Renée Zellweger - bogini Glamour
Renée Zellweger, zdobywczyni Oscara, opowiada Glamour o pilnie strzeżonych sekretach i o tym, dlaczego jest szczęśliwsza, kiedy się nudzi (naprawdę!).
- glamour
Chcesz wiedzieć, co znaczy być glamour? Popatrz tylko na Renée Zellweger. Ma wszystkie atrybuty potrzebne do życia w blasku: talent, urodę, ciuchy od najlepszych projektantów i... świetnie wygląda na czerwonym dywanie. Renée chce jednak czegoś więcej.
Pochłania książkę za książką i aktywnie udziela się w sprawach, które są dla niej istotne, np. wspiera United Service Organizations, Inc. – prywatną organizację non profit pomagającą amerykańskiej armii (przez ostatni rok odwiedzała rannych żołnierzy w szpitalach Walter Reed Army Medical Center i The National Naval Medical Center).
Jest nie tylko atrakcyjna zewnętrznie, ale ma również ciekawą osobowość. Teraz, po raz pierwszy od wielu lat, czterdziestoletnia aktorka odkrywa nową stronę swojego życia. Robi przerwę w kręceniu filmów. W domu w Nowym Jorku połyka książki, wertuje scenariusze i pozwala sobie na jedno z ulubionych w przeszłości zajęć: drzemkę. „Pracuję nad nudzeniem się – mówi. – To bardzo trudne! Ale muszę posiedzieć w bezruchu wystarczająco długo, aby zobaczyć, za czym podąża mój umysł.” Biorąc pod uwagę wszystko to, co przydarzyło się Renée w ciągu ostatnich pięciu lat – osiem filmów, dwie nominacje do Oscara (z czego jeden zdobyty), rozstanie z Jackiem White’em, liderem grupy White Stripes, niefortunne czteromiesięczne małżeństwo z piosenkarzem country Kennym Chesneyem, wściekłe spekulacje mediów o obecnym romansie z komentatorem prawnym telewizji NBC News Danem Abramsem – naprawdę nic dziwnego, że nuda wydaje jej się tak atrakcyjna. W Renée Zellweger jest coś takiego, co sprawia, że od razu ją lubisz. Oczywiście, jest wielką gwiazdą: ma sławę, miliony i wspaniałą aktorską karierę, a jej życie ma niewiele wspólnego z naszym. A jednak mimo tego wszystkiego wydaje się być jedną z nas. Pamiętasz, jak pojawiła się na ekranie w roli zwariowanej Bridget Jones? Niejedna z nas pomyślała wtedy, że jest jak Bridget. Zwykła dziewczyna, która wierzy, że ma w sobie to coś. Szukająca szczęścia w miłości. Próbująca zrobić karierę. Walcząca z nałogami i nadwagą. Dająca się poderwać łajdakowi, chociaż wie, że on złamie jej serce. I próbująca poskładać swoje życie. Pokochałyśmy Bridget Jones, a jednocześnie pokochałyśmy Renée, wierząc, że jest taka sama jak my.
Dziewczyna z Teksasu
I w pewnym sensie jest to prawda. Zanim Renée stała się gwiazdą, była zwykłą dziewczyną z małego miasteczka w stanie Teksas. Wychowała się w prostej, skromnej, ale bardzo kochającej rodzinie, której największym bogactwem była wielokulturowość. Matka aktorki jest Laponką z Norwegii (Renée swoją urodę – mocno zarysowane kości policzkowe i lekko skośne oczy – zawdzięcza właśnie lapońskim genom). Ojciec jest Szwajcarskim Niemcem wychowanym w Australii. Renée do wszystkiego, co osiągnęła, doszła sama. Już w szkole zaczęła brać lekcje aktorstwa, grała w reklamach i przeciętnych filmach telewizyjnych. Zachęcona pozytywnymi recenzjami po jednym ze swoich występów odważyła się wyjechać do Los Angeles. Wkrótce na castingu do roli w filmie „Jerry Maguire” pokonała Cameron Diaz i Winonę Ryder. „Jerry Maguire”, w którym partnerowała Tomowi Cruise’owi, okazał się przełomem w jej karierze. „Przyszłam na przesłuchanie w najohydniejszym szarym swetrze – wspomina. – Nadal mam go w szafie. Jest trochę jak talizman.”
Kalifornijski sen
Los Angeles, jak mówi, nauczyło ją, kim nie chce być. „Gdy tam przyjechałam, byłam naiwną dziewczyną z prowincji – opowiada. – Gdybym wtedy wiedziała, jak wygląda rzeczywistość w Fabryce Snów, wróciłabym do domu pierwszym autobusem.” Rzeczywiście, ze swoją nieśmiałością Renée nie pasuje do hollywoodzkiego stylu bycia, gdzie najbardziej liczy się, na ilu imprezach byłaś, ile gazet wydrukowało twoje zdjęcie, a odwyk jest na porządku dziennym. „Gdyby artyści mogli zachować anonimowość i być znani tylko ze swojej pracy, byłabym najszczęśliwsza” – mówi. Najsmutniejszy moment w jej życiu? To dzień (kilka lat temu), w którym przeczytała w gazecie, że telefony komórkowe będą miały wbudowane aparaty fotograficzne. „Pomyślałam, że to przerażające” – opowiada. Nigdy nie czuła się komfortowo z zainteresowaniem wokół swojej osoby. Z tym, że paparazzi śledzą każdy jej krok, a fani bez słowa podsuwają jej komórki pod twarz, żeby zrobić zdjęcie. Pewnie dlatego najszczęśliwsza była trzy lata temu, kiedy z powodu zamachu bombowego w Londynie nie można było wnosić komórek na pokład samolotów, a ona akurat wracała z Anglii do Stanów. „Siedziałam z innymi pasażerami
w poczekalni, rozmawialiśmy o życiu, o każdym z nas – wspomina. – Było prywatnie, intymnie. Cudownie.” Nic dziwnego, że Renée znajduje wspólny język ze zwykłymi ludźmi. Niejedna z nas ma podobne życiowe doświadczenia: kilka nieudanych związków (Renée spotykała się m.in. z aktorami Jimem Carreyem, George’em Clooneyem i Jackiem White’em), spontaniczne małżeństwo anulowane zaledwie po czterech miesiącach i lata bycia singielką. Teraz też podobno spotyka się z aktorem – młodszym o sześć lat Bradleyem Cooperem, który partnerował Jennifer Aniston w filmie „Kobiety pragną bardziej”.
Plany na przyszłość
Na pytanie, czy wyjdzie ponownie za mąż, Renée odpowiedziała niedawno w jednym z wywiadów: „Nigdy nie mów nigdy. Patrzę na moją przeszłość i jestem zaszokowana. Gdyby kiedyś zapytano mnie, czego chcę w życiu, większości moich doświadczeń nie byłoby na liście.” Aktorka przyznaje, że jej największym problemem jest brak czasu. W ciągu ostatnich dziesięciu lat nie była w jednym miejscu dłużej niż przez dwa tygodnie (nie licząc planu filmowego). „Jestem ciągle w rozjazdach – tłumaczy. – Ale nie czuję, żeby z tego powodu moje życie było puste i że muszę to zmienić.” Obecnie pracuje nad kilkoma projektami filmowymi. Chciałaby też pójść na studia (historia Ameryki i nauki polityczne), pomieszkać jak zwykła dziewczyna w Paryżu i podszkolić francuski. „Nie jestem samotna, jestem zapracowana – mówi. – Dla mnie sukcesem jest znalezienie własnego szczęścia. Zdefiniowanie go dla siebie. Oczywiście brakuje mi kilku rzeczy z tzw. przeciętnego życia. Ale jestem też zdania, że sami wybieramy sobie to, jak żyjemy. Ja marzyłam o niezwykłym i pokręconym życiu aktorki i odnalazłam się w nim.”
GLAMOUR: Gdy robiłam z tobą wywiad w 2004 r., byłaś ubrana w T-shirt z Beatlesami i miałaś brązowe włosy. Zmieniasz się jak kameleon, ale wciąż jesteś bardzo kobieca. Którą ze współczesnych Amerykanek uważasz za atrakcyjną?
RENÉE ZELLWEGER: Jestem zachwycona Diane Sawyer, dziennikarką telewizji ABC. Potrafi być elegancka do trzeciej nad ranem każdego dnia. Hillary Clinton jest wspaniała. Nawet w krajach, gdzie kobiety nie są traktowane na równi z mężczyznami, rozmawia z dygnitarzami i przekonuje ich do swoich racji. Jest przy tym serdeczna i zabawna! No i oczywiście Michelle Obama – nie ma w niej niczego nieszczerego. Ogromnie się cieszę, że reprezentuje amerykańskie kobiety.
GLAMOUR: Skoro jesteśmy przy polityce: gospodarka jest w chaosie, dotknął nas kryzys. Czy ma to na ciebie wpływ? Czy robiąc zakupy, szukasz okazji i przecen?
RENÉE ZELLWEGER: Moja praca wymaga tego, żebym była dobrze ubrana częściej, niż gdybym pracowała w innym zawodzie, ale nie mam zbyt wielu kosztownych nawyków – może oprócz dobrego wina i sushi, a te rzeczy nie są tanie. Cóż, mogłabym zaoszczędzić na jedzeniu, ale nie sądzę, abym nagle zaczęła jadać w najtańszych barach (śmieje się)!
GLAMOUR: Nie dorastałaś w dostatku.
RENÉE ZELLWEGER: Nie. Moi rodzice to emigranci, którzy przyjechali do Stanów z niczym. Tata wypruwał sobie flaki, by utrzymać rodzinę. Nie miałam wszystkiego na każde zawołanie i nie jestem materialistką. Jak każda nastolatka z Teksasu, marzyłam o własnym samochodzie, ale nie uważałam, że mi się należy! Moje poczucie własnej wartości i pewności siebie nigdy nie umacniało się z powodu faktu posiadania różnych rzeczy i modnych gadżetów.
GLAMOUR: To skąd pochodzi twoje poczucie wartości? Na zdjęciach do tego artykułu wyglądasz na pewną siebie.
RENÉE ZELLWEGER: Chyba w czasie sesji zdjęciowej osłabiłam swoją czujność – musiałam pewnie być zmęczona (śmieje się)! Muszę przyznać, że ostatnio jestem w bardzo dobrej formie.
GLAMOUR: Szykują się w twoim życiu zmiany?
RENÉE ZELLWEGER: Tak, ale nie spieszę się z podejmowaniem decyzji o tym, dokąd chcę zmierzać i co chcę robić. Zdarza się, że praca aktora tak bardzo nas określa, że nie ma już miejsca na prywatność.
GLAMOUR: Czy to ci przeszkadza?
RENÉE ZELLWEGER: Właściwie to jestem zadowolona, gdy ktoś przyznaje, że dowiedział się o mnie czegoś nowego. To znaczy, że w pełni potrafię odnieść sukces w sferze, która jest dla mnie najcenniejsza – umiem nie ujawniać tego, co jest bardzo ważne w moim życiu.
GLAMOUR: Czyli... nie powiesz, z kim się spotykasz?
RENÉE ZELLWEGER: Nie powiem. Pozwalam mediom domyślać się wielu rzeczy na mój temat. To zdejmuje ze mnie odpowiedzialność!
GLAMOUR: Czy myślisz, że media uważają, że kobieta młoda, olśniewająca, odnosząca sukcesy, ale samotna, nie jest szczęśliwa? Ty wyglądasz na bardzo szczęśliwą.
RENÉE ZELLWEGER: Kiedy kobieta jest młoda i odnosi sukcesy, a nie ma faceta, zaczyna się podejrzewać ją o jakiś defekt. Wierz mi, że kiedy jesteś singielką, nie czujesz się w żaden sposób upośledzona ani mniej atrakcyjna – to jest styl życia osoby lubiącej sobie dogadzać. Możesz podejmować swoje własne decyzje i rozpieszczać siebie samą.
GLAMOUR: A gdyby pojawił się właściwy facet, zrezygnowałabyś z samotnego życia?
RENÉE ZELLWEGER: Tak, oczywiście. Ale nie chciałabym zmieniać mojego życia na gorsze za cenę bycia z kimkolwiek, ponieważ teraz jest mi dobrze!
GLAMOUR: Czego szukasz u partnera?
RENÉE ZELLWEGER: Świadomości śladów, jakie człowiek pozostawia za sobą. Miłości. Bezwarunkowej uprzejmości. Szukam cech, które szanuję u moich przyjaciół.
GLAMOUR: Czy masz „swój typ”?
RENÉE ZELLWEGER: Nie. Pociąga mnie inteligencja, kreatywność i pasja – i niekoniecznie typ romantyczny. Chcę uczyć się od kogoś, kto jest głodny wiedzy, ciekawy świata i kto uwielbia się śmiać. Kogoś, kto celebruje każdy dzień swojego związku i znajduje inspirację w osiągnięciach innych ludzi.
GLAMOUR: Wracając do zmian w twoim życiu – czy to oznacza, że zamierzasz nie ruszać się z miejsca przez jakiś czas?
RENÉE ZELLWEGER: Tak. Pracuję nad różnymi projektami, ale nigdzie nie wyjeżdżam. Uczę się, jak używać szafki z szufladami, a nie walizkowych przegródek! Mam zamiar posiedzieć w spokoju na tyle długo, aby nie zwracać uwagi na egzystencjalne bzdety, które pojawiają się w każdej chwili.
GLAMOUR: Co masz nadzieję z tego uzyskać?
RENÉE ZELLWEGER: Chcę się więcej nauczyć, więcej wiedzieć. Do tego właśnie potrzebny jest czas. Jestem ciekawa wielu rzeczy, ale nie miałam okazji, by zapoznać się z nimi na tyle, abym mogła je docenić.
GLAMOUR: Jesteś zapaloną biegaczką.
RENÉE ZELLWEGER: To jest moja ucieczka, jedna rzecz, którą robię w ciągu dnia i jest ona moja i tylko moja. Nie chcę pracować z trenerem i nie chcę chodzić ze znajomymi na siłownię. To jest moja chwila samotności, której potrzebuję.
GLAMOUR: Wydajesz się być pewna tego, co robisz. Czy chciałabyś cofnąć czas i inaczej przeżyć coś w swoim życiu?
RENÉE ZELLWEGER: Absolutnie nie. Jestem wdzięczna za doświadczenia, jakie zebrałam. Oczywiście, są pewne rzeczy, których nie chciałabym mieć na liście własnych doświadczeń, ale to jest życie. To jest dobre życie. I mi się ono podoba.