Weronika i Paulina Popardowskie- Na słodko
Zaczynały od pieczenia słodkości dla znajomych. Dziś prowadzą cukiernię artystyczną So Sweet Project, której fanpage ma rzeszę wielbicieli na Facebooku. Nic dziwnego, bo babeczki sióstr wyglądają jak minidzieła sztuki, robione z wyjątkowym smakiem.
- Alicja Szewczyk, glamour
Jest takie powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, ale w przypadku Pauliny (brunetka) i Weroniki (blondynka) absolutnie nie ma to zastosowania. Wystarczy chwila w ich towarzystwie, żeby zobaczyć, że są ze sobą zżyte niczym bliźniaczki (choć w rzeczywistości dzielą je trzy lata). Pierwszy raz spotykamy się w sobotę o 14 i jest to pierwsza sobota od roku, kiedy o tej porze już nie pracują. Po tygodniu widzimy się na sesji zdjęciowej. Jest 10 rano i dziewczyny ratują się red bullem. Poszły spać o piątej, a już półtorej godziny później piekły babeczki, bo dzień wcześniej dostały mnóstwo zamówień. Choć planowały, że przed sesją wypoczną, to nie potrafiły odmówić klientom słodkości. – Pierwsze przymiarki do So Sweet Project robiłyśmy już kilka lat temu – mówi Paulina. – Zawsze było wiadomo, że jak się przychodzi do nas na imprezę, to po to, żeby dobrze zjeść. Z kolei gdy my chodziłyśmy do kogoś, też przynosiłyśmy jedzenie. W końcu jak często można dawać w prezencie książki lub kosmetyki? Z czasem znajomi zaczęli prosić, żebyśmy upiekły coś dla nich, potem dla ich znajomych. Ja robiłam babeczki, a Weronika je ozdabiała.
NIEROZŁĄCZNE
O So Sweet Project potrafią mówić godzinami. Często równocześnie. Albo jedna kończy zdanie, które zaczęła druga. Bo rozumieją się bez słów. Nie tylko w kwestiach babeczek. – Jesteśmy bardzo ze sobą związane – mówią zgodnie. – Rodzice wychowali nas w przekonaniu, że cokolwiek by się w życiu wydarzyło, to mamy siebie – dodaje Paulina. – Gdy Weronika dokądś szła, zawsze słyszała: „Zabierz Paulinę ze sobą”. Na początku kręciła nosem, ale z czasem to, że wszędzie chodzą razem stało się dla nich naturalne. – Teraz też tak jest. No, może z wyjątkiem tych sytuacji, kiedy spotykam się z moim chłopakiem Markiem – śmieje się Paulina. – Chociaż on i tak mówi o nas „moje dziewczyny”. – Marek śmieje się, że jak kiedyś zamieszkają z Pauliną razem, to ona wniesie mnie do ich mieszkania na plecach – dodaje Weronika. – To oczywiście żart, choć na razie rzeczywiście nie wyobrażamy sobie, że miałybyśmy się rozstać. Jesteśmy do siebie bardzo podobne, dlatego świetnie się dogadujemy. Z drugiej strony to, że przebywamy ze sobą 24 godziny na dobę, bywa utrudnieniem. Czasem przenosimy konflikty prywatne do naszej pracy. A czy zdarza im się ze sobą rywalizować? – Nie, ale kłócimy się, i to ostro, choć tylko przez pół minuty – mówi Paulina. – Zdarza się rzucanie telefonem i milczenie. Najczęściej ja krzyczę, Weronika płacze. To połączenie jest zresztą bardzo skuteczne. Kiedyś na wymarzonych wakacjach w Grecji dostałyśmy pokój w najgorszym z hoteli. Powiedziałam do siostry: „Ty płaczesz, ja krzyczę”. Od razu znalazło się miejsce w pięciogwiazdkowym hotelu.
PRZEŁOM
Paulina mówi, że Weronika świetnie wyczuwa moment, kiedy potrzebują się rozdzielić. Wtedy każda spotyka się ze swoimi znajomymi i robi coś osobno. Bo czasem nawet tej najbliższej osoby masz po prostu dość i chcesz od niej odpocząć. Im wystarczą na to trzy godziny. Po tym czasie dzwonią do siebie, żeby opowiedzieć, co się u której wydarzyło i obgadać plany. Zresztą właśnie z tych rozmów wziął się pomysł na So Sweet Project. – Raz w roku wyjeżdżamy na kilka dni do Krakowa, żeby robić to, co w Warszawie, ale w innym otoczeniu. Zerwać z rutyną – opowiadają. – W styczniu 2010 r. trafiłyśmy przy rynku na knajpkę, która nas zauroczyła. Zaczęłyśmy rozmawiać o wymarzonym biznesie. Do końca pobytu w Krakowie i podczas podróży powrotnej przerzucałyśmy się pomysłami. Już w Warszawie zaczęłyśmy się zastanawiać, co z tym robić.
Weronika, która skończyła resocjalizację, przed So Sweet Project miała, jak mówi, „roczny zastój w życiu”. – Wstawałam w południe i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić – wspomina. Paulina zaczęła pracować po maturze. Była kierownikiem kawiarni Green Coffee i stażystką w agencji reklamowej. Gdy kulinarnych zamówień robiło się coraz więcej, założyły na Facebooku fanpage So Sweet Project. – Myślałyśmy, że polubią go tylko znajomi. Cieszyłyśmy się jak dzieci z pierwszego komentarza pod zdjęciem i gdy osiągnęłyśmy liczbę 50 fanów. Byłyśmy pewne, że ciastka będą weekendową rozrywką – mówi Weronika.
SŁODKI REKSIO
Dziś, po roku, So Sweet Project ma ponad 10 tys. fanów na Facebooku. Dziewczyny śpią po 4-5 godzin na dobę, pieką babeczki siedem dni w tygodniu. Ale początki, jak same mówią, były trudne. – Nasz pierwszy Krecik powstawał w bólach przez godzinę – wspomina Paulina. – Teraz 20 sztuk Krecików robimy w 30 minut. Na babeczkach potrafią wyczarować, co tylko sobie wymarzysz: kwiaty, Reksia z dobranocki, a nawet mikroskopijną torebkę Chanel.
Nadal wszystkim zajmują się same: kupują produkty, pieką, dekorują i jeżdżą na dworzec, żeby nadać słodkie przesyłki dla klientów spoza Warszawy. – Czasem, gdy do pracowni wpadnie z wizytą babcia, to z rozpędu umyje naczynia – mówią. – To jedyna pomoc. Zresztą to właśnie babcia i mama uczyły je pieczenia. – Mieszkamy z rodzicami i babcią, która nie dość, że fantastycznie gotuje, to jest otwarta na nowości kulinarne – opowiada Weronika. – Ogląda programy na Kuchnia.tv i gdyby miała wszystkie te egzotyczne składniki, gotowałaby lepiej niż Gordon Ramsay. Gdy byłyśmy małe, mama z babcią nie wyganiały nas z kuchni. Gdy one piekły, my piekłyśmy z nimi. Gdy kroiły kluski, to dawały nam kawałek ciasta, żebyśmy kroiły po swojemu. – Rodzice nigdy nie powiedzieli: „Fajny pomysł z tą cukiernią artystyczną. Damy wam pieniądze, a wy się bawcie w robienie babeczek” – dodaje Paulina. – Ciężko pracujemy i do wszystkiego dochodzimy same. Mówią, że mają szczęście do ludzi, którzy pomagają im bezinteresownie. Chłopak Pauliny z poświęceniem testuje nowe smaki. Przyjaciel robi fantastyczne zdjęcia babeczek na Facebooka. Tata rozdaje znajomym ich wizytówki. Babcia fachowo krytykuje, że Ciasteczkowy Potwór ma krzywe oczy. Mama podgląda komentarze, jakie fani So Sweet Project wpisują na Facebooku. I tylko czasem mówi: „Dzieci, tyle jest ciastek w supermarketach... Po co się męczycie?”. Dziennie potrafią upiec nawet dwieście babeczek. – Mamy miękkie serca, więc gdy dzwoni ktoś z zamówieniem i ujmie nas swoją historią, nie potrafimy mu odmówić.
Dziewczyny może i mają miękkie serca, ale to kobiety z charakterem. Dowód? Pół roku przed wystartowaniem z So Sweet Project każda schudła po 30 kilo. Z dnia na dzień. Siła woli? – Siła spojrzenia w lustro – poprawia Weronika. Patrząc na to, ile siostry mają pasji, wiem, że w rozwijaniu biznesu będą równie wytrwałe i że o So Sweet Project usłyszymy nie raz. One same ostrożnie planują przyszłość, bo cokolwiek robią, dążą do doskonałości. Weronika, która podchodzi do planów realistycznie, mówi: – Nie wiem, czy ktoś za 20 lat poprosi nas o wywiad, ale jeśli tak się zdarzy i zapyta, kiedy ostatnio same upiekłyśmy ciastka, chcemy z czystym sumieniem odpowiedzieć tak jak teraz: przed godziną. Pragniemy robić to, co kochamy najbardziej. A najbardziej kochamy mieć ręce ubrudzone mąką.