Reklama

Nowa gwiazda TVP ma krótką chłopięcą fryzurę, dużo niewymuszonego wdzięku i wielki entuzjazm do pracy. Lubi sportowy styl, a po korytarzach na Woronicza zamiast chodzić, biega. Zna tu wszystkich, bo jest... weteranem. Dwudziestosześciolatka, z czego aż dziewięć lat pracuje w TV. Prowadzi programy, robi reportaże, jest wydawcą. Nic, co telewizyjne, nie jest jej obce. W telewizji ma nawet męża. Pracują razem w jednej redakcji. Jak widać, telewizja to całe życie Pauliny. PANIENKA Z OKIENKA?
GALA: Zostałaś prezenterką Jedynki. Będziesz nową Magdą Mołek?
PAULINA CHYLEWSKA: Nie, nie będę Magdą. Nie chcę być i nie mogę być. Mołek jest tylko jedna. A ja będę sobą, Pauliną Chylewską. Poza tym mam swój program w telewizji, który stworzyliśmy z grupą przyjaciół. To program dla młodych rodziców Wielki świat małych odkrywców. GALA: Nie będziesz tylko śliczną panienką z okienka?
PAULINA: Nie będę śliczną wymuskaną lalką. To nie ja! Jestem dziewczyną w dżinsach, z krótkimi włosami, o której niektórzy mówią babochłop. Nie dam się przerobić, choć babochłopem się nie czuję. GALA: Czytałaś, co o tobie pisali po olimpiadzie? Że jesteś córką prezesa albo jego kochanką, że jesteś za chuda.
PAULINA: Nie wszystkim dogodzę. Nie staram się wszystkim przypodobać za wszelką cenę, bo nie chcę stać się właśnie sztuczną lalką. Jestem, od zawsze, córką swojego taty. GALA: Jesteś także "dzieckiem" byłego dyrektora Programu I Sławomira Zielińskiego! PAULINA: Tak mówią. Nie mam doświadczeń, które kazałyby mi mówić, że było mi źle za czasów Zielińskiego. GALA: Kiedy zaczęłaś pracę w telewizji?
PAULINA: Zaczęłam, kiedy miałam 17 lat, byłam w trzeciej klasie szkoły średniej. Jak to zwykle bywa, zaczęło się od przypadku. Mój tata usłyszał w telewizji informację, że powstaje program dla młodzieży i poszukują ludzi, którzy by go poprowadzili. Zgłosiłam się i wygrałam. Znana bydgoska dziennikarka Barbara Kozber powiedziała do mnie: "Będą z ciebie ludzie, bo ty masz to coś!". GALA: Zaistniałaś w Rowerze Błażeja.
PAULINA: Do tego programu też dostałam się z castingu. W dodatku najpierw odpadłam w drugim etapie, bo według komisji miałam już za duże obycie przed kamerą, a oni szukali kogoś absolutnie świeżego i nieskażonego. Po dwóch tygodniach uznano, że jednak się nadaję. Prowadziłam program i byłam wydawcą. W Rowerze... przepracowałam cztery lata. W telewizji robiłam praktycznie wszystko: byłam prezenterem, reporterem, pomocnikiem wydawcy, nawet prowadziłam prognozę pogody. GALA: Wszystko już umiesz?
PAULINA: Nic innego nie umiem! Mimo że ta praca mnie wiele kosztuje: utraconych kilogramów, nerwów, łez, wszystko w niej jest fascynujące. Tak samo dobrze czuję się przed kamerą jak i za nią. GALA: Często płaczesz z powodu pracy?
PAULINA: Nieraz się zdarzało. Ostatnio na igrzyskach olimpijskich. Byłam zmęczona, zestresowana. Czułam presję i miałam poczucie, że studio olimpijskie musi wypaść dobrze, bo ludzie na to czekają cztery lata. Ktoś powiedział mi złe słowo i wybuchłam. OZDOBA MĘSKIEJ DRUŻYNY?
GALA: Jak trafiłaś do redakcji sportowej?
PAULINA: Tu znowu pojawi się postać dyrektora Zielińskiego. Pętałam się po korytarzach telewizji, robiłam reportaże, do dzisiaj nie wiem dlaczego, relacjonowałam wybory parlamentarne. Dyrektor poprosił mnie na rozmowę i zapytał, co bym chciała robić w telewizji. Odpowiedziałam, że chciałabym być drugą Elżbietą Jaworowicz i zajmować się sprawami społecznymi. Stwierdził, że na Jaworowicz jestem za młoda, muszę zebrać trochę doświadczeń, na publicystykę jeszcze będę miała czas. I zaproponował, żebym poszła do sportu. Wahałam się, a potem pomyślałam: "Dlaczego nie?". GALA: Kobiety najczęściej nie znają się na sporcie.
PAULINA: Przyznam, że kiedy przyszłam do redakcji sportowej, też nie znałam się na sporcie. I do dzisiaj nie posiadłam tej wiedzy, którą ma Włodzimierz Szaranowicz czy Dariusz Szpakowski. Oni żyją sportem od zawsze, a ja dopiero od dwóch lat. Ostatnio jednak złapałam się na tym, że zaczynam czytać gazetę od ostatniej, sportowej kolumny. Teraz już jestem na bieżąco: kojarzę najważniejszych zawodników, wiem, gdzie odbywają się aktualne zawody i turnieje. GALA: Nie czułaś się ozdobnikiem męskiej drużyny redakcji sportowej?
PAULINA: Zdaję sobie sprawę, że tak było. Jeżeli tak jest nadal, to jest to moja porażka. GALA: Aktywnie uprawiasz jakąś dyscyplinę sportu?
PAULINA: Wstyd się przyznać! Zdarza mi się pójść na basen i czasami jeżdżę na rolkach. Sport to moja praca. Tak naprawdę pasjonuje mnie balet. Chodzę na przedstawienia. Na pokaz jednego z najlepszych zespołów tanecznych na świecie zabrałam męża. Marcin co piętnaście minut pytał mnie, ile do końca. A kiedy wyszliśmy, powiedział z przekonaniem: "Mam do ciebie wielką prośbę! Ja już nigdy cię nie zaciągnę na stadion Legii, ale błagam, nie każ mi więcej przychodzić na balet". KOLEŻANKA SWOJEGO MĘŻA?
GALA: Niewiele osób wie, że jesteś mężatką.
PAULINA: Jestem, i to szczęśliwą. Chociaż nasz związek zaczął się w okolicznościach mało szczęśliwych. W osiemnaste urodziny zostawił mnie chłopak. Wręczając mi kwiaty, powiedział, że mnie nie kocha i nie chce ze mną być. To spadło jak grom z jasnego nieba. Nie miałam z kim pójść na studniówkę. Pomyślałam, że - pójdę na ten bal z kimś, z kim nie będę związana. Przypomniałam sobie syna koleżanki mojej mamy, który dobrze tańczy i jest przystojny. Zadzwoniłam do niego i ni z gruszki, ni z pietruszki powiedziałam: "Miałabym ochotę pójść z tobą na studniówkę". I usłyszałam: "Miałabyś ochotę?". Spłonęłam ze wstydu. Potem zupełnie przypadkiem spotkaliśmy się na ulicy i zaskoczył mnie pytaniem: "Co z tobą jest nie tak, że nie masz z kim pójść na studniówkę?". Studniówka była piękna, a po studniówce już się nie odczepił. W perspektywie matura, egzaminy wstępne na studia, nie miałam czasu na miłość. Marcin był strasznie uparty, robił wszystko, żebyśmy byli razem. Jak mówiłam mu, że się uczę i żeby mi nie przeszkadzał, wpadał do mnie na pięć minut, przywoził pizzę i znikał. Zaznaczał tylko swoją obecność. Pobraliśmy się po siedmiu latach znajomości, w zeszłym roku. Ślub był bardzo tradycyjny. Mieliśmy niesamowite wesele, grała orkiestra, przyszło osiemdziesiąt osób. Przed Bogiem przysięgliśmy sobie miłość. Aczkolwiek są podstawy, żeby ten ślub unieważnić! GALA: Jak to?
PAULINA: Ksiądz, który udzielał nam ślubu, gdy rozpoczynał ceremonię, powiedział: "Spotkaliśmy się tu na uroczystości zaślubin świętej pamięci Pauliny i Marcina". Po kościele przeszedł szmer, a ksiądz nawet nie zauważył swojego lapsusa i poleciał dalej. Potem to przejęzyczenie było interpretowane jako śmierć stanów panieńskiego i kawalerskiego. GALA: Spędzasz życie w telewizji, ale nie zaprzepaściłaś życia osobistego. I to bardzo dobrze. Ale po co ci ślub w tak młodym wieku?
PAULINA: Mam teraz poczucie bezpieczeństwa. Mam swoje miejsce na ziemi, mam swojego mężczyznę. Trochę się droczyliśmy z tym ślubem. Najpierw Marcin bardzo chciał ślubu, a ja nie chciałam. Potem ja bardzo chciałam, a Marcin nie chciał. Teraz dojrzeliśmy. GALA: Jaki jest ten twój Marcin?
PAULINA: Marcin codziennie robi mi śniadanie. Boże, zabije mnie, że to mówię. Jest po prostu dobrym człowiekiem. Pomoże każdemu. Zerwie się o trzeciej w nocy i pojedzie do kogoś w potrzebie. Wspiera mnie w pracy. Krzyczy, gdy zaczynam płakać w poduszkę. Mówi, że nie ma się czym martwić, że powinnam wszystkim pokazać, na co mnie stać, a nie się mazać. Gdyby nie on, pewnie bym już nie pracowała. GALA: W domu razem, w pracy razem. Można zwariować.
PAULINA: Nie narzekam. Mój mąż był kiedyś piłkarzem. Kontuzja uniemożliwiła mu dalszą karierę sportową. W Bydgoszczy pracował w gazecie jako dziennikarz sportowy. Do telewizji trafił z ulicy. Sport to jego prawdziwa pasja. GALA: Jak cię traktuje w pracy?
PAULINA: Jak koleżankę. Gdy mówię: "Marcin, trzeba zapłacić rachunek za prąd, słyszę: W pracy jesteś moją koleżanką, porozmawiamy o tym w domu". GALA: Myślisz czasami o dziecku, czy na razie stawiasz na karierę?
PAULINA: Wiem, że dziecko będzie, bez względu na to, co się zdarzy w moim życiu zawodowym. Chciałabym umieć je tak wychować, by zawsze było moim szczęściem i dumą. Rozmawiała DOROTA WELLMAN
Zdjęcia TOMASZ DRZEWIŃSKI,
STYLIZACJA GRZEGORZ BLOCH, ASYSTENT PRZEMYSŁAW GIBASZEWSKI, MAKIJAŻ I FRYZURY MARGO WĘGIEREK. DREWNIANY FOTEL PROJEKTU PAWŁA GRUNERTA. DZIĘKUJEMY SKLEPOM: CZARNA BLUZKA, SZARE SPODNIE I BIAŁA SUKIENKA - BGN, BLUE CITY, AL. JEROZOLIMSKIE 179; FUTERKO - BC/VERTIGO; BEŻOWY GOLF ZE SPÓDNICĄ - ESCADA SPORT, METROPOLITAN, PL.PIŁSUDSKIEGO 2; BUTY- SERGIO ROSSI, UL. ŻURAWIA 2.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama