Reklama

"Nie rób tradżejszyn” – zaśpiewałaby ci Natasza Urbańska. I tak masz lepiej, niż gdyby twój facet zabawiał się w samotności PRZED waszą supernamiętną sesją, bo wtedy pewnie wcale by do niej nie doszło. Zamiast tego usłyszałabyś hasło: „Kochanie, może byśmy obejrzeli jakiś film na kanapie? A przy okazji, mamy coś do jedzenia?”. Czy zatem powinnaś się martwić? I tak, i nie. Najpierw dobre wiadomości. Większość facetów, nawet tych w stałych związkach, lubi czasem pobyć sam na sam ze swoim najbliższym kolegą mieszkającym w rozporku. Jak to kiedyś celnie zauważył Woody Allen: „Nie odrzucajmy masturbacji. W końcu tu chodzi o seks z osobą, którą się kocha najbardziej”. I nie ma w tym niczego złego, dopóki – rzecz jasna – randki solo nie stają się atrakcyjniejsze niż spotkania z kobietami. Wówczas można już mówić o regularnym uzależnieniu, które wymaga wizyty u seksuologa albo rosyjskiego hipnotyzera.
Jeśli natomiast samotne harce stanowią uzupełnienie regularnej oferty, są rodzajem deseru w karcie, kremu brûlée spożywanego po głównym daniu (a od czasu do czasu, w ramach sporadycznej, grzesznej przyjemności, zamiast niego), nie ma co wpadać w panikę i wydzwaniać do koleżanek, informując je z przejęciem, że twój facet jest niewyżytym zboczeńcem. „No tak, ale dlaczego wy to robicie? Czy nie wystarcza wam seks z kobietą?” – kołaczą ci się pewnie w tej chwili po głowie podobne pytania. Jeśli chcesz poznać odpowiedzi, powinnaś obejrzeć film „Don Jon”, w którym główny bohater szczerze i bez ogródek wykłada kawę na ławę.
Chodzi mniej więcej o to, że faceci są z natury poligamiczni, więc chcą mieć wiele kobiet, ale ze względu na kulturowe normy, poczucie moralności i niechęć do ranienia osoby, którą kochają, starają się ów pierwotny instynkt powstrzymać, mniej lub bardziej skutecznie, pilnując swojego rozporka. Masturbacja jest więc dla nich wentylem bezpieczeństwa, sposobem na obniżenie ciśnienia w ustroju bez robienia nikomu krzywdy (przecież modelka z filmu porno nie jest prawdziwą postacią tylko fantazją z ekranu). Identycznie jak w kaloryferach – by nie eksplodowały w niekontrolowany sposób, trzeba od czasu do czasu odkręcić zaworek, upuszczając z niego buzującej cieczy.
Drugi powód jest bardziej egoistyczny. Chodzi o to, że wychowani w pornokulturze, ulegliśmy złudzeniu, że każda erotyczna zachcianka może zostać zrealizowania z niemal każdą partnerką. Że przecież „one” „to” lubią, a nawet jeśli mówią „nie”, to albo grają, albo udają. Tymczasem przeciętna, prawdziwa kobieta niewiele ma wspólnego z bohaterkami filmów dla dorosłych. Nie jest zawsze gotową, naoliwioną i grzecznie mruczącą maszyną, uległą wobec swojego właściciela, czekającą tylko na naciśnięcie guzika. A to powoduje, że twój facet szuka tego typu emocji i takiej „relacji” na zewnątrz, w wirtualnym świecie swojej fantazji. I to jest właśnie ta zła wiadomość. Bo to oznacza, że mimo istniejącej między wami namiętności, jest jakaś sfera potrzeb, o której ci nie mówi. Pytanie tylko, czy naprawdę chciałabyś je poznać? Związek bez niedopowiedzeń jest jak serial, w którym z góry wiadomo, kto zabił. Nuda.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama