Spotkanie z Elżbietą Zapendowską
Surowy i szczery do bólu krytyk muzyczny. Mistrzyni czarnego humoru. Tak nam się jawi groźna jurorka programu „Jak Oni Śpiewają”. Ma swoje zasady, którym chce pozostać wierna.
- rozmawiała: Maja Ostrowska, Naj
Rodzice chcieli, żeby była grzeczną dziewczynką. I na początku rzeczywiście starała się temu sprostać. Lecz z czasem, kiedy stała się dorosłą kobietą, bardzo się zmieniła.
Podobno gdy tylko pani wstanie, od razu robi sobie prasówkę. Czy to prawda?
– W pierwszej kolejności sprawdzam pocztę, dopiero później – już przy kawie – czytam prasę.
Dla ścisłości. Wstaje pani w południe…
– Jeżeli człowiek kładzie się spać o czwartej rano, to na drugi dzień musi to odespać. Taka branża. Telefony milkną dopiero o trzeciej. Poza tym, często gadamy sobie z przyjaciółmi przez skype’a i bywa, że zastaje nas ranek. Jestem człowiekiem sową i świetnie funkcjonuję nocą. Kiedy się wyśpię, wystarczy filiżanka kawy i jestem na nogach.
Zaczynać dzień od kawy? To niezdrowe!
– Najzdrowiej jest umrzeć na drugi dzień po urodzeniu. W ogóle nic wtedy człowiekowi nie dolega (śmiech).
Znana jest pani z poczucia humoru, dystansu do siebie i ostrego jezyka. Nie zostawia pani suchej nitki na ludziach, którzy publicznie śpiewają.
– To dla ich dobra. Bardziej można skrzywdzić człowieka pochwałą niż krytyką. Mówiąc prawdę, mam czyste sumienie. Przynajmniej wobec siebie.
Zawsze pani była taka szczera?
– Byłam wychowywana na grzeczną dziewczynkę. Wpajano mi podstawowe wartości: dobro, uczciwość, szacunek dla innych. Jako dorosła kobieta zrozumiałam, że świat nie jest taki idealny, że mnóstwo w nim niesprawiedliwości i brutalności. Również w mojej branży. Tutaj brutalizacja zaszła już tak daleko, że prawdziwi artyści siedzą w podziemiach, a cała reszta jest na wierzchu. Nie dziwię się Kasi Klich, która niedawno odważyła się powiedzieć prawdę o tym, jak działa show-biznes. Mam ogromną nadzieję, że w tej sprawie zabiorą głos również inni.
Nigdy nie miała pani poczucia, że może kogoś skrzywdziła, mówiąc na forum, co o nim myśli?
– Trzeba o tym mówić. Denerwuje mnie, że na siłę robi się z przeciętnej osoby gwiazdę. Nie może sobie jakaś panienka, która nic nie umie, uzurpować prawa do bycia częścią polskiej kultury. Ostatnio zrobiło się głośno wokół Jolanty Rutowicz, osoby, która niewiele sobą prezentuje. Dziwi mnie, że media publiczne pokazują takie wzorce młodym ludziom. Pomyliły nam się wartości. Brakuje autorytetów w zawodzie, nie mówiąc o autorytetach moralnych. Przybora, Holoubek, Kapuściński czy inni. Dla wielu młodych ludzi te postacie nic nie znaczą.
Są w naszym kraju ludzie wybitnie zdolni?
– No pewnie! Niewątpliwie taką osobą jest Adam Sztaba. Odnoszę wrażenie, że ci, którzy go krytykują za aranże, nie czują wagi jego geniuszu. Jest też wielu utalentowanych wokalistów. Ale dobrze śpiewać to za mało, by zaistnieć na rynku muzycznym. Trzeba być silnym psychicznie i mieć osobowość. Obserwuję od lat polski rynek muzyczny i nachodzi mnie smutna refleksja: firmy fonografi czne zamiast promować utalentowanych wokalistów i wypuszczają miernotę. Wyjątkiem są siostry Przybysz (znane z zespołu „Sistars”, red.). Bardzo zdolne dziewczyny. Gdyby nie programy „Idol” i „Szansa na sukces”, a w tej chwili „Fabryka gwiazd”, nie poznalibyśmy wielu utalentowanych ludzi.
Zdarzyło się, że ktoś się na panią pogniewał?
– Tysiące ludzi! I bardzo dobrze. Po co mam mieć z tumanami do czynienia.
Jak reagują na pani złośliwości osoby z bliskiego otoczenia?
– Najbardziej jestem złośliwa w stosunku do ludzi, których lubię. Nieco łagodniej podchodzę do tych, których nie znam. Nigdy nie wiadomo, czego się można po nich spodziewać.
A przyjaciele?
– To słowo ostatnio mocno się zdewaluowało. Niewiele osób nazywam przyjaciółmi. Jeżeli w wieku 60 lat ma się pięciu przyjaciół, to jest naprawdę dobrze. A moi przyjaciele na tyle dobrze mnie znają, że odbierają moje złośliwości z przymrużeniem oka. Poza tym to inteligentni ludzie i nigdy nie pozostają dłużni.