Warto marzyć - wyznania gwiazd w kalendarzu "Nibylandia"
Są jak słońce, bo ocieplają życie. Bywają jak zapach mgły o poranku, która znika wraz z podmuchem wiatru. Marzenia. Czy wierzycie w ich siłę? Czego pragnęliście, będąc dziećmi? – zapytaliśmy gwiazdy, które podczas sesji do charytatywnego kalendarza wcieliły się w postacie z bajki o Piotrusiu Panu. Małym chłopcu, który odkrył wielką tajemnicę: „Zaufaj swojemu sercu, a twe marzenia same się spełnią”.
- Claudia 1/2013, Claudia
Kalendarz „Nibylandia” (www.kalendarznibylandia.pl) z magicznymi zdjęciami Karola Tomaszewskiego powstał, by wesprzeć Fundację Dzieci Niczyje, która ponad 20 lat pomaga dzieciom – o arom przemocy i wykorzystywania. W wyjątkowej sesji zdjęciowej udział wzięli znani aktorzy, kompozytorzy, wokaliści, między innymi: Kamilla Baar, Bożena Dykiel, Joanna Jabłczyńska, Tamara Arciuch, Stan Borys, Piotr Rubik, Łukasz Zagrobelny. Wszyscy działali pro bono. Inicjatorką akcji jest Katarzyna Manowska z firmy Edgar Kreb. Całkowity dochód ze sprzedaży kalendarza tra do Fundacji Dzieci Niczyje. Kalendarz można nabyć przez internet, składając zamówienie na stronie Fundacji: www.fdn.pl
1 z 6
kalendarz-okladka
Są jak słońce, bo ocieplają życie. Bywają jak zapach mgły o poranku, która znika wraz z podmuchem wiatru. Marzenia. Czy wierzycie w ich siłę? Czego pragnęliście, będąc dziećmi? – zapytaliśmy gwiazdy, które podczas sesji do charytatywnego kalendarza wcieliły się w postacie z bajki o Piotrusiu Panu. Małym chłopcu, który odkrył wielką tajemnicę: „Zaufaj swojemu sercu, a twe marzenia same się spełnią”. Kalendarz „Nibylandia” (www.kalendarznibylandia.pl) z magicznymi zdjęciami Karola Tomaszewskiego powstał, by wesprzeć Fundację Dzieci Niczyje, która ponad 20 lat pomaga dzieciom – o arom przemocy i wykorzystywania. W wyjątkowej sesji zdjęciowej udział wzięli znani aktorzy, kompozytorzy, wokaliści, między innymi: Kamilla Baar, Bożena Dykiel, Joanna Jabłczyńska, Tamara Arciuch, Stan Borys, Piotr Rubik, Łukasz Zagrobelny. Wszyscy działali pro bono. Inicjatorką akcji jest Katarzyna Manowska z firmy Edgar Kreb. Całkowity dochód ze sprzedaży kalendarza trafi do Fundacji Dzieci Niczyje. Kalendarz można nabyć przez internet, składając zamówienie na stronie Fundacji: www.fdn.pl
2 z 6
Kamilla Baar
Kiedy wspominam dzieciństwo, przed oczami staje mi nasze podwórko w Poznaniu, drzewa za oknem i plac zabaw, który był całym moim światem. Aż do kolejnej przeprowadzki. Często się przeprowadzaliśmy, więc moje podwórka i place zabaw zmieniały się co jakiś czas. Przynajmniej nie było nudno. Ale i tak najbardziej uwielbiałam być chora, bo zostawałam sama w domu i bez ograniczeń mogłam czytać bajki. Zawsze byłam „emigrantką”, żyłam w magicznym świecie baśni braci Grimm. Dzięki nim miałam wybujałą fantazję i bliskich zamęczałam wymyślonymi historiami. O sobie jednak myślałam całkiem realnie. Wyobrażałam sobie, że będę bibliotekarką, jak moja babcia. Na budynek, w którym pracowała, mówiłam: „moja biblioteka”. Dopiero później zaczęłam marzyć odważniej. O tym, że zostanę artystką i będę robiła coś niezwykłego z wyjątkowymi ludźmi. Spełniło się! Tak samo jak to, że mam rodzinę –Wojtka i naszego syna Bruna. W styczniu skończy dwa lata. Czy wiem, o czym marzy? Żeby mama pracowała jak najmniej i jak najczęściej czytała mu bajki.
3 z 6
Olga Frycz
Czasami tęsknię za dzieciństwem i tymi chwilami, gdy w naszym krakowskim mieszkaniu siadaliśmy do kolacji. Stół w kuchni był duży, a nas – dzieci – pięcioro. A wszystkie z nosami przyklejonymi do telewizora, bo zawsze przy kolacji oglądaliśmy dobranockę. Ja najbardziej czekałam na Żwirka i Muchomorka. Kochałam tę łagodną muzykę w tle i cudownych mieszkańców krainy mchu i paproci. A te ich przygody! To mieli strapienie z drozdem, to musieli uciekać przed smokiem albo ratować małą rusałkę. Co to były za emocje! Ostatnio chciałam przypomnieć sobie ten klimat, szukałam bajek na YouTube, ale nie znalazłam. Szkoda. Zaczarowany świat wyobraźni zawsze mnie wciągał, lecz sama nigdy nie byłam wielką marzycielką. Chciałam być kiedyś tancerką. Tyle. Ale gdy mama wybrała dla mnie szkołę muzyczną, nie rozpaczałam. Dziś także wobec marzeń nie jestem wymagająca. Nigdy nie miałam „odjechanych” pragnień typu: helikopter czy wyspa. Raczej: żeby moi bliscy byli szczęśliwi, mieli pracę. Wydaje mi się niestosowne napychać sobie głowę marzeniami. Są bardziej ich potrzebujący, na przykład chore dzieci. To im warto pomagać spełniać marzenia. A jeżeli chodzi o mnie, to jak co roku mam to samo pragnienie: rzucić palenie. Marzenie ściętej głowy?
4 z 6
Przemysław Cypryański
Pochodzę z małej miejscowości o urokliwej nazwie – Marzenin. To zobowiązuje. Dlatego gdy już marzę, to „po całości”, z rozmachem. W dzieciństwie chciałem zostać mistrzem świata, zdobywać medale na igrzyskach olimpijskich. Z wypiekami na twarzy oglądałem transmisje z mistrzostw i igrzysk. Stadiony, rywalizacja, kibice – dla mnie to były magiczne obrazki. Najpierw czarno-białe, a gdy w domu pojawił się telewizor Rubin, zobaczyłem świat sportu w kolorach. Zapragnąłem dołączyć do tej barwnej drużyny. Zacząłem trenować biegi, uwielbiałem długie dystanse. Marzenia o zwycięstwie podsycały mój zapał, mobilizowały do wysiłku. Mistrzem świata co prawda nie zostałem, ale nie zapomniałem o tym małym chłopcu, który miał wielkie marzenia. Całe życie noszę go w sobie. Ostatnio nawet wróciłem do dawnych pasji – znów zacząłem biegać. Pokonałem Maraton Warszawski, czyli ponad czterdzieści dwa kilometry! A wieczorem tego samego dnia, podczas sesji zdjęciowej, wcieliłem się w postać Piotrusia Pana. Zawsze mu zazdrościłem, że potrafi latać (z tego samego powodu moim idolem był też Superman). Na szczęście coś nas łączy: również lubię marzyć. Mam długą listę marzeń. Ale lepiej ich nie wyjawiać, bo wtedy podobno się nie spełniają.
5 z 6
Bożena Dykiel
Gdy dziesięć lat temu wyprowadziłam się poza Warszawę, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, zanim rozpakowałam kartony, było wstawienie szarlotki do pieca. Rano męża i córki obudził zapach ciasta. Stwierdziłam: jesteśmy w domu! Moje marzenia się spełniły. Może dlatego, że były… praktyczne? Bo marzeniom nie należy stawiać poprzeczki zbyt wysoko. Ja nigdy nie pragnęłam rzeczy niemożliwych, wolałam te osiągalne, w zasięgu ręki. Takie zwyczajne, ludzkie. W dzieciństwie marzyłam na przykład o skrzynce pełnej pomarańczy. Owoce te były symbolem lepszego, luksusowego świata. Dorastałam w czasach komuny, a przydziałowe pomarańcze – dwie sztuki na każde dziecko – ojciec dostawał w zakładzie pracy raz w roku, na święta. Jako nastolatka marzyłam o spotkaniu chłopaka, z którym kiedyś założę rodzinę, będę miała z nim dzieci. Spotkałam go. To mój mąż Ryszard, ten sam od 38 lat. Przy nim zrozumiałam, co znaczy marzyć we dwoje, jaka to moc. Można góry przenosić. Dziś wiem, że jeśli kobieta i mężczyzna mają wspólne marzenia, one zawsze się spełnią. W myśl powiedzenia: „Jeżeli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz także tego dokonać”. Dlatego każdej z córek od małego powtarzałam: „Broń Boże, nie rezygnuj z marzeń. Nigdy nie wiesz, kiedy okażą się potrzebne”. Bywają chwile, gdy tylko one trzymają nas przy życiu. Doświadczyłam tego po śmierci rodziców. Wtedy człowiek uświadamia sobie, że skończyło się dzieciństwo, które nosił w sobie. Teraz moje marzenia kręcą się wokół zdrowia. Jeżeli jesteśmy zdrowi, wstajemy rano prawą nogą i chce nam się ruszać, wypić dobrą herbatę i zjeść jajeczko na miękko, to naprawdę szykuje się wspaniały dzień. To nic, że na dworze zawierucha. Wstaję, uśmiecham się, słucham muzyki, jest fajnie. Mam w domu kwiaty, a to jest życie. Teraz kwitną moje kaktusy. A ja powtarzam sobie: ciesz się z rzeczy małych, bo one tworzą wielkie marzenia.
6 z 6
Stan Borys
Dzieciństwo spędziłem we wsi Załęże pod Rzeszowem. W naszym domu mieszkali Niemcy, my musieliśmy wynieść się do stodoły. Pamiętam Rosjan, świst pocisków, wybuchy min i jak ojciec ukrywał się w lasach. Później były ziemniaki, mleko i straszna bieda. Moje dorastanie było samotne i trudne. Dopiero później jedna szkoła, druga szkoła, zawirowania… Kiedy byłem nastolatkiem, marzyłem o Ameryce. I tak się stało, wyjechałem. Spędziłem tam ponad trzydzieści lat. Przeszedłem od wschodu do zachodu. W amerykańskich westernach mówi się: „From East to West”. Proszę mi wierzyć: na tej przestrzeni od Atlantyku do Pacyfiku jest o czym marzyć. Spełniałem się zawodowo: śpiewałem, tworzyłem własne wizje spektakli teatralnych, nagrywałem płyty, pisałem wiersze, które potem wydałem w tomiku „Co jest urokiem tego życia”. Poza tym: biegałem, pływałem, jeździłem motocyklem. Kładłem się w kanionach na wznak i liczyłem gwiazdy. A jeszcze chętniej uwalniałem chmury. Robiłem im tysiące zdjęć. I tak naprawdę – dalej marzę i czuję się lepiej w chmurach. A w marzeniach nadal jestem dzieckiem, lecz wolę o tym nie mówić zbyt otwarcie. Marzenia to mój wielki osobisty sekret. Uważam, że ich skrytość jest po tamtej stronie tajemnicy. Czy ja potrafię być dla kogoś gwiazdką z nieba? Oj, mam wątpliwości, chyba nie umiem sięgać tak wysoko. Nie uwolniłem jeszcze jaskółki, ona nadal jest uwięziona. A najwięcej radości sprawia mi moja Juleczka (mały biały piesek Shi Tzu), którą codziennie wyprowadzam na spacer i widzę jej szczęśliwe oczęta. Więc może jednak potrafię uszczęśliwiać? Sam czuję się człowiekiem szczęśliwym. Nie mam poczucia winy, że paru marzeń nie udało mi się spełnić. Cieszę się z tych, które się urzeczywistniły. Ale wciąż szukam dla siebie nowego celu. Często są nim kolejne wyzwania wyobraźni. Cudownie jest ciągle marzyć.