URSZULA DUDZIAK Z CÓRKAMI Żyjemy z biglem!
Znów jest o niej głośno! I to nie tylko w Polsce. Jej utwór „Papaya” po 32 latach od premiery stał się hitem na Filipinach, a następnie w kilku innych krajach Azji i Ameryki Południowej. W „Gali” po raz pierwszy wspólnie z córkami: Kasią i Miką, Urszula Dudziak opowiada o długim rodzinnym dojrzewaniu, o tym, dlaczego wciąż jeszcze nie jest milionerką, i co sprawia, że śpiewa utwory Moniuszki przy obiedzie.
- GALA 15/2008||
W internecie krąży już 2000 wideoklipów z „Papayą”. Na filmach tańczy ją nawet filipińska armia podczas przerwy w musztrze. A wszystko przez układ choreograficzny, który do muzyki Urszuli ułożył filipiński prezenter telewizyjny. „Tak długo śpiewałam tę piosenkę, że niedawno pomyślałam sobie: Może już dość tej »Papai«? A tu? Masz babo placek – mówi Urszula. – Najzabawniejszy był komentarz Polaka mieszkającego na Filipinach: »Wszyscy na pewno myślą, że pani Dudziak śpiewa po polsku«. Że my tak rozmawiamy: du du du du du, tu tu tu”. Starsza córka Urszuli, Kasia Urbaniak, popłakała się, gdy zobaczyła w internecie gromadę dzieci tańczących w takt dobrze jej znanej muzyki. W środku nocy złapała za słuchawkę, musiała o tym powiedzieć mamie. „Przeszczęśliwa” z powodu dzisiejszej kariery piosenki jest również jej druga córka Mika. Razem spotykają się rzadko, bo Kasia mieszka w Nowym Jorku, Urszula i Mika – w Warszawie.
GALA: Ula, po sukcesie „Papai” zostałaś już milionerką?
URSZULA DUDZIAK: Milionerką jeszcze nie jestem, ale wiesz… Musiałabym sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chciałabym nią być? Nigdy nie miałam parcia na kasę i nie wiem, jak to jest. Pogadamy za rok.
GALA: Trzymam za słowo. Udało mi się zebrać was we trójkę: szalona mama i dwie córki, w sumie trzy artystki. Potrafi cie się porozumieć?
KASIA URBANIAK: Częściej proszę mamę o rady w sprawach artystycznych niż w sprawach dotyczących mężczyzn. Bo nie ma ludzi, którzy by mieli więcej niepewności, wątpliwości i pytań niż artyści. Trzy lata temu w Japonii i Kambodży kręciłam film dokumentalny. Gdy wróciłam do Nowego Jorku na montaż, wszystko poszło nie tak, jak powinno. To było najgorsze 8 miesięcy mojego życia. Wydzwaniałam do mamy.
GALA: Mama pocieszała czy złościła się?
KASIA: Powiedziała: „Słoneczko, twoje życie się zaczyna. Wybacz sobie, bądź cierpliwa”. Potrzebowałam ciepła i je dostawałam. Mówiła: „Wiesz, ile ja się nacierpiałam, jak długo musiałam walczyć?”.
GALA: Przesadzała. Urszula Dudziak to od początku była znakomita marka. Czym się różni mama Ula od innych mam?
KASIA: Jak zapraszałyśmy kolegów i koleżanki na obiad, to mama, podając nam potrawy, śpiewała np. „chili, chili, chili, chili” do Chopina, Bacha, Paderewskiego albo Moniuszki, serwując kurczaka i sypiąc chili. Łączyła muzykę z przyprawami świata. A potem moi koledzy dopytywali się, kiedy znów dostaną zaproszenie na obiad.
MIKA: Mama przychodziła do nas pod szkołę i wracałyśmy 2 km do domu na piechotę.
KASIA: Wszystkie mamy pod szkołą wyglądały tak samo, a nasza? Jak przyszła pierwszy raz w czerwonym afro jak u Roda Stewarta, byłam w szoku.
URSZULA: Ja pamiętam, jak w piątej klasie prosiłyście: „Mamo, nie przychodź”. Chowałam się przed innymi dziećmi i czekałam, aż na mnie kiwniecie.
KASIA: Byłyśmy za stare, żebyś nas odprowadzała. Było jej w naszym życiu więcej, niż gdyby – jak inne matki – pracowała przez cały rok od 9 do 19! Jesteśmy a r t y s t k a m i . Większość naszych rozmów dotyczy sztuki. Oglądamy we trzy film i nagle ja mam pomysł na obraz, mama na książkę, Mika na piosenkę. Zatrzymujemy film, każda chwyta za ołówek, a dopiero po chwili wznawiamy akcję.
URSZULA: Tak było, jak oglądałyśmy „Gildę” z Ritą Hayworth. Na urodziny Miki wypożyczyłam „My Fair Lady”, „Śniadanie u Tiffany’ego”, „Śniegi Kilimandżaro”. Pojechałyśmy z nimi do Michała.
GALA: Michała Urbaniaka.
KASIA: Piżamowe party trwało trzy dni. Szedł film za filmem, w lodówce jedzenia było na dwa miesiące. Mama, Michał z dziewczyną Dosią, ja, Mika, nasz pies i od czasu do czasu Bengt, nasz szwedzki ojczym. Rozłożyłyśmy materace na podłodze, koczowaliśmy.
GALA: Czym się różnią Kasia i Mika?
URSZULA: Kasia miała 11 lat, jak przeczytała Jurkowi Kosińskiemu swoje wiersze. Jurek powiedział: „Proszę cię, Kasiu, napisz jeszcze kilka, to je wydamy, a ja ci napiszę przedmowę”. Był zachwycony poetką rodziny. Potem Kasia odkryła, że Mika też nieźle pisze, i znalazła w niej bratnią duszę.
GALA: Rywalizujecie ze sobą?
URSZULA: Mika wymyśliła sobie, że bardziej kocham Kasię.
MIKA: Czasami jestem zazdrosna. Ale potem mi mija. Pamiętam też, że kiedyś byłaś nadopiekuńcza. Teraz też czasami jesteś.
URSZULA: Może dlatego, że miałam troje dzieci: was i Michała – absorbującego i wymagającego. Ale też pięknego, zdolnego.
GALA: Kiedy wasz tata Michał Urbaniak zakochał się w aktorce Lilianie Komorowskiej, świat się zawalił?
KASIA: Mówisz o chwili, kiedy ona przyszła, czy kiedy po paru latach odeszła? Bo my ją od początku kochałyśmy. Dziecko nie widzi skomplikowanego damsko-męskiego świata w kategoriach zdrady i cierpienia. Widzi, że zjawia się piękna, młoda, miła osoba i ojciec jest szczęśliwy.
GALA: Nie widziałyście, że mama jest załamana?
KASIA: Niełatwo było to zobaczyć! Z Lilianą się bawiłyśmy, a po powrocie do domu widziałyśmy smutną mamę. W wieku 7 i 8 lat trudno było zrozumieć, że cierpiała przez Lilianę. Przecież nigdy przy nas ani jednego złego słowa o niej nie powiedziała.
GALA: Minęło kilka lat i w życiu waszej mamy pojawił się wybitny pisarz Jerzy Kosiński. O niego nie byłyście zazdrosne?
MIKA: Byłam za młoda. Pamiętam tylko stukanie jej obcasów, jak wychodziła z domu. Jej czerwone włosy i to, że miałam jej znacznie mniej. Napisałam kartkę do Uli: „Gdzie jesteś, bo ja za tobą tęsknię”.
KASIA: A ja go pamiętam. Byłam do niego przywiązana, bo był jedną z niewielu osób, który mnie, 12-latki, nie traktował jak dziecka… Dzięki temu mogłam z nim rozmawiać jak dorosła osoba. I ta nić porozumienia. Nagrywałam z nim wywiady, pytałam o wojnę, o dzieciństwo. Wywiady z nim były bardzo łatwe: jedno pytanie – 12 minut taśmy.
URSZULA : Kiedy Jurek umarł, dzieci się o mnie martwiły. Widziały mój ból. Umarł 3 maja, a 14 czerwca były jego urodziny. Kasia wymyśliła, żeby w dniu urodzin kupić trzy balony z helem, a do każdego balonu przyczepić kartkę z tekstem. Szłyśmy przez Central Park z balonami, Kasia płakała i nie chciała powiedzieć, co napisała. Dopiero z czasem przyznała się. To było zdanie: „Nic nie jest ci w stanie przeszkodzić w pisaniu”.
GALA: Ula, co uważasz za swój największy sukces?
URSZULA: To, że w tym roku będę miała 65 lat. I czuję się fantastycznie, mogę tyle dobrej energii ludziom dać, głos mam w świetnej formie. Kocham życie…
KASIA: W Polsce mama jest moim budzikiem. Rano budzi mnie jej głos: „O Jezuuu, ale jestem w ekstazie”. Codziennie!
URSZULA: Cóż, górą kobiety dojrzałe! „Papaya dance” to potwierdza. Śpiewam ją z takim biglem jak 32 lata temu.