Reklama

Właśnie przyjechała do Warszawy, aby uczestniczyć w przygotowaniach do Roku Gombrowicza w Polsce. Od czasu śmierci Witolda w 1969 roku Rita Gombrowicz zajmuje się propagowaniem twórczości męża na świecie. Poznali się w Royaumont we Francji. Ona miała 25 lat, on 60. Kanadyjka, doktorantka literatury francuskiej, i awangardowy pisarz polski, który po 24 latach pobytu w Argentynie powrócił do Europy. Po kilku miesiącach zamieszkali razem w Vence. Już wtedy Gombrowicz chorował na astmę. Nim jednak choroba wzięła górę nad życiem wielkiego pisarza, przeżyli ze sobą pięć lat. Dziś spotykamy się, by porozmawiać o dniach, kiedy była bardzo szczęśliwa. Gala: Dlaczego zdecydowała się pani dzielić życie z kimś prawie nieznanym?
Rita Gombrowicz: To życie podjęło za mnie tę decyzję. Znałam Witolda Gombrowicza od dwóch miesięcy. Podziwiałam go wtedy tak jak wszyscy młodzi ludzie w Royaumont. Uwielbialiśmy go. Kiedy zapytał, czy nie chciałabym z nim wyjechać, bardzo mnie wzruszył. Miałam wątpliwości, bo chciałam dokończyć mój doktorat o Colette. "Zmień temat - powiedział - napisz o mnie. Napiszę ci ten doktorat w dwa tygodnie". Gala: Dopytywał się rzeczowo, czy jest pani porządna i zorganizowana.
R.G.: Witold był już wiekowy. Potrzebował młodej osoby, która by się nim zajęła. Jednocześnie był bardzo nowoczesny. Chciał przeprowadzić eksperyment i sprawdzić, czy jesteśmy stworzeni do małżeństwa. Gala: Pani również była bardzo nowoczesna.
R.G.: Życie, wtedy kiedy je przeżywamy, jest tajemnicą. Dopiero teraz interpretuję zdarzenia z przeszłości. Wierzę, że nosimy w sobie to, czym jesteśmy. Karty są rozdane, a wydarzenia wpisują się w gotowy wzór. Gala: Z tego wynika, że życie to zjawisko metafizyczne?
R.G.: Nie, myślę, że podążamy za nieświadomością. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego ja, pochodząca z Ameryki Północnej, większość życia spędziłam wśród polskich emigrantów. Pochodzę ze środowiska głęboko katolickiego. Urodziłam się w licznej rodzinie, miałam bardzo autorytatywnego ojca, który przypominał Witolda. W Gombrowiczu odnalazłam jego postać. Czułam się tak, jakbyśmy pochodzili z tej samej rodziny, rodziny, przeciwko której się buntowałam. Nie chciałam wychodzić za mąż i mieć dzieci. Oczekiwałam, że życie będzie przygodą. Z Witoldem ją przeżyłam. Gala: Czytając pani wspomnienia zawarte w książce Gombrowicz w Europie, można by odnieść wrażenie, że to był związek platoniczny.
R.G.: Raczej sokratyczny. Z Witoldem przeżyłam najsilniejsze uczucie w moim życiu. Była to mieszanka miłości z uczuciami, jakie córka może żywić do swojego ojca. Gala: Mówił pani "kocham cię?"
R.G.: Nie był w stanie. Dużo ważniejszy był jednak sposób, w jaki dowodził swojego uczucia. Gala: Czuła się pani kochana?
R.G.: Tak. Witold mawiał, że miłość jest jak konkurs małych poświęceń. A do nich był zdolny. To była piękna forma miłości. Nie był natomiast w stanie uklęknąć i powiedzieć "kocham cię". Gala: Albo "jesteś piękna".
R.G.: Nigdy tego nie mówił. Mógł powiedzieć, że mam ładną sylwetkę. Zawsze znajdował jakiś szczegół i mówił o nim z humorem. Gala: Pani też nigdy nie powiedziała "kocham cię?"
R.G.: Nigdy. W tym było więcej prawdy niż w słowach ludzi, którzy mówiąc "kocham cię", w głębi swoich serc mają już zdradę. Gala: Nie był o panią zazdrosny?
R.G.: Nie dawałam mu powodów. Gala: Rozmawialiście otwarcie o jego seksualności?
R.G.: Od początku. Nigdy nie kłamał. Nasze życie było grą tylko w sposobie komunikowania się,ale nigdy w rzeczywistości. Gala: Kto zatem był największą miłością jego życia?
R.G.: Tylko on mógł odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że przed wojną bardzo kochał pewną kobietę. W Buenos Aires bardzo ważną rolę odegrali Alejandro Russovich i Mariano Betelu. Ja też musiałam być ważna, bo z nikim nie mieszkał przez pięć lat. Byłam jego żoną. Gala: Moje ulubione zdanie z NASZEGO DRAMATU EROTYCZNEGO Gombrowicza to: "Zadaniem wąsika jest wywrzeć wrażenie na płci pięknej".
R.G.: W tamtych czasach mężczyźni nosili brody i wąsy, które były elementem uwodzicielskim. Witold krytykował te zachowania jako zakłamanie stosunków między kobietą a mężczyzną. Gala: Czym panią kokietował?
R.G.: Niczym. Był niezwykle oszczędny i naturalny w sposobie bycia. Zbudował sobie swój własny styl. Nienawidził wąsów i brody. Nie przyjmował w domu mężczyzn, którzy je nosili. Gala: Jakie kobiety podobały się Witoldowi Gombrowiczowi?
R.G.: Nie lubił zbyt kobiecych dam, tak jak i mężczyzn zbyt macho. Gala: Kiedyś stwierdził nawet, że nie ma żadnego pożytku z kobiet przyzwoitych.
R.G.: Witold popierał zrównanie płci. Bardzo by się cieszył, gdyby mógł obserwować dzisiejszy świat, w którym kobiety są równe mężczyznom. Gala: W pani widział partnera?
R.G.: Nie jestem pewna. Byłam od niego dużo młodsza, więc nie mogliśmy być do końca sobie równi. Gala: Przyjaźnił się z kobietami?
R.G.: Tak. Znał wspaniałe kobiety. Na przykład świętej pamięci Zosię Chądzyńską, Marię Świerczewską, Marię Paczowską. Nie róbmy z niego głupiego mizogina! Bardzo też kochał swoją siostrę. Często powtarzał, że jest inteligentniejsza od niego. Gala: Podoba mi się ten teatr Gombrowicza.
R.G.: Mnie też. Przecież nikt mnie nie zobowiązuje, żebym nadal żyła w jego świecie. Gala: To uczucie, misja czy przeznaczenie?
R.G.: Przeznaczenie i poczucie odpowiedzialności. Kiedy postanowiłam z nim być, nie wiedziałam, że przez 35 lat będę się zajmować tylko Gombrowiczem. Gala: Widziała pani ekranizację PORNOGRAFII Jana Jakuba Kolskiego?
R.G.: Tak. W dużej mierze zawdzięczamy ją producentowi francuskiemu Antoine'owi de Clermont-Tonnerre, który wykupił prawa już dziesięć lat temu. Kolski zrobił film całkowicie polski, ze wspaniałymi polskimi aktorami. Miał również odwagę, by trzymać się swego małego świata. Dzięki temu powstał jednolity i bardzo gombrowiczowski film. Gala: PORNOGRAFIA będzie walczyła o Oscara. Może tą drogą Gombrowicz w końcu trafi do Ameryki?
R.G.: Kto wie? W Stanach Zjednoczonych Gombrowicz jeszcze do niedawna był nieznany. Nie wiem, dlaczego Amerykanie nie chcieli go czytać, a Francuzi uwielbiali od początku. Istnieje jednak grupa ludzi, którzy są prawdziwymi amatorami jego literatury, jak na przykład Susan Sontag. Gala: Czy Gombrowicz wierzył w swoją pośmiertną sławę? Miewał przecież okresy depresji i zwątpienia.
R.G.: Myślę, że wierzył głęboko w swoje dzieło. Był przekonany, że ono przetrwa. Nie wynikało to z dumy, tylko z bardzo świadomego postrzegania siebie samego. Gala: Patrząc na państwa wspólne zdjęcia, odnoszę wrażenie, że Gombrowicz w ogóle się nie śmiał.
R.G.: Podobno dużo się śmiał w młodości. Później astma nie pozwalała mu na wybuchy śmiechu. Zamiast śmiać się, rozśmieszał innych. Gala: Czym na przykład?
R.G.: Często powtarzał te same sentencje, więc kiedy zaczynał zdanie, wiedzieliśmy, jak je skończy. To była ciągła gra. Moim ulubionym powiedzeniem było: "Żadnych marzeń, jak mawiała matka Napoleona". Gala: Witold Gombrowicz to bardzo złożona postać. Tyle w nim siły, ile słabości. Co według pani było istotą jego osobowości?
R.G.: Charakteryzowała go prawdziwa szczerość egzystencjalna i moralna. Zachowywał się jak szlachcic. Był bardzo solidarny. Wiem, że nigdy by mnie nie zostawił. Gala: Nie czuje się pani uwięziona przez przeszłość?
R.G.: Jeśli nadal jestem z Gombrowiczem, to dlatego, że nie potrafię żyć inaczej. Po jego śmierci przeżyłam kilka bardzo trudnych lat. Ale przemieniłam to w siłę. Nie mogłam być tylko jego spadkobierczynią. Musiałam powrócić do jego życia i twórczości. Rozmawiała Alicja Resich-Modlińska

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama