NATASZA URBAŃSKA I JANUSZ JÓZEFOWICZ Żeby jak najdłużej być razem
„Moje przegrane są w istocie wygranymi. Mobilizują do działania” – mówi Natasza. Od czasu zakończenia ostatniej edycji „Tańca z gwiazdami” milczała. Wyłączyła telefon, odwołała występy w telewizji. Nie chciała się sztucznie uśmiechać. Czuła się zraniona. Jednak zamiast rozpaczać, razem z mężem i córeczką wyjechała na pierwsze długie wakacje. Wybrali Brazylię. Tam mieszka Kamila, córka Janusza z pierwszego małżeństwa. Te dni spędzone tysiące kilometrów od Polski podziałały jak balsam. Natasza i Janusz znowu poczuli, jak ważni są dla siebie. Do Warszawy wrócili silni, radośni, z nowymi pomysłami. Teraz przygotowują się do podróży do Indii. „I to wcale nie będą wakacje” – mówi tajemniczo Janusz.
- GALA 6-7/2010||
Mroźny sobotni wieczór. Ze Studia Buffo, którym Janusz, zwany przez przyjaciół „Józkiem”, kieruje od 18 lat, wylewają się tłumy. Chociaż „Tyle miłości” to spektakl nienowy. Tak jest co wieczór. Wszystkie przedstawienia mają tu pełną widownię. Siedzimy z Nataszą i Januszem w jego dyrektorskim gabinecie przy gorącej, aromatycznej herbacie. Obiecujemy sobie, że nie będziemy długo rozmawiać (obiecanki cacanki…), bo Janusz chce jeszcze „wykąpać dzidzię”, czyli 14-miesięczną córeczkę Kalinę. Razem z nią byli niedawno w Brazylii. Ale ich ukochanym miejscem jest Florencja i teraz wybierają się tam już we trójkę. Mieszkają albo w Warszawie – gdy muszą być codziennie w teatrze – albo w dworku oddalonym o godzinę jazdy samochodem od stolicy, gdzie Janusz zamienia się w rolnika i hodowcę. Ma już gęsi, kury i dwie kozy. I ambicję żywienia rodziny własnymi produktami. Latem uprawia ogród warzywny. „A teraz kupujemy kozła”– mówi Natasza. „Nic nie mów, ty się na tym nie znasz. To moja domena” – śmieje się Janusz. I planuje na wiosnę wykopać staw, a potem wpuścić do niego ryby. Jeśli mieć własne, to wszystko, to do końca.
GALA: Jaka rewelację na swój temat ostatnio przeczytaliście?
NATASZA URBANSKA: Podobno nie jestem jurorką w „You Can Dance”, bo nie odbierałam telefonów... A ja myślę, że aby oceniać innych, trzeba samemu być mistrzem w jakiejś dziedzinie. Muszę się jeszcze wielu rzeczy nauczyć. Może jak zadzwonią za 20 lat…
GALA: Januszu, podobno nie mozesz patrzec na to, jak Natasza odnosi sukcesy…
JANUSZ JÓZEFOWICZ: Ktoś próbuje nas ustawić w pozycji wzajemnej zazdrości. Dla tych, którzy źle życzą naszemu związkowi, mam smutną wiadomość: KOCHAMY SIĘ I JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI. Poza tym myślę, że prawdziwe sukcesy są dopiero przed nią.
GALA: Nigdy Was te próby ustawiania przeciwko sobie nie skłóciły?
NATASZA: Przeciwnie, raczej wzmocniły. Najbardziej napastliwą kampanię mieliśmy podczas realizacji „Przebojowej nocy”. Stacje konkurencyjne wobec TVP chciały nas zniszczyć za to, że mieliśmy czelność wymyślić coś oryginalnego i odebrać im parę milionów widzów. Pisano więc, że Józefowicz lansuje Urbańską, która jest beztalenciem. Dziś te same gazety piszą, że zazdrości jej sukcesu…
JANUSZ: Od czasu „Przebojowej nocy” przestałem się interesować tym, co o nas piszą. Nie czytam gazet. I dobrze mi z tym. Mam więcej czasu na książki. Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o świecie, włączam telewizję, niekoniecznie polską. Bolesne jest to, że pod hasłem „wolność słowa” uprawia się rzeczy obrzydliwe, które nie mają nic wspólnego z wolnością, a za to wiele z podłością. Dzisiaj opluwa się ludzi bezkarnie, a donos nazywa newsem.
GALA: Nataszo, media ubrały Cię w kostium wielkiej przegranej. Jak się z tym czujesz?
NATASZA: Dla mnie te przegrane są w istocie wygranymi, bo mobilizują do pracy nad sobą.
GALA: Nie wierzę, że tak myślisz.
NATASZA: A jednak. Nie wiem, co by się ze mną dzisiaj działo, gdybym wygrała „Jak oni śpiewają”. Pewnie nagrałabym jakąś kiepską płytę, wokół której zaległaby cisza, i czułabym się jeszcze bardziej przegrana.
JANUSZ: W tydzień po finale „Tańca z gwiazdami” graliśmy „Metro” w Hali Arena w Łodzi dla ośmiu tysięcy ludzi. Natasza wyszła na scenę, nie zdążyła powiedzieć jednego słowa i już dostała ogromne owacje. Życzę wszystkim artystom takich przegranych. Poza tym celem Nataszy nie jest zostanie finalistką tego czy innego programu telewizyjnego, ale próba realizacji artystycznych marzeń. W tym sensie jest osobą wygraną. Idzie swoją drogą, wie, dokąd zmierza, i potrafi z wielu rzeczy rezygnować. Ostatnio odrzuciła propozycję, która dla wielu jej koleżanek byłaby kwestią życia lub śmierci – główną rolę w serialu.
GALA: „Apetyt na życie”, dodajmy. Podobno o tę rolę walczyłaś z Martą Żmudą Trzebiatowską, ale obie Was ubiegła Daria Widawska…
NATASZA: Musiałabym być dyspozycyjna przez dwa lata. A to w związku z moją płytą jest niemożliwe.
GALA: W grę wchodziły duże pieniądze, podobno pół miliona złotych. Pieniądze nie są dla Was ważne?
JANUSZ: Ważne jest to, żeby Natasza nagrała własną płytę, żeby pokazała swój artystyczny charakter pisma.
GALA: Jesteś jej Pigmalionem, Januszu. To Ty kształtowałeś Nataszę jako artystkę. Nie bolało Cię, że w „Tańcu z gwiazdami” odcięła się od Ciebie?
JANUSZ: Nie można tańczyć tańca towarzyskiego we troje. Natasza tańczyła z Jankiem, a ja w tym czasie zająłem się scenariuszem filmowej wersji „Metra”.
GALA: Czy to prawda, Nataszo, że nie chodziłaś na imprezy po nagraniach „Tańca…”, a po finale nie odbierałaś telefonów, nie poszłas do „Dzien Dobry TVN”, a potem odwołałas swój wystep w „Szymon Majewski Show”?
NATASZA: Prawda. Zrobiliśmy sobie tydzień wolnego, wyjechaliśmy na wieś. Wyłączyłam komórkę. Nie miałam ochoty iść do telewizji i się uśmiechać.
GALA: Było Ci przykro...
NATASZA: No pewnie… Mimo że pod skórą od początku czułam, że nie wygram…
JANUSZ: Gosposia mojego przyjaciela powiedziała, że jak Natasza przegra finał „Tańca z gwiazdami”, to ona więcej nie będzie oglądała TVN. Przyłączyłem się do tej akcji.
GALA: Rozmawiamy w sobotni wieczór, tuż po Waszym spektaklu. Czy znacie takie pojęcie jak weekend, czyli: czas tylko dla rodziny?
NATASZA: Nigdy nie mamy weekendów.
JANUSZ: Dla nas to czas intensywnej pracy. Mamy za to wolny poniedziałek, czasem jeszcze wtorek.
GALA: Ale niedawno udało sie Wam spedzic ze soba wiecej czasu. Byliscie po raz pierwszy we trójke, z Kalina, na rodzinnych wakacjach. I to az w Brazylii!
JANUSZ: Grono było szersze. Był z nami również Kuba, mój 16-letni syn.
NATASZA: Na szczęście nie trzeba go już przewijać i trzymać za rączkę (śmiech). Troszkę się baliśmy o to, jak tak długą podróż zniesie Kalinka. Dotąd w pobliżu zawsze była niania lub babcia, a tu byliśmy zdani tylko na siebie.
JANUSZ: Czekało nas 20 godzin lotu, więc w São Paulo zrobiliśmy dzień przerwy. Potem polecieliśmy do Porto Seguro i dalej kilka godzin jechaliśmy samochodem.
GALA: Skąd pomysł, żeby lecieć właśnie do Brazylii?
JANUSZ: Pojechaliśmy tam na zaproszenie mojej córki Kamili i jej narzeczonego.
GALA: Jesteś takim ojcem, dla którego żaden chłopak córki nie jest wystarczająco dobry na zięcia?
JANUSZ: Na kolejnych narzeczonych córki patrzę przez nią. Tak długo, jak jest szczęśliwa, nie mam nic do powiedzenia. Myślę, że Kamila zaprosiła nas do siebie, aby podzielić się swoim szczęściem. Poza tym chodziło o jej plany życiowe związane z zakupem domu. Chciałem ocenić sytuację, doradzić, może się dołożyć. A kiedy zobaczyłem, jak piękne jest to miejsce, zakochałem się w nim. Na pewno będziemy tam wracać.
NATASZA: Wielkim plusem jest to, że tam nie ma turystów. Środek dnia, piękna piaszczysta plaża, słońce i żywego ducha. Myślałam, że takich miejsc już nie ma na świecie.
GALA: Byliście w raju!
NATASZA: Te trzy tygodnie to rekord, jeśli chodzi o nasze wyjazdy. Nigdy jeszcze nigdzie nie byliśmy tak długo. Staraliśmy się nie przesuwać wewnętrznego zegara i żyliśmy czasem polskim. W Warszawie Kalinka chodziła spać o 23, tam o 19. Ale za to wstawała o piątej rano. I my o piątej rano szliśmy z nią na plażę…
JANUSZ: Na początku dzielnie starałem się towarzyszyć Nataszy, ale po paru dniach zrezygnowałem, bo wieczorami pracowałem nad scenariuszem i rano byłem nieprzytomny.
GALA: Kalinka Was czymś zaskoczyła?
NATASZA: Nagle z dzidziusia, który wszędzie się daje prowadzić za rączkę, zmieniła się w kobietę z charakterem, która sama chce decydować, dokąd iść i co robić.
GALA: Zanim Kalina pojawiła się na świecie, marzyłaś, Nataszo, żeby miała charakter Janusza. Ma?
JANUSZ: Tak mówiłaś?
NATASZA: Widocznie nie wiedziałam, co mówię (śmiech). Czy ma charakter tatusia? No, ma silny charakter. Na razie bada terytorium, z kim i na ile może sobie pozwolić.
JANUSZ: Ustawia sobie wszystkich dookoła… Moja krew.
GALA: Brazylia Was zachwyciła?
NATASZA: Pierwsze wrażenie było przygnębiające: brud wokół lotniska São Paulo, ogromne obszary biedy, fawele, więzienia…
JANUSZ: Mieszkaliśmy w miarę bezpiecznej części tego 23-milionowego miasta. Ale tam nawet w dzielnicach willowych domy są otoczone wysokim murem, a mur zakończony drutem kolczastym i to pod prądem. Jak można tak żyć?
GALA: I Wy chcecie tam kupować dom?!
JANUSZ: Ta Brazylia, gdzie byliśmy przez trzy tygodnie – 1200 km dalej, w okolicach Porto Seguro – jest zupełnie inna: dzika, piękna, przyjazna. Wszyscy się znają. Jest jeden sklepik i parę hotelików otwartych w sezonie tylko dla miejscowych. Domów się w ogóle nie zamyka. Mieszkają tam ludzie z Argentyny, Europy, całego świata. Zakochali się w tym miejscu i zostali na zawsze.
GALA: Niezapomniana chwila?
JANUSZ: Sylwester. A właściwie dwa. Pierwszy, polski, uczciliśmy szampanem w domu o 21.00 tamtego czasu. A cztery godziny później, zgodnie z brazylijską tradycją ubraliśmy się na biało i poszliśmy na plażę. Była pełnia księżyca. Nad oceanem stały grupki ludzi ubranych na biało.
NATASZA: Wyglądali jak zjawy...
JANUSZ: A o północy trzeba było przeskoczyć z osobą ukochaną przez siedem fal...
NATASZA: … i wycofać się, nie patrząc za siebie. A potem wypić szampana i mocno się do siebie przytulić. Bardzo to romantyczne…
GALA: Januszu, znalazłeś porozumienie z dziećmi ze swojego pierwszego małżeństwa?
JANUSZ: W ciągu jednego spotkania nie można sprawić, by emocje, siłą rzeczy związane z naszą sytuacją, opadły. Te relacje buduje się latami. Ale myślę, że ten wyjazd dobrze nam wszystkim zrobił.
GALA: A jak Ty, Nataszo, się w tym odnalazłaś? To dla Ciebie niełatwa sytuacja.
NATASZA: To, że Kamila nas zaprosiła do siebie, oznacza, że mnie akceptuje. A Kuba jest fantastycznym, mądrym chłopakiem. Widzę, że będzie taki jak ojciec. Jest zdolny, muzykalny, ma swoje projekty, kręci filmy.
GALA: Jak Kamila i Kuba przyjęli swoją przyrodnią siostrę?
NATASZA: Fantastycznie! (radosny śmiech)
JANUSZ: Były dyżury… Kiedy mieliśmy z Nataszą już trochę dosyć biegania za Kaliną, Kamila z Kubą dyżurowali na zmianę po pół godziny…
NATASZA: Kalinka nawet nauczyła się wypowiadać imię Kuby...
JANUSZ: Byłem zaskoczony, jak on z nią sobie wspaniale radził! Złapali superkontakt! Ona go uwielbia.
NATASZA: Raz gdzieś poszli. Myślę: „Boże, nie ma ich już pół godziny. Co się stało?!”. Idę szukać. Patrzę, a oni grzecznie sobie siedzą w domu na kanapie. Nie mogłam w to uwierzyć, bo ze mną to niemożliwe, bez przerwy jest bieganie. A najpiękniejszy moment był w drodze powrotnej. Jedziemy taksówką na lotnisko, Kuba siedzi z przodu, my z malutką z tyłu, a ona przemieszcza się między nami. W końcu siada Januszowi na kolanach i zaczyna się wychylać w stronę Kuby. W pewnym momencie łapie go nad siedzeniem z tyłu za głowę i mocno się do niego przytula. Miałam łzy w oczach. A Kuba był taki skrępowany! (śmiech)
GALA: Czy Natasza jest nadopiekuńczą matką?
JANUSZ: Ma momenty nadopiekuńczości, ale ponieważ jestem doświadczonym ojcem, jakoś sobie radzimy…
NATASZA: To wszystko jest dla mnie nowe. Staram się zachować rozsądek.
GALA: Niezwykle szybko doszłaś do formy po porodzie. Zaskoczyłaś nawet Janusza, śpiewając w teatrze już w dwa tygodnie po urodzeniu Kaliny…
NATASZA: Zaskoczyłam samą siebie. Jak o tym teraz myślę, to dla mnie niepojęte! (śmiech). W ciąży i świeżo po porodzie byłam wulkanem energii. Niesamowite, co hormony robią z kobietą!
GALA: Januszu, wniosek nasuwa się sam: drugie dziecko…
NATASZA: Czekaj, czekaj, jeszcze nie…
GALA: Ale myślicie?
NATASZA: Myślimy, myślimy...
JANUSZ: (głębokie westchnienie) Przed nami bardzo trudny rok. Próba wejścia Nataszy na rynek amerykański, ekranizacja „Metra”, nowy musical.
GALA: Jak Natasza trafiła do międzynarodowego projektu „Poland. Why not”?
NATASZA: Zaczęło się niewinnie – od spotkania Janusza z Martinem Bo, Szwedem polskiego pochodzenia. Janusz wraca i mówi do mnie: „Natasza, on jest większym entuzjastą ciebie niż ja, w co ciężko mi uwierzyć…” (śmiech).
GALA: Tak powiedziałeś?! Jak mogłeś!
JANUSZ: No, taka jest prawda (śmiech)…
NATASZA: Martin był zachwycony „Przebojową nocą”. Zapamiętał mnie i czekał, aż nadarzy się okazja do współpracy. Potem namówił Briana…
JANUSZ: „Poland. Why not” to projekt Briana Allana, którego celem jest otwarcie drzwi na świat polskim artystom. W tym celu Brian sprowadził do Polski znakomitych producentów muzycznych: Jima Beanza, który na co dzień pracuje z Timbalandem i Shakirą, oraz Roba Hoffmana pracującego z Christiną Aguilerą. Efekt współpracy Nataszy i Jima zaskoczył wszystkich. Powstały trzy fantastyczne piosenki, a Jim Beanz chce zrobić z Nataszą całą płytę.
GALA: Słyszałam, że w tym projekcie jest również Patrycja Kazadi.
JANUSZ: Tak. I obie pojadą do Stanów.
NATASZA: Och, już się nie mogę doczekać!
JANUSZ: Ale to nie wszystko. Firma Rocket Music, która teraz będzie reprezentowała Nataszę, stara się o kontrakt dla niej z jedną z liczących się na świecie wytwórni płytowych. Zamierza również wprowadzić Nataszę w świat Bollywood.
GALA: A kiedy, Januszu, sfilmujesz „Metro”? Zapowiadałeś castingi w Moskwie, Berlinie, Londynie i Pradze. Czy to się udało?
JANUSZ: Dopinam sprawy finansowo-produkcyjne, potem rozpoczną się castingi. Zdjęcia do filmowej wersji „Metra” są zaplanowane na jesień tego roku.
GALA: Januszu, a nie boisz się, że wielki świat porwie Ci Twoją piękną żonę?
JANUSZ: Ja…
NATASZA: Nooo?
JANUSZ: Będę szczęśliwy (Natasza się śmieje), jak to wszystko się uda.
GALA: A jeżeli Natasza tak się tym światem zachwyci, że zapomni o Tobie?
JANUSZ: Tak długo, jak będziemy się kochać, tak długo będziemy razem. Bez względu na wszystko. Bez względu na to, czy ona będzie w Nowym Jorku, a ja w Moskwie. Poza tym wierzę w sukces Nataszy. Myślę, że jest w stanie sprostać artystycznym wyzwaniom stawianym przez amerykańskich producentów. Dużo umie, jest w świetnej formie, no i nie ma problemu z językiem angielskim.
GALA: A Ty, Nataszo, nie boisz się o swoje uczucia?
NATASZA: Z Januszem jesteśmy już od 15 lat! Tak wiele rzeczy się w tym czasie wydarzyło, a my wciąż się kochamy. To mi daje siłę i wiarę w to, że warto spróbować. Czekałam na ten moment i chcę wykorzystać każdą chwilę. Może to jest właśnie mój czas?