystko! (śmiech) Zobacz, tu mamy prezent od Mariny Abramovic, tu jakiś element sukni Alexandra McQueena, a tu broszkę, którą dostałem w prezencie od wolnomularzy. Moje rzeźby to tak naprawdę zapis mojego życia – moich podróży, momentów, doświadczeń – tyle tylko, że nie w formie pisanej, a w formie materiałów, barw i faktur. Ale moje stroje to też swoista armia. Każdy z nas codziennie zakłada swoją własną zbroję w postaci ubrań. Idziesz na ważne spotkanie z klientem – zakładasz garsonkę i szpilki, ubierasz się w swojego rodzaju pancerz. Mój jest po prostu dość nietypowy.

Oj, tak, zdecydowanie. Nie odbierz tego źle, ale nie mogę się oprzeć by nie spytać jak wygląda codziennie funkcjonowanie w takim stroju (śmiech), wyjście do sklepu po bułki, przechodzenie przez kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku czy nawet korzystanie z telefonu?

Cóż. Nie będę ukrywał, bywa to wyzwaniem. Na lotnisku obsługa chciała mnie zabić wzrokiem widząc ile mam na sobie warstw i akcesoriów! (śmiech)

Wyobrażam sobie! (śmiech) Gdy rozmawiamy o stroju to myślę sobie też, że to, co zakładamy, mówi bardzo dużo o nas samych i tym kim jesteśmy. Ty natomiast, jak wspominałeś w kilku wywiadach, uważasz siebie bardziej za chodzące dzieło sztuki niż człowieka. To dość egzotyczny koncept.

Wiesz jak na niego wpadłem? Moi rodzice prowadzili sklep z antykami, także historia była od dzieciństwa obecna w moim życiu. Gdy patrzyłem na portrety angielskich królów i królowych, nie mogłem oprzeć się uczuciu, że to nie ludzie, a rzeźby. Uosabiają jakiś koncept, wartości, idee, ale sami w sobie niczym nie przypominają ludzi z krwi i kości. Potem, gdy dorastałem i zacząłem poznawać świat kultury, w tym postaci takie jak Andy Warhol, Dolly Parton, Michael Jackson, a także londyński świat artystów, to coraz mocniej pracowała we mnie myśl: cholera, skoro oni mogą się tak ubierać to dlaczego ja nie? Czy to, że wszyscy wokół noszą jeansy i t-shirt oznacza, że ja też muszę? Dlaczego nie mogę ubrać tego, co mi się żywnie podoba? Dlaczego nie mogę pomalować oczu, jeśli mam ochotę? Bo jestem facetem? I co w związku z tym?! Tak zaczęła się moja faza buntu i eksperymentowania z moim wizerunkiem, która doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem dziś.

Gdyby spojrzeć teraz na nas z boku, rzuca się w oczy ciekawy kontrast: ja ubrana w czarny golf i jeansy, Ty w wielu warstwach płótna, z masą dodatków, cekinów i błyskotek. Minimalista vs maksymalista. Jako minimalistka (choć początkująca i wciąż przywiązana do zbyt wielu ubrań), nie mogę się oprzeć, by nie spytać: czy nie męczy Cię ta ilość rzeczy? Mnie wylewające się z szafy ubrania po prostu przytłaczały.

Wiem, że zabrzmi to co najmniej dziwnie, ale… uważam, że nie jest mi daleko do minimalisty! (śmiech) Znam każdy przedmiot, który posiadam, wybieram tylko te, które mają dla mnie jakąś wartość i znaczenie, nie wyrzucam rzeczy, a daję im drugie życie. To wszystko zasady, którymi kierują się minimaliści. Poza tym, to co widzisz na manekinach to wszystko co posiadam. Nie mam dziś rzeczy, które zalegają na strychu w kartonach.

Zawsze tak było? Nie masz na koncie zagracenia garażu czy strychu w rodzinnym domu? (śmiech)

Nie, nie było tak zawsze. Tak naprawdę historia, która za tym stoi jest dość ciekawa. I bardzo dla mnie trudna. Miałem moment w życiu, gdy straciłem wszystko… i stałem się bezdomny. Zamieszkałem u przyjaciela, a wszystkie moje rzeczy – tona wylewających się z kartonów ubrań, akcesoriów, pamiątek była w miejskiej przechowalni. W pierwszej chwili pojawiła się myśl „Fuck, jak do tego doszło?”. Druga myśl „Skoczyć z balkonu czy nie?”, trzecia „Znajdę sposób, żeby wyjść z tego dołka. Jeszcze nie wiem jak, ale znajdę”. Mój przyjaciel wyjechał, ja wyłączyłem komputer, telefon, Internet i na trzy dni zamknąłem się sam ze sobą w mieszkaniu. Podczas tego czasu przyszła mi do głowy inspiracja w postaci terakotowej armii pierwszego cesarza Chin. Pomyślałem – czuję się dziś cholernie bezbronny, chciałbym mieć taką armię. Ale nie mam nic oprócz moich ubrań. Połączyłem kropki - moje ubrania staną się rzeźbami, a te stworzą moją prywatną armię. I tak powstał pomysł wystawy.

I tak trudne doświadczenie stało się siłą napędową do stworzenia czegoś pięknego. Przekłułeś negatywne w pozytywne. Jak znalazłeś w sobie siłę, by uwierzyć, że Ci się uda?

Wszyscy mamy w zasięgu ręki magiczne narzędzie zwane "pozytywnym myśleniem". Ludzie zwykli żyć w teraźniejszości. Ja mam wizje, planuję, wyobrażam sobie, żyję w przyszłości. I sprawiam, że moja wizja staje się rzeczywistością.

Takiego pozytywnego myślenia i siły w swoją sprawczość życzę nam wszystkim. Bardzo dziękuję za rozmowę!

Reklama

Wystawę Daniela Lismore pt/ "Jestem dziełem sztuki" możecie zobaczyć do 29 lutego 2020, codziennie w godz. 12:00 - 20:00, w Galerii na Dziedzińcu w Starym Browarze w Poznaniu.

Reklama
Reklama
Reklama