Viola Arlak - zawsze idę pod prąd
Była nauczycielką, sprzedawczynią, pracowała nawet w muzeum. A w końcu została aktorka. Jak mówi – wierzy w przeznaczenie. Stroni od blichtru. Zaskakująco odmienna od wójtowej z „Rancza”, którą tak brawurowo gra.
- rozmawiał Mirosław Mikulski, Naj
Polacy polubili ją w roli serialowej żony Cezarego Żaka z „Rancza”, kobiety bardzo energicznej, sprytnej i gadatliwej. Dziś zna ją każdy z grona wielomilionowej widowni tego serialu.
Czuje pani skutki popularności?
Viola Arlak: Nie mam z tym problemów. Na wakacje nie wyjeżdżam, więc nikt na plaży nie prosi mnie o autograf i wspólne zdjęcie. Wypoczywam w domu. Dla mnie odpoczynek to bycie samej ze sobą. Nie muszę przebywać wśród ludzi.
Jest pani domatorką?
Viola Arlak: Raczej samotnikiem. Taką mam naturę.
Trzy razy zdawała pani do szkoły aktorskiej. Wreszcie zgłosiła się pani do pracy w teatrze i po latach na scenie zdała egzamin eksternistyczny. Warto było?
Viola Arlak: Nigdy nie zastanawiałam się, co by było, gdyby… Wychodzę z założenia, że tego, co już się wydarzyło, nie da się odwrócić. Wykonywałam wiele zawodów, nie trzymałam się tylko jednego pomysłu na życie. Byłam nauczycielką, sprzedawczynią, instruktorką aerobiku, tańczyłam w balecie, pracowałam też w muzeum. Każdy zawód był w danej chwili dla mnie najlepszy i do czegoś potrzebny.
Popularność przyszła do pani późno. Wiele lat wystepowała pani w teatrze w Kielcach. Czyżby nie czuła pani potrzeby pojawiania się w filmie, albo chociaż w telewizji?
Viola Arlak: Nie czułam! Tylko moi znajomi, gdy przyjeżdżali do Kielc, zawsze pytali, co ja tu robię i dlaczego nie próbuję się przenieść do Warszawy. Ja uważałam, że aktor może się spełnić wszędzie. Mało tego: po raz pierwszy do filmu dotarłam nie dzięki własnym staraniom, ale pewnej pani z mojego teatru, która wysłała reżyserce Dorocie Kędzierzawskiej moje zdjęcia. Dzięki nim zaangażowała mnie do swojego filmu „Nic”. Od tego się zaczęło, a potem już się jakoś potoczyło.
Idzie pani pod prąd?
Viola Arlak: Zawsze idę pod prąd. Nie cierpię mody i tego, że wszyscy nagle muszą chcieć tego samego. Zawsze zdarzają się wyjątki i każdy człowiek ma inne powody, dla których zostaje aktorem, sekretarką czy dziennikarzem.
Ale to w Krakowie czy Warszawie jest wiele mozliwosci dla aktorów. A pani osiadła w Kielcach, i to na tyle lat...
Viola Arlak: Dostałam propozycję pracy. Gdyby mi ją złożono z Grudziądza czy Radomia, to pewnie pojechałabym tam. Teraz mieszkam w Warszawie. Rok temu kupiłam mieszkanie. Na razie żyję tu i nie narzekam. Jestem zadowolona ze swojego życia.
Do „Rancza” też trafiła pani przypadkiem?
Viola Arlak: Wtedy już mieszk ałam w stolicy i producent zaprosił mnie na casting. Wyszłam z przeświadczeniem, że nie dostanę tej roli. Ale on tego samego dnia zadzwonił i powiedział, że gram.
Ile w pani życiu jest przypadku, ile planowania?
Viola Arlak: Wychodzę z założenia, że nie ma przypadków. Co ma być, będzie. To, że duża rola pojawiła się w moim życiu późno, też nie jest przypadkiem. Tak miało być. Dlatego specjalnie nie prowokuję wydarzeń. Mam naturę trochę buntowniczą, a trochę wycofaną. Nie chodzę na bankiety, żeby się pokazywać i pozować do zdjęć, choć może to mój błąd. Idę dopiero, gdy muszę. Wolnego czasu też nie spędzam tam, gdzie wszyscy. Lubię posiedzieć w domu, czasami wyjść do kina.
W jakim filmie teraz panią zobaczymy?
Viola Arlak: Niedługo ruszą zdjęcia do nowej serii „Tancerzy”. Poza tym gram w spektaklu „Dziwna para” w Teatrze Capitol i współpracuję z Teatrem Polonia Krystyny Jandy. A co będzie dalej, to się okaże.
Słyszałem, że szykują sie nowe odcinki „Rancza”.
Viola Arlak: Też o tym słyszałam. Na pewno „coś się pisze”.