Sting i Trudie Style - małżeństwo idealne
Sting od trzech dekad potwierdza swój talent i sceniczną charyzmę. Ale oprócz świetnej muzyki tworzy też wyjątkowy – trwający już 28 lat – związek z Trudie Styler, jeden z nielicznych takich w show-biznesie. Związek mądrych, otwartych, spełnionych ludzi.
- Katarzyna BorowsKa, Claudia
Kocham moją żonę, ale ważniejsze jest to, że naprawdę ją lubię – odpowiada Sting, pytany o sekret trwałości ich relacji. Trudie dodaje: – Ludzie mówią nam, że nadal wyglądamy na zakochanych. My po prostu poświęcamy sobie czas, rozmawiamy, cenimy się nawzajem, sprawiamy sobie przyjemność. Mnie wciąż bawią jego dowcipy, nawet te słyszane setki razy. Brytyjski gwiazdor, który w październiku skończył 59 lat, i trzy lata młodsza Trudie, aktorka, producentka, ekolożka, wychowali czworo dzieci, stworzyli szczęśliwy dom, realizują swoje pasje. – Wciąż jestem spragniony nauki – mówi muzyk, który sprzedał miliony płyt i, jak ktoś wyliczył, zarabia funta na sekundę. – Trudie była pierwszą kobietą w moim życiu, od której nie chciałem uciekać w trasę koncertową – mówi. – Cieszę się, że i ona nie uciekła. Jestem egocentrykiem, cierpię też na syndrom obsesyjnego komponowania – śmieje się. – Fakt, anioł to z niego nie jest, ale przy Trudie chodzi jak szwajcarski zegarek – żartuje jeden z przyjaciół pary.
Związek z Trudie mnie uratował
– powiedział kiedyś St ing. To w związku dojrzał, ze zbuntowanego chłopaka zmienił się w odpowiedzialnego mężczyznę. Nie ukrywa, że przed laty, gdy był liderem The Police, pił i ćpał. – O ile pamiętam, nigdy nie wjechałem rol ls-royce’em do basenu – wspominał . – Ale ludzie, których wtedy znałem, mówią: „Rany, ale był z ciebie gnojek”. – Ano, był. Opryskliwy, wybuchowy, zwaśniony ze wszystkimi. „Jako mężczyzna jestem zniewalający, jak Marilyn Monroe z działającym mózgiem”, „Myślę, że Bob Geldof (wokalista rockowy – przyp. red.) po cichu chciałby mnie przelecieć” – prowokował. Przyznał potem, że to były żałosne próby zerwania z Gordonem Sumnerem (to prawdziwe imię i nazwisko Stinga): grzecznym, dobrze uczącym się chłopcem, który bardzo chciał uciec z szarego, przemysłowego Newcastle, od wspomnień z surowego katolickiego gimnazjum, gdzie rózgami „próbowano zgasić każdą iskierkę życia”, wreszcie z domu pełnego konfliktów, od ojca niepotrafiącego okazywać miłości żonie, rozczarowanej matki, która po latach ucieknie z kochankiem. – W naszej rodzinie nie można było wyrażać siebie. Słowa raniły i jątrzyły – wspominał. Gdy oboje rodzice zmarli na raka w odstępie kilku miesięcy, Sting wyznał: – Myślę, że rak to rezultat niezrealizowanych marzeń i zmuszania się do robienia czegoś, co jest sprzeczne z własną osobowością. – On sam za wszelką cenę chciał tego uniknąć.
W 1977 roku, w wieku 26 lat, rzucił posadę nauczyciela i wyjechał do Londynu, by dołączyć do tworzonego przez perkusistę Stewarta Copelanda zespołu The Police. Początki były trudne, z poślubioną rok wcześniej aktorką Frances Tomelty i synkiem mieszkali w suterenie, brakowało pieniędzy. On jednak uparcie pisał piosenki i wierzył, że sytuacja się zmieni. Nie przypuszczał, jak bardzo, a wszystko za sprawą dwóch kobiet. Pierwsza to Roxanne – paryska prostytutka z piosenki, która zapoczątkuje wielką karierę zespołu. Drugą zaś była aktorka mieszkająca po sąsiedzku. „Z kuchni wychodzi młodziutka dziewczyna. To obezwładniająca blondynka w ciasnych dżinsach i niebieskim swetrze. Oczy ma bladozielone, lewy policzek przecina blizna. Przypomina zranionego anioła. Ten obraz pięknej dziewczyny z piracką blizną i uśmiechem dobrego ducha zamiera niczym fotografia i na trwałe zapada mi w pamięć” – pisał Sting w autobiografii. To właśnie była Trudie. Tak samo jak on zdeterminowana. – Znałam biedę, ojciec pracował w fabryce. Byłam dwulatką, gdy potrąciła mnie furgonetka. Miałam oszpeconą twarz – wspominała. Ale bardzo chciała zostać aktorką. Jako nastolatka uciekła z domu, zarabiała na studia, bliznę później zoperowała. I dopięła swego, zadebiutowała w „Makbecie” na West Endzie. – Minęły trzy lata, zanim zostaliśmy kochankami. Najpierw czuliśmy po prostu dziecięcą radość ze wzajemnej obecności. Radość, której nie sposób było ukryć – wspominał Sting. – Ale uczucie rosło. Nie chciałem być jak moja matka rozdarty między romansem a miłością do rodziny – mówił. Gdy w 1982 roku pisał na Jamajce przebój „Every Breath You Take”, miał pewność, że osobą, której każdy oddech, każdy krok i każdy ruch chce śledzić, jest Trudie. W tym samym roku zamieszkali razem, choć decyzja, by zostawić Frances, która właśnie urodziła ich drugie dziecko, okazała się bolesna. – To była ciężka próba – wspominał Sting. Styler przypłaciła to bojkotem w środowisku aktorskim. Media oskarżały ją o rozbicie małżeństwa znanego już wtedy muzyka, fani obwinial i o rozpad The Police, który wkrótce nastąpił. – To, że zachowałem zdrowy rozsądek, zawdzięczam miłości Trudie i jej cierpliwej wierze we mnie. Widziała tlącą się iskrę, którą warto było ocalić – mówił. Odstawił narkotyki i alkohol i rozpoczął solową karierę. Z Trudie – swoim kompanem, kochanką, sojuszniczką w walce ze światem – u boku.
Seks to również przeżycie duchowe
Dziś z sentymentem wspominają tamten czas i wiodą światowe życie. Przyjaźnią się z Madonną, z księciem Karolem są po imieniu. Ale nie zamknęli się w swoim świecie. Ktoś napisał, że wrażliwość Sumnerów na problemy humanitarne i ekologiczne jest równie wielka jak stan ich konta. Wspierają UNICEF i Amnesty International, Trudie zarządza własną fundacją. „Jeśli jesteś fanem Stinga, masz mnóstwo okazji, by czuć się dumnym” – napisał ktoś. Największe osiągnięcie? – Dzieci – mówi Sting. – To, że ich nie zepsułem i mają dobrze poukładane w głowach. Choć życie upłynęło mi na ostrzeganiu dzieci przed show-biznesem, mam dwoje muzyków, dwie aktorki i reżyserkę. Pozostaje nadzieja, że najmłodszy Luke będzie adwokatem – uśmiecha się. Pytany, co sprawia, że angażuje się w tak wiele przedsięwzięć, żartuje: – Trudie mi każe. – By nie uchodzić za kompletnego pantoflarza, mówi, że lubi bary ze striptizem. – To jedyne miejsce, w którym mogę spokojnie wypić drinka, bo nikt na mnie nie patrzy – śmieje się. Trudie z pobłażliwością traktuje te wypowiedzi. Ma też dystans do pytań o ich wielogodzinne sesje tantrycznego seksu. Od dawna uprawiają jogę. – Dzięki temu jestem teraz sprawniejszy niż jako 20-latek – mówi Sting. – Ale w opowieściach sporo jest przesady. – Przyznał, że zaczęło się od żartu na przyjęciu. Pytany, czy joga pomaga mu w „tych sprawach”, odparł, że może kochać się przez wiele godzin. I fama poszła w świat. – Można uprawiać seks przez sześć godzin, ale w tym czasie trzeba coś zjeść i pogadać – śmieje się. A Trudie wtrąca poważnie: – Ludzie często krzyczą na siebie, gdy tak naprawdę w środku płaczą. Joga uczy słuchania drugiej osoby, zrozumienia, pomaga się zestroić. – Sting uzupełnia: – Seks daje mnóstwo frajdy, ale to duchowe przeżycie. Patrzysz, dotykasz, przechodzisz coraz głębsze etapy jedności. Mój Kościół jest osobą, z którą żyję. To ona jest moim łącznikiem ze świętością.