Soyka, Egurrola, Kupicha - być ojcem to dopiero wyzwanie...
Obowiązki, trudy i wzruszenia. Tego pełno jest w życiu każdego ojca. Nie jest sztuką nim zostać, ale nim być i sprostać temu. O byciu tatą rozmawiają STASZEK SOYKA, AGUSTIN MAREK EGURROLA oraz PIOTR KUPICHA.
- Ida Dawidowicz, Claudia
1 z 7
ojcowie
Obowiązki, trudy i wzruszenia. Tego pełno jest w życiu każdego ojca. Nie jest sztuką nim zostać, ale nim być i sprostać temu. O byciu tatą rozmawiają STASZEK SOYKA, AGUSTIN MAREK EGURROLA oraz PIOTR KUPICHA. Zdaniem wokalisty i muzyka Staszka Soyki bycie ojcem to przede wszystkim zadanie. – Z perspektywy czasu widzę, że dzieci uczą się, obserwując rodziców. Ważne jest więc, by dać dobry przykład. Dziś to wielka przyjemność móc spotkać się z chłopakami i pogadać jak z nikim innym. Lubimy się, przyjaźnimy. Ale na tę przyjemność pracowałem całe życie. – Zasada jest prosta i krótka: dzieci muszą czuć, że tata je kocha. I to jest najważniejsze. To podstawa – mówi Piotr Kupicha, lider zespołu Feel, tata Pawełka i Adasia. – W ojcostwo wpisane są obowiązek i radość. W proporcjach 60:40. Agustin Marek Egurrola, choreograf, ojcem został 3,5 roku temu. – Ojcostwo oznacza troskę i mądrość. Chcę Carmelce przekazać wartości, by mogła iść przez życie z podniesioną głową i czuła się szczęśliwa. Towarzyszy mi lęk: nie przegapić najważniejszych momentów jej życia.
2 z 7
Piotr Kupicha: zależy mi, aby chłopcy wyrośli na uczciwych ludzi
Obydwaj chłopcy, Paweł i Adaś, to dwa diabełki, takie jak tata. – Adaś to mniejsza kopia starszego syna, są do siebie bardzo podobni. A że obydwaj są podobni do mnie, więc nie wyprowadzają mnie z równowagi – śmieje się Piotr. – Adaś jest jeszcze mały, więc z nim mogę się tylko bawić i chodzić na spacery. Za to z Pawełkiem od czasu do czasu wyjeżdżamy na rytualny „męski weekend”, tylko we dwóch. Jeździmy wtedy na rowerach, chodzimy po górach, rozmawiamy. Dzieciaki są bardzo kreatywne, co chwila zaskakują pomysłami, tekstami. Moja żona Agata od dawna prowadzi dzienniczek „złotych myśli” i zabawnych powiedzonek. Spisuje, co chłopcy mówią śmiesznego, będzie to fantastyczna pamiątka na przyszłość, i dla nas, i dla nich. – Piotr żałuje, że to tylko pisany wywiad do gazety i nie możemy pokazać kilku filmików z ich muzycznych występów. – Naprawdę imponujące. Obydwaj są uzdolnieni muzycznie. Ale talent to jedno, on w dzisiejszych czasach niczego nie gwarantuje. I uśmiecha się na wspomnienie „pierwszej wiadomości”. – To było dwa tygodnie po świętach Bożego Narodzenia. Agata powiedziała mi, że „jesteśmy w ciąży”. Spadła na mnie nagła fala emocji – wzruszenie, miłość, odrobina strachu, bo to miała być podróż w nieznane…
3 z 7
Piotr Kupicha: zależy mi, aby chłopcy wyrośli na uczciwych ludzi
Byłem mężem, a miałem być ojcem. Trudno to opisać słowami, ale takie chwile zapamiętuje się na całe życie. – Piotr śmieje się, że przy „obsłudze” pierworodnego głównie uważał, żeby czegoś nie zepsuć. – Pawełek był taki mały, kruchy… bałem się, żeby czegoś nie wylać, nie założyć na odwrót. Później już szło sprawniej. – O tym, że pojawi się drugi Kupicha junior, dowiedział się, gdy był z zespołem w trasie. – Graliśmy dziesiątki koncertów, a tu nagle pojawia się po raz kolejny ta fantastyczna fala uczuć. Z jednym wyjątkiem – za drugim razem nie było strachu. Wiedziałem, co mnie czeka, i byłem na to gotowy. – To, co na pewno powinien dać ojciec dzieciom, to miłość. Bo z niej wypływa wszystko inne. A „metodologia rodzicielska”? Żyjemy w świecie, w którym rodzicielstwo trzeba dostosować do znaku czasu. Jestem mniej zasadniczy, niż moi rodzice byli wobec mnie. W naszym domu tata na więcej pozwala dzieciom, a mama trzyma dyscyplinę. Zresztą przy moim trybie życia i pracy coś innego jest po prostu niemożliwe. I tu wielkie uznanie dla Agaty. Zespół Feel na szczęście wyjeżdża teraz w trasy koncertowe najwyżej kilkudniowe. Rzadko zdarza mi się nie widzieć z synami przez dłuższy czas, ale gdy wracam, to całe dnie spędzamy razem. A poza tym żyjemy w erze internetu, telefonów komórkowych. W każdej chwili, z każdego miejsca na świecie mogę zobaczyć i usłyszeć chłopaków. To, na czym mu zależy najbardziej, to żeby chłopcy wy- rośli na uczciwych ludzi. – Byli mądrymi i odpowiedzialnymi mężczyznami. Chciałbym, by nie wymagali od życia zbyt wiele, bo czasem to życie samo pisze scenariusze.
4 z 7
Staszek Soyka: Duma z chłopaków? Cieszy mnie, że oni po prostu są
Miał 22 lata, gdy został tatą. – Pierwsze dziecko dla mężczyzny to szok, zawsze – mówi Staszek Soyka. – Bo następuje przemiana z młodzieńca w ojca. Ale w mojej małej ojczyźnie, na Górnym Śląsku, istniało przekonanie, że 25-letni facet to już stary kawaler. Po wojsku, powinien mieć robotę i rodzinę. Było też wiadome: jak chcesz się zadać z dziewczyną na serio, wiedz, że może to zaowocować potomstwem, a to oznacza, że musisz być na swoim, utrzymać rodzinę. Bycie ojcem to odpowiedzialność. Nie próbował chłopcom czegokolwiek wpajać. – W imię liberalizmu, który wkradł się w moje pokolenie, bo byłem wraz ze swoimi trzema braćmi chowany w ordynku bardzo surowym. Jako tata swoim synom starałem się przekazać podstawy dobrego wychowania. Bez tresury, krzyku, perswazji. Ale pewne polecenia miały być wykonane, i już. Nie mieli taryfy ulgowej. Nigdy nie odmawiałem i nadal nie odmawiam rozmowy. Dzięki temu jesteśmy w dialogu. Raz tylko przywaliłem za coś małemu Kubie. I natychmiast pożałowałem. To był jedyny raz, kiedy zastosowałem karę cielesną. Wiem też, że nie ma nic gorszego niż tarcia między rodzicami w obecności dzieci. Z pierwszą żoną Iwoną rozumienie rodzicielstwa było identyczne. Trzymaliśmy wspólny front. – Kuba i Antoni mają swoje dzieci. Mieszkają jak ja w Warszawie, często się widzimy, rozmawiamy, czasem zagramy w kości, ale nasze ścieżki się dziś przecinają. Każdy z nas ma swój świat i pracę, a praca jest święta. Daje nie tylko owoce, ale i rozwija.
Ja w ich wieku już dawno wiedziałem: to, co mogę najlepszego zrobić dla swojego taty, to zejść mu z pleców. Kuba jest muzykiem, kompozytorem, Antoni reżyserem dźwięku. Od paru lat pracują ze mną podczas koncertów, sesji nagraniowych. Mają swoje zespoły, grają, komponują. Ale Kubie zapowiedziałem: pamiętaj, musisz się rozwijać, bo pewnego dnia mogę ci powiedzieć: „Przepraszam, ale od wiosny gram w innym entourage’u”…
5 z 7
Staszek Soyka: Duma z chłopaków? Cieszy mnie, że oni po prostu są
Staszek pamięta rozmowę, która „postawiła go na nogi”. – Kuba miał może 21 lat, pracował z moją orkiestrą. Nie zauważyłem, że trochę mu kapraluję. Raz nie wytrzymał i odgryzł się: „Jeśli chcesz, abym się usamodzielnił i poznał swoją drogę, pozwól mi nią iść. Nie możesz być trepem!”. Natychmiast mnie to ocuciło: już nie jestem kontrolerem swoich synów, nie mogę im kazać, tylko służyć doświadczeniem, jeśli mnie o to sami poproszą. Kiedy urodzili się bliźniacy Janek i Marcin, starał się z Iwoną nie wpaść w pułapkę traktowania ich jak maskotek. – Śledziliśmy różnice i je pielęgnowaliśmy. Janek studiuje w szkole rzemiosła filmowego we Wrocławiu, pasjonuje się animacją. Marcin kończy drugi stopień szkoły muzycznej – dobrze radzi sobie na wibrafonie, ksylofonie. Rzadko spotykamy się wszyscy razem. Nawet jeśli Janek i Marcin wpadną na dwa, trzy dni do Warszawy, potrafią się nie odezwać. Rozumiem, nie mam pretensji, to młode chłopaki! – śmieje się Soyka. Przyznaje: miał z nimi mniejszy kontakt niż ze starszymi synami. – Oni na Warmii z matką, ja w Krakowie, w in- nym związku. Ich dzieciństwo to głównie bycie z mamą. Ja byłem „doglądający”. Zresztą całe życie trochę tak działałem. Ta profesja, niestety, zawsze łączy się z absencją. Bo wyjazdy, koncerty. Kiedy synowie dorastali, a ja złościłem się na niektóre ich zachowania, z niejakim zdziwieniem obserwowałem, że to, co mnie wkurza, mają ze mnie. Ale nie da się obronić dziecka, przestrzegając je przed własnymi błędami. „Wujek Dobra Rada” się nie sprawdza. Jako człowiek mam sobie wiele do zarzucenia. I do końca życia pewnie się to będzie za mną ciągnęło. Z czasem niektóre sprawy tracą znaczenie, ale są i takie, które były niewłaściwe. Jednak gdy spojrzy się i na nie z punktu widzenia następstw, to „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Od 10–15 lat synowie Staszka Soyki są jego okiem na świat. – Z młodszymi synami lubię rozmowy na pograniczu filozofowania. Życie, religia, polityka. Są tacy uroczo akademiccy. Nie kłócimy się. Spory ze starszymi już miałem. Wyłącznie na tematy zawodowe. – Duma z synów? – Staszek Soyka chwilę „przeżuwa” pytanie. – Nie… Duma kojarzy mi się patetycznie. Nie wiem, czy mógbym tak powiedzieć o chłopakach. Cieszy mnie fakt, że po prostu są. I są kochani, i stanowią niezwykle bogatą różnorodność osobowości, umysłowości i temperamentów.
6 z 7
Agustin Egurrola: ojcem może być każdy, tatą już nie
– Co poczułem na wieść o tym, że zostanę ojcem? Ogromną radość – na twarzy Agustina kwitnie uśmiech. – Jednocześnie świadomość, że nadchodzi moment, gdy moje życie zostanie wywrócone do góry nogami. Ale nie zaprzeczam, że był też lęk, czy podołam, czy jestem gotów. Wiedziałem, że muszę znaleźć przestrzeń dla tej małej istotki. Te myśli, znaki zapytania powodowały, że przez wiele miesięcy chodziłem rozedrgany. Ale teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Agustin nigdy nie krył: jest pracoholikiem. – Dawniej kończyłem pracę o godzinie 22, 23. Ale teraz, gdy nadchodzi 19, biegnę do domu, bo muszę zobaczyć Carmelkę. I czuję ogromną irytację, gdy muszę jeszcze wyjść gdzieś wieczorem. A każdy dalszy wyjazd to cierpienie, że ją zostawiam. Oczywiście, że ten największy ciężar obowiązków wzięła na siebie Nina. Nigdy nie postawiła sprawy na ostrzu noża. Jest mądrą kobietą, wiedziała, że pracoholik, który właśnie został ojcem, musi mieć moment wyciszenia. – Ten przeskok nie był dla niego łatwy. – Przyznam, kilka rzeczy zawaliłem. Ale przebudowałem cały swój plan dnia, tygodnia. Codziennie rano odwożę Carmelkę do przedszkola i jest to jeden z najprzyjemniejszych momentów. W szatni zdejmuję z niej kurtkę a ona, zanim pobiegnie do sali, żegna mnie buziakiem. Uwielbiam ten moment! – Od kiedy pojawiła się na świecie córka, pokochał piątki, bo weekend to czas, kiedy może być z Carmen. – Idziemy do kina, na spacer, do babci albo się bawimy na dywanie. Córka chodzi już na zajęcia taneczne. Na razie to zabawa z tańcem. Carmelka lubi rysować i w ramach rozwoju artystycznego pomazała mi markerem moje piękne skórzane kanapy. Moja reakcja mnie samego zaskoczyła: nie było rozpaczy, tylko zwrócenie uwagi: „Tak się nie robi”.
7 z 7
Agustin Egurrola: ojcem może być każdy, tatą już nie
Podczas naszych rozmów zdarzają się sytuacje zdumiewające. Najbardziej podoba mi się, gdy ona mówi: „Jestem na 100 procent pewna, że tak nie powinno być”. I te „procenty” i ta „pewność”… Cały czas staram się widzieć w niej cechy, które nas zbliżają, podobieństwa! Ma charakter, jest uparta, nie poddaje się. To mnie w niej fascynuje. Carmen jest córeczką tatusia. Agustin rozpieszcza ją tysiącem zabawek. Ale już wie, że zarzucanie dziecka przedmiotami nie jest najlepszym pomysłem. Sam nadał córce imię. Ma ono swój charakter. – Jest bardzo popularne na Kubie. Ale nie pochodzi od tragicznej bohaterki opery, lecz od Matki Boskiej z Carmelu. I to „Carmen Maria Egurrola” podoba mi się bardzo. Przed nimi wielka podróż. – Pokażę córce Kubę, przedstawię ją kubańskiej rodzinie. Mój ojciec nie może się doczekać, aby ją zobaczyć. Jestem jedynym synem ojca, a Carmelka jego jedyną wnuczką. Agustin nie miał łatwego dzieciństwa. – Dorastałem w Polsce bez ojca. Brakowało mi jego uwagi. Nie chcę popełnić jego błędów – poważnieje. – Mówi się, że ojcem może być każdy, tatą już nie. Chciałbym być dla córki tatą. Chciałbym ją wychować na szczęśliwą kobietę, która będzie miała poczucie swojej wartości, umiała mówić NIE. Wychowanie dziewczynki jest bardzo trudne, wydaje mi się, że trudniejsze niż chłopca. Chcę nauczyć ją rozsądku, odpowiedzialności i siły. By wiedziała, że ma we mnie oparcie i może do mnie przyjść z każdą sprawą. Chciałbym, żeby potrafiła i chciała mi się zwierzać. Chcę, by znała świat, obce języki, czuła się wszędzie swobodnie. Mam nadzieję, że mi się uda, ale wiem, że to najtrudniejsze zadanie na ziemi: wychować drugiego człowieka. Tu nie może być kompromisów.