Reklama

Dorota Kolak: – Lubię Irenę, jest ciekawa świata, ma poczucie humoru i nie jest typem mamuśki. Mnie zdarzają się sytuacje, gdy potrafię być twarda, ale czasami ogarnia mnie kompletna bezradność – wyznaje. Prywatnie jest mamą aktorki Katarzyny Z. Michalskiej. – Za- dania mamy: wychować, pokazać świat, spróbować powiedzieć, czego trzeba się wystrzegać. Tak, tylko spróbować, bo świat trzeba sprawdzić samemu. Gdy Kasia była nastolatką, z mężem traktowaliśmy jej problemy bardzo poważnie. Oczywiście staraliśmy się pokazać miarę: że nie można spaść na dno rozpaczy z powodu trójki z egzaminu z wiersza. Bo córka przejmowanie się potknięciami odziedziczyła po mnie, ale ma iść do przodu. Nie ma, że się coś nie da! Aktorka pamięta, jak Kasia wyjechała z Gdańska do Wrocławia na studia, zaczęła samodzielne życie. – Szkoła teatralna stanowi specyficzny świat, zbiór indywidualności, z całą sferą rywalizacji. Znam to. U Kasi etap studencki też nie przebiegał bezboleśnie, bywało ciężko. A ja pierwszy raz w życiu nie mogłam jej ani pomóc, ani przytulić. Pamiętam nasze godziny na telefonie. Potrzebowała mnie nie tylko jako mamy, ale i aktorki próbującej wyjaśnić, że kryzysy mijają i jeśli nie uda się zagrać jakiejś roli, świat się nie zawali. Serce pękało, ale w tym procesie mogłam uczestniczyć tylko jako słuchacz.
Dla Magdy Kumorek jednym z przełomów w relacjach z mamą były narodziny dzieci aktorki: 8-letniego dziś Franka i 2-letniej Niny. Magda doświadczyła na własnej skórze, jakiej góry cierpliwości oraz energii dziecko wymaga. – Moja mama to przerobiła, dzięki niej mam dziś 34 lata i żyję. Przyglądam się mojej mamie – jaką jest babcią, jak pięknie odnalazła się w tej nowej roli i jestem bardzo szczęśliwa. Mania, postać grana przez 22-letnią Olę Radwańską, nie przysparza ekranowej mamie ponadstandardowych kłopotów. Inaczej jest z tą prawdziwą. – Moje relacje z mamą do najłatwiejszych nie należą, ale szukamy złotego środka. Wiem, gdzie popełniłam błędy, gdzie mama. Nigdy jej nie powiedziałam: „Będę inna niż ty”. Bo obie widzimy, że jesteśmy całkiem różne. Czasami trudno dogadujemy się na tzw. normalne tematy, podobają nam się zupełnie inne buty, książki, muzyka, ale np. w kwestii malarstwa jesteśmy dość zgodne – śmieje się Ola.
Bunt na pokładzie
Ola w wieku nastu lat: zadziora! Znikała na tydzień, ba! dwa, po czym wracała do domu: „Cześć! Co na obiad?”. Pamięta przerażenie mamy, gdy oświadczyła, że jedzie na obóz harcerski. „Kto z tobą wytrzyma, dziecko?!”. – Mama przez trzy dni odbierała telefony z prośbą, by mnie zabrała, bo „nad Olą nie da się zapanować”. Przyjechała, ja stałam się grzeczna na kilka dni, a później wszystko zaczynało się od nowa – wspomina Ola. Uważa, że wdała się w tatę, wolną duszę. Był kaskaderem, malarzem. – Nie mieszkał z nami, za dobrze go nie znałam, wcześnie zmarł.
Rodzajem młodzieńczego buntu u Doroty Kolak było „wkręcenie się” w teatr z grupą przyjaciół z liceum. Łazili na spektakle, sami grali. Ktoś napisał tekst, ktoś muzykę. To do teatru Dorota uciekała z lekcji, ale uprzedzała o tym rodziców. Oni rozumieli i popierali… w zasadzie. – Kiedy w okres buntu weszła Kasia, dostała ode mnie kredyt bezwzględnego zaufania i wiele tolerancji. Mówiłam: „Rób, co chcesz, to twoje wybory. Tylko mam o tym wiedzieć. I nie zrób sobie krzywdy”. Kasia informowała więc, że idzie na wagary z tego czy innego powodu. Tak jak ja w teatr, ona wkręciła się w muzykę i w taniec – uśmiecha się Dorota Kolak.
– Były jakieś alkohole, imprezy. To normalne w życiu nastolatki – wspomina Magda Kumorek. – Ale żeby buntować się? Nie. Mam bardzo fajną mamę i starsze- go brata, który prosił mnie, bym nie przysparzała jej siwych włosów. Nie we wszystko wtajemniczałam mamę. Niektóre sprawy warto zachować tylko dla siebie. W moje problemy wprowadzałam ją, gdy czułam, że sama sobie nie poradzę.
Mama nauczyła mnie…
Dorota Kolak uważa, że z czasem upodabniamy się do rodziców. W jej krakowskim domu panowała zasada: „Jest robota do wykonania? To trzeba ją wykonać!”. Mama ta- ka była, tata też. – Miałam w domu dwóch kierowników, co dla mnie i mojej siostry nie było łatwe – śmieje się aktorka. – Przede wszystkim chcieli, bym się wykształciła. Dlatego bardzo ciężko pracowali. – Mama zabierała ją często do teatru, muzeum. Uważała, że młody człowiek powinien wiedzieć, np. jak w Muzeum Narodowym wygląda „Czwórka” Chełmońskiego czy „Hołd pruski” Matejki.
– Ten zadaniowy stosunek do życia przejęłam i ja. I to odbiło się na Kasi – przyznaje. – Dziś wiem, że popełniłam taką liczbę błędów, iż chętnie wróciłabym do czasów, gdy Kasia była malutka i zaczęłabym wszystko od początku. Byłam zbyt zapracowaną mamą. To model wyniesiony z domu, od moich wiecznie zapracowanych rodziców. Powinnam lepiej zapamiętać pierwsze kroki i słowa Kasi, jej pójście do przedszkola. Cieszyć się tym. Otrzeźwienie przyszło na tyle wcześnie, że te straty trochę nadrabiam. Aktorka uważa, że po rodzicach odziedziczyła też pewien rodzaj samodyscypliny, pewną porządność, takt i wrażliwość. – Przyniosło mi to tyle komplikacji, co i korzyści. Moja grzeczność często mnie uwierała. Ktoś okazał się nieuczciwy, a bolało mnie. Znajomi mówili: „Olej to, chodź na piwo”, a ja nie potrafiłam zapomnieć. Z Kasią jest podobnie, ale umie już dać na luz.
Ola Radwańska od dziecka widzi, jak mama ćwiczy, jeździ na rolkach, konno. – Też byłam wychowywana jak sportowiec i swobodę próbowania nowych rzeczy zawdzięczam mamie. Taniec, sporty, śpiew w chórze, harcerstwo. „Chcesz? Proszę bardzo!”. Z entuzjazmem podchodziła do moich zainteresowań. Ola oprócz grania w „Przepisie na życie” pracuje jako barmanka, robi kurs na lotnika, ma na koncie kilka szkoleń medycznych, udziela się w prywatnym teatrze Mój teatr w Poznaniu. – Potrafię sobie zapełnić życie. Kiedy byłam dzieckiem, a mama wracała po pracy, biegłam do niej z pretensją: „Nudno mi było”. „Dlaczego sama się nie bawiłaś?”, pytała rzeczowo. Tak nauczyłam się „bawić”.
– Mama obdarowuje mnie do tej pory. To przeróżne doświadczenia. Uświadamiam je sobie z upływem lat – zapewnia Magda Kumorek. – Była osobą wymagającą. Powtarzała: „Skoro za coś się zabierasz, rób to najlepiej, jak potrafisz. Nawet jeśli za chwilę zrezygnujesz, wejdź w to całą sobą, by móc uczciwie stwierdzić, czy ma to sens”. – Magda właśnie przerabia taką sytuację z synem. – Franek gra na perkusji. To był jego pomysł, ale teraz, gdy w ramach nauki w szkole, trzeba w to włożyć więcej wysiłku i czasu, Franio zaczyna marudzić: „Mamo, już nie chcę”. Mówię mu: „Dobrze, rozumiem. Tylko daj sobie czas do końca roku i wtedy zdecyduj. Porozmawiaj z profesorem, dlaczego nie chcesz już się uczyć. Nie przerzucaj na mnie odpowiedzialności”. Mnie też nie chce się wielu rzeczy. Ale robię je, ponieważ jestem odpowiedzialna. Tego nauczyła mnie mama.
Daj mi prawo do samodzielności
Kiedy mama Oli Radwańskiej stara się jej przetłumaczyć, że popełnia błąd, córka i tak robi po swojemu. – Tylko nie wiem, czy robiłam to „na złość”, czy chciałam zrealizować swój plan. Błędy? Mam do nich prawo. Mamie trudno zrozumieć, że jestem już dorosła. Wiele razy nie posłuchałam jej i sparzyłam się, ale dla mnie każde doświadczenie jest ważne. – W 18. urodziny Ola spakowała rzeczy i wyprowadziła się z domu, zamieszkała sama, a w sierpniu ub.r. przeniosła się do Poznania. – Mama przeżywała naszą rozłąkę, ale ja potrzebowałam spróbować samodzielności. Dziś mogę powiedzieć: radzę sobie. Są górki i dołki, pracuję, studiuję filozofię, przygotowuję się do egzaminów na ASP. Fakt, moje kontakty z mamą są sporadyczne, lecz całkiem udane. I chyba odległość służy nam obu. – Niedawno w pociągu Ola poznała dwóch mężczyzn. Jechali na poznańską Ławicę, lot do Paryża mieli następnego dnia wieczorem. Musieliby spać na lotnisku. – Żal mi się ich zrobiło, choć to obcy. Przenocowałam ich u mnie, nakarmiłam. Lubię pomagać ludziom. Nie opowiadałam o tym mamie. Ona zawsze podkreśla, że mam dobre serce. Ale często martwi się, że ktoś może tę moją dobroć nadmiernie wykorzystać.
Magda Kumorek dobrze wie, jak trudnym tematem dla każdej matki jest danie dziecku prawa do decydowania o sobie i funkcjonowania nie według matczynych szablonów. – Jako dziecko dostałam się do szkoły muzycznej, do klasy fortepianu. Mama bardzo wierzyła we mnie, choć byłam przeciętna. Długo do niej nie docierało, że granie nie sprawia mi frajdy na tyle, by odnaleźć w nim życiową pasję. „Jeszcze nie włożyłaś w to tyle energii, aby świadomie to powiedzieć”, przekonywała. Musiałam użyć fortelu. Wzięłam roczny urlop, wiedząc, że do szkoły nie wrócę. Dzisiaj oczywiście się cieszę, że mogę sobie dla własnej przyjemności pograć i jestem mamie za to wdzięczna. Sama jestem mamą od ośmiu lat, ale raz po raz odkrywam, ile jeszcze mogę się nauczyć. Ostatnio pracuję nad swoim nastawieniem do tej życiowej przygody. Bywa tak, że w dniu, gdy nie mam zajęć zawodowych, w głowie pojawia się napis: „Dziś zajmuję się dziećmi”. Pomimo to, że bardzo je kocham, czasem czuję, że muszę wydatkować wielką ilość energii na to „zajmowanie się”. A tak naprawdę nie robiłam nic ponad to, co robi każda matka! Muszę dzieci nakarmić, ubrać, pobawić się i zadbać, by się nie pozabijały. Pewnego dnia zrobiłam eksperyment. Zmieniłam napis w głowie na: „Dziś JESTEM z dziećmi w domu”. I nagle wszystko puściło! Wylądowaliśmy na podłodze, wygłupialiśmy się, zupa gotowała się jak kiedyś, lekcje z synem też odrobiłam. Ale tego dnia wystartowałam z innego punktu. Wieczorem nie byłam wypompowana. Stworzyła się między nami inna relacja, którą dzieci ewidentnie dostrzegły. Chcę widzieć swoje dzieci takimi, jakimi są, a nie przez pryzmat wyobrażeń ideału. Sądzę, że to klucz do szczęścia.
Matki – córki – przyjaciółki
Ola twierdzi, że w relacjach z 18-letnim dzieckiem rodzice powinni zrezygnować ze schematu: ja ci zakazuję lub nakazuję. Rodzice muszą zacząć z nim rozmawiać po przyjacielsku. U większości jej znajomych taki układ się sprawdza. – Moje 20-letnie koleżanki spotykają się z mamami w kawiarni przy lampce wina. Rozmawiają o życiu, śmierci, o chłopakach. Takich scen między Anką a Manią brakuje mi w scenariuszu serialu.
Ja i mama spędzamy razem czas, chodząc po sklepach i restauracjach, gdy ona przyjeżdża do Poznania. Ale zdaniem Magdy Kumorek nie każda mama jest gotowa na taką otwartość. – Nie każda byłaby w stanie rozmawiać np. na tematy intymne. Znam osoby, które nigdy nie chciałyby mówić do swej matki po imieniu, bo zależy im na utrzymaniu relacji matka-córka. Ja mówię „mamo” i nie chciałabym mówić „Elu”. Byłoby to dla mnie dziwne, choć uważam, że jesteśmy ze sobą blisko. Dziś postrzegam nas jako dwie dorosłe kobiety, które mają wiele wspólnych spraw, ale i dwa osobne życia – mówi Magda. Obie kochają Sopot – mają stamtąd dobre wspomnienia. I pewną knajpkę, gdzie zajadają się rybami. – Mamy taki rytuał. Zawsze gdy któraś z nas tam jest, dzwoni do drugiej z pozdrowieniami. Ostatnio to ja w Sopocie bywam częściej. Więc plan na lato jest taki: wybierzemy się do Sopotu razem.
– Kiedy dziecko kończy 18 lat, trzeba mu zwrócić całą wolność, odciąć pępowinę. Kazać córce już nic nie mogę, ale wtrącać się, tak! – śmieje się Dorota Kolak. – Jeśli chciałam coś wiedzieć, po prostu pytałam. Od niej zależało, czy odpowie, jak blisko dopuści do swego życia. Nasza relacja podstawowa to relacja mamy z córką, i bywa, że Kasia zachowuje się jak moja mała córeczka. Ale jest też moim przyjacielem. Polecamy sobie książki, uwielbiamy razem oglądać komedie muzyczne. Albo skoczyć na kawę czy ciuchowe zakupy. Tu jestem skazana na Kaśkę – przyznaje ze śmiechem aktorka. – Gdy sama usiłuję coś kupić, a nie mogę się zdecydować, wtedy mój mózg generuje pytanie: „Zastanów się, czy Kaśka pozwoliłaby ci iść w tym do studentów? Nie? To nie!”. I sprawa załatwiona. Mamy w sumie podobny gust, tylko mnie na starość chce się czasem kwiecistych sukienek w odcieniach fuksji, a wtedy Kaśka protestuje: „Czyś ty oszalała?!”. Ona lubi, gdy jestem elegancka, stonowana.
Córka – życiowa inspiracja
W tym roku Dorota Kolak jest przeszczęśliwa. Kasia dołączyła do zespołu jej rodzimego Teatru Wybrzeże. – Kiedy wyprowadziła się na studia do Wrocławia, żyłyśmy daleko od siebie. A teraz przychodzi czasem na zupę z dyni. – Marzenie? Zagrać z córką na scenie. Udało się im na razie spotkać w szkolnej etiudzie filmowej. Grały matkę i córkę. – Miałyśmy kilka emocjonalnych, trudnych scen. Na szczęście okazało się, że na scenie traktuję Kaśkę zawodowo. Przestaję być za nią odpowiedzialna. Jeżeli mam uwagi, mówię je tak samo jak koleżance po fachu. Nie staram się grać za nas obie. Kiedy oglądam ją z widowni, oceniam zawodowo i surowo, mimo bezmiaru czułości. Tyle że Kasia wtedy się wścieka: „Same złe rzeczy zawsze widzisz, a jakoś nigdy nie powiesz, co robię dobrze!”.
– Nastolatka, patrząc na matkę, często mówi: „Nigdy nie będę taka jak ty”. Jako dorosła kobieta wychowująca swoje dzieci zapewnia: „W życiu nie będę robiła tego jak ty”. I nagle pewnego dnia stajemy jak wryte: „Przecież zachowuję się tak jak moja matka” – mówi Magda. – W dorosłym życiu możemy mieć do swych mam żal, pretensje za sytuacje sprzed lat, możemy być na nie wściekłe. Ale z drugiej strony mamy poczucie mijającego czasu… I dlatego patrzę na moją mamę jak na człowieka, a nie funkcję. Fajnie byłoby poznać, jaką jest kobietą. Magda wyjechała na studia, a jej pianino zostało u mamy w Gliwicach. – Gdy Franek był już na świecie, mama zaprosiła nas na święta do siebie. Naszą tradycją jest śpiewanie kolęd. Jeszcze przed kolacją mama tajemniczo mówi: „Mam dla was niespodziankę”. Usiadła do pianina i zagrała kolędę na obie ręce, a zagranie melodii obiema rękami jest nie lada wyzwaniem dla kogoś, kto nie uczył się grać. Byłam mocno zaskoczona. „Mamo, jakim cudem?!”. „Ćwiczyłam od września. Codziennie”.
Ola od czasu do czasu ma ochotę zobaczyć mamę w innym wydaniu. – Chcę, żeby wyglądała bardziej kobieco, „mamowo”. Więc przyjeżdżam do niej z nową sukienką, bluzką. „To jest ładne, będzie ci w tym dobrze”. Po kilku dniach otwieram jej szafę: ubrania sportowe ułożone w kosteczkę, a te ode mnie wciśnięte w kąt szafy! – śmieje się. – Wtedy mam uczucie, że ona zachowuje się jak moja zbuntowana córka. Po wyprowadzce Oli mama zaczęła chodzić na warsztaty plastyczne. – Przez tyle lat malowałam. Więc mama zajęła się grafiką i decoupagem. Kiedy zaczęłam tańczyć, wkrótce zaczęła i ona. Została instruktorką tańca! Gdy ja zrezygnowałam z grania na gitarze, ona zaczęła. Dostałam lustrzankę, a ona natychmiast zabrała się za robienie zdjęć. Gdy jako dziesięciolatka pierwszy raz zagrałam w filmie, mama założyła agencję aktorską. Teraz Ola uczy się gry na ukulele. – Ostatnio mama przychodzi: „Zobacz, co kupiłam. Ukulele”. Śmieję się, że jestem dla mojej mamy życiową inspiracją. A może powinno być odwrotnie?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama