Reklama

Kto by nie chciał zagrać w filmie o superbohaterach? Tobie się udało. Jak bawiłaś się na planie „Iron Man 3”?
Prawda jest taka, że Robert (Downey Jr.) każdego dnia rozśmieszał mnie do łez. Naprawdę. Ma kapitalne poczucie humoru, jest ciepłym facetem, świetnie się z nim gra.
Gdybyś w prawdziwym życiu mogła mieć jakąś nadprzyrodzona moc, co byś wybrała?
Chciałabym bez wysiłku zapamiętywać to, co akurat czytam. Całą książkę, od deski do deski. To byłoby genialne. I jeszcze rozumieć wszystkie języki świata, znać każdy z nich (śmiech).
Zapamiętywać scenariusze bez wysiłku – to byłoby coś. Ciekawi mnie, czy jest taka rola, o której powiesz, że zmieniła twoje życie?
Tak, „Vicky Cristina Barcelona”. Długo marzyłam o tym, żeby móc pracować z moim wielkim idolem.
Z Woodym Allenem. Słyszałam, że przywitał cię słowami: „Stań tu. Powiedz, co tam chcesz, i jakoś to będzie”.
I wywrócił wszystkie moje sztywne koncepcje do góry nogami (śmiech). Ale to spotkanie, ten film sprawiły, że awansowałam o kilka szczebelków na zawodowej drabinie. To doświadczenie zmieniło mnie w aktorkę, jaką zawsze chciałam być. Niepozwalającą się zamknąć w jakiejś jednej kategorii, otwartą na różne role.
A jak jest z moda? Jesteś na nią otwarta, lubisz się bawić stylizacją?
Zawsze wiedziałam, co lubię, a czego nie. Już jako 11-latka mocno podkreślałam to, jaka jestem, ubraniem. Co bywało powodem problemów. Miałam fryzurkę à la Björk – takie dwa śmieszne koczki – i choć pewnie trudno ci będzie w to uwierzyć, cały rok chodziłam w jednych ciuchach. To były niezmiennie czarne spodnie i czerwona koszulka. Dzieciaki mnie przez to wyśmiewały. To nie było miłe ani łatwe. Dziś wybieram rzeczy proste, minimalistyczne, ale oryginalne. Nie lubię wyglądać jak wszyscy dookoła. Najchętniej nosiłabym wszystko od Céline. Uwielbiam tę francuską markę. Ale musiałabym obrabować bank, żeby spełnić swoje marzenie (śmiech).

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama