Natalia Kukulska: "Już potrafię powiedzieć mamo"
Burza czarnych loków, wspólne chwile przed lustrem. Tylko tyle wspomnień zostało Natalii po mamie. Mimo to czuje, że mama jej nie opuściła. Gwiazda tragicznie zmarłej piosenkarki nadal świeci. Już 5 lipca we Wrześni rozpocznie się pierwszy Festiwal im. Anny Jantar. I Natalia na nim zaśpiewa.
- Gala
Anna i Natalia. Dwie niezwykłe kobiety. Tak sobie bliskie, choć spędziły razem tylko 4 lata. Rozłączyła je tragiczna śmierć. 30-letnia Anna u szczytu kariery zginęła w katastrofie lotniczej. Nie zobaczyła nowego samochodu, który czekał na nią w Warszawie. Nie dowiozła z Ameryki prezentów urodzinowych dla swojej córeczki. Natalia była wtedy zbyt mała, żeby zrozumieć, co się stało. Dziś ma 28 lat. Jest dorosła i bardzo przypomina mamę. Kiedy odgarnie włosy, uśmiecha się. Ma takie same małe dłonie i stopy, podobną dziewczęcą figurę i wielkie wyraziste oczy. - Jest wrażliwa, uczuciowa i uparta - mówi Jarosław Kukulski, ojciec Natalii. - Mało odporna na krzywdę i chamstwo. Tak jak Ania. Ale dobrze sobie radzi. Jej płyty znakomicie się sprzedają (w sumie ponad 2,5 mln egzemplarzy). Ma wymarzony dom pod Warszawą, który chce znowu przebudować, bo urządzanie wnętrz to jej pasja. Spróbowała z powodzeniem aktorstwa (Anna Jantar też chciała zostać aktorką) - w musicalu Miss Saigon zagrała główną rolę. W dodatku 4-letni synek Jaś niemal codziennie komplementuje ją z przejęciem: "Piękna kobieta" - mówi, trzymając się pod boki. - To wspaniały okres w moim życiu - twierdzi Natalia. Rozjaśnia się, kiedy opowiada o mężu, synku i o tym, że marzy o córeczce. Poważnieje, gdy rozmawiamy szczerze o Annie Jantar. Reaguje emocjonalnie. Tak jak jej mama.
Jak zapamiętałaś mamę?
NATALIA KUKULSKA: Już nie wiem, co zostało mi opowiedziane, a co pamiętam. To są migawki. Program kręcony w telewizji. Sierotka Marysia. Byłam jednym z krasnali. Przykleili mi brodę i potem odrywali ją. Zapamiętałam, bo bolało. Widzę też, jak mama robi makijaż przed lustrem, a ja wkładam paluchy w jej mazidła, podkradam pudełeczka. Mój synek robi to samo, zabiera pędzle i mówi, że robi sobie miziu miziu. Kiedyś grzebałam w jej rzeczach i oparzyłam się lokówką. Pamiętam, jak zasypiałam, gdy lekko drapała mnie po plecach, i jak mnie myła. Miała czerwone paznokcie, którymi czasem mnie zadrapała. I to niestety wszystko, co pamiętam.
Zaledwie garstka wspomnień. Kiedy najbardziej ci jej brakowało?
NATALIA KUKULSKA: Kiedy rodził się Jasio - trudno mi teraz wytłumaczyć mu, kto to jest babcia Ania, kiedy wychodziłam za mąż, w szczęśliwych momentach, ale także wtedy, gdy buntowałam się jako nastolatka. Gdy mieszkałam z tatą i jego teraz już byłą żoną. To był bardzo trudny okres.
Monika Borys, była żona twego ojca, próbowała wejść w rolę matki?
NATALIA KUKULSKA: Bardzo na to czekałam, ale nie potrafiłyśmy się porozumieć. To był dla mnie ciężki czas i nie chcę o tym mówić. Mam to w pamięci. Jeździłam wtedy codziennie po szkole do babci, bo tak mi jej brakowało. Szczerze mówiąc, tata miał wiele kobiet w swoim życiu. Mocno szukał. Były także takie, z którymi się zaprzyjaźniłam. Utrzymujemy ze sobą kontakt.
Czy zdarzyło ci się do którejś z nich powiedzieć: mamo?
NATALIA KUKULSKA: Nie. Dopiero niedawno zwróciłam się tak do mojej teściowej. Miałam duży opór, żeby to słowo wypowiedzieć. I to nie dlatego, że nie darzyłam uczuciem mamy Michała, ale to było dla mnie nowe, obce słowo. Szczerze mówiąc, myślałam, że teściowa zaproponuje mi przejście na ty. Ale ona bardzo czekała, aż ja się przełamię. Powoli, z pewnym wstydem zaczęłam do niej mówić: mamo.
Wiele jest w twoim domu pamiątek po mamie?
NATALIA KUKULSKA: Są oczywiście jej zdjęcia, jej stroje, kuferek na kosmetyki. Mama była taką osobą, o której nie sposób zapomnieć. Artystka z ludzką twarzą, normalna i serdeczna dla innych. Tyle lat już minęło, a ja, ilekroć chodzę na cmentarz, widzę coraz więcej zniczy, kwiatów, ludzi, którzy z krańca Polski przyjeżdżają pobyć chwilę z mamą. Dla wielbicielki mamy, Bogusi ze Szczecina, to świętość, żeby przyjechać w każdą rocznicę jej śmierci.
A ty często odwiedzasz jej grób?
NATALIA KUKULSKA: Mam potrzebę, żeby pójść tam, kiedy nie ma gapiów. Święto Zmarłych to dla mnie bardzo trudny moment. Stoję, a za plecami ludzie komentują, wytykają palcem. Zresztą cmentarz to ostatnie miejsce, gdzie szukałabym mamy. Ona jest dla mnie wszędzie. Zawsze obok mnie. Ostatnio, kiedy przed musicalem Miss Saigon miałam kontuzję głosową, zwracałam się do niej w myślach, modlitwach. Wiem, że jest po mojej stronie. Myślę o niej jak o aniele, który się mną opiekuje. Kiedyś moja koleżanka śpiewająca w chórku powiedziała: "Ja zawsze chcę z tobą jeździć samochodem czy latać samolotem, bo czuję się bezpiecznie. Bo nad tobą czuwa mama, nic ci się nie stanie". Historia dwa razy się nie powtarza. Nie jestem nawiedzona, trudno mi o tym mówić w sposób bezpośredni. Ale jej obecność czuję. To sprawa podskórna.
Mama wraca do ciebie w snach?
NATALIA KUKULSKA: Tylko raz, niedługo po śmierci, gdy miałam cztery lata. Stała na rusztowaniu i mówiła: "Bądź grzeczna dla taty, dla babci, mamusia jest z tobą". Od tamtego czasu już nigdy mi się nie przyśniła.
Żałowałaś, że tak późno dowiedziałaś się o jej śmierci?
NATALIA KUKULSKA: Nie, bo tak naprawdę nigdy tego nikt mi nie powiedział wprost. Przeczuwałam to, kiedy mamy tak długo nie było. A potem babcia zabrała mnie na grób. Wtedy na lotnisku, tuż po katastrofie, w tym zamieszaniu, wśród płaczących ludzi nie rozumiałam, co się stało. Pamiętam, jak babcia wyrwała mi z rąk bukiet frezji i rzuciła je na ziemię. Pamiętam karetki pogotowia, które reanimowały rodziny, rozlewał się alkohol podawany na uspokojenie. Resztę znam z opowiadań. O ludziach, którzy rozkradali to, co zostało po katastrofie. Nie wiedziałam, że bycie hieną jest w ludzkiej naturze. Mama wiozła dla mnie całą walizkę zabawek, ubrań. Spieszyła się, bo miałam urodziny. Wiele rzeczy ocalało, ale w trzech czwartych zostały rozkradzione. Nie mieści mi się to w głowie, jak można...
Została ci jakaś zabawka z tamtego bagażu?
NATALIA KUKULSKA: Nie. Odzyskaliśmy część ubrań. Mam też, mocno zniszczone, nasze wspólne zdjęcie z torebki mamy. Został mi także list, który mama wysłała do mnie jedenaście dni przed powrotem.
Nosisz czasem sukienki mamy?
NATALIA KUKULSKA: Kiedyś zakładałam szary garnitur, spodnie dzwony z cekinami, długo nosiłam też jej płaszcz dżinsowy. I medalik, który traktowałam jak talizman.
Jednak na sesji zdjęciowej nie zgodziłaś się na stylizację z lat 70. Nie chciałaś przypominać mamy?
NATALIA KUKULSKA: Po co? Mam się za nią przebierać? Nie rozumiem tego. To byłoby śmieszne, czemu miałoby to służyć? Podobieństwo do niej i tak jest bez tego. Jeśli nie śpiewam piosenek mamy, słyszę zarzut, że o niej zapominam. Kiedy je śpiewam, okazuje się, że wykorzystuję jej wizerunek. Więc słucham serca. Dopiero po trzech solowych albumach, w dwudziestą rocznicę śmierci powstała płyta z koncertu poświęconego pamięci mojej mamy. Zaprosiłam do wykonania jej piosenek wielu artystów, bo repertuar pozwolił na taką różnorodność. Gdybym nagrała taką płytę sama, byłoby to w sensie komercyjnym pójście na łatwiznę. Tak wielu ludzi zgłaszało się z propozycjami, chciało na tym zarobić. Czułam w tym jakiś podstęp, nieuczciwy interes. Nie przekonali mnie. Ale i tak wyszła płyta pt. Natalia Kukulska śpiewa piosenki Anny Jantar. To było pirackie nagranie, na którym śpiewał jakiś chórek.
Teraz byłabyś gotowa nagrać całą płytę wyłącznie z piosenkami mamy?
NATALIA KUKULSKA: Nie czuję takiej potrzeby. Płytą Tyle słońca, nagraną podczas specjalnego koncertu, oddałam hołd mamie. To był wyjątkowy okres w moim życiu, byłam w ciąży. Przesłuchałam wtedy wiele płyt, obejrzałam nagrania. Wydawało mi się, że nic już mnie nie zaskoczy. Kiedy jednak podczas koncertu na ekranie pojawiały się materiały archiwalne, coś pękło. To byłam ja. Mały dziwoląg, niczym z filmu Star Trek, w grubych okularach, który siedzi na kolanach u mamy i razem z nią usiłuje śpiewać. Oglądałam to, stojąc za kulisami, a zaraz miałam wyjść na scenę i zaśpiewać Nic nie może wiecznie trwać. Ścięło mnie z nóg. Kompletnie. Nie mogłam wydać z siebie dźwięku, drugą część piosenki przemilczałam, śpiewał tylko chórek. Te niezwykłe chwile utrwalone są na płycie, koncert też emitowała telewizja. W ten sposób zamknęłam pewien rozdział.
Jesteś w lepszej sytuacji niż inne dzieci, które straciły rodziców. Zawsze możesz wrócić do nagrań archiwalnych.
NATALIA KUKULSKA: Czasem pamiątki przypominają o braku, a czasem pozwalają się zbliżyć do osoby, która odeszła. Mogę podejrzeć, jak mama się zachowywała, słyszeć głos. To oczywiście nie zastąpi kontaktu. Zazdroszczę niektórym koleżankom bliskości z matką. Dlatego tak bardzo chciałabym mieć córeczkę, Anię oczywiście, żeby sama doświadczyć, choć z innej strony, relacji matka - córka.
Nie brakowało ci w macierzyństwie wzoru do naśladowania?
NATALIA KUKULSKA: Chyba nie. Ja to wszystko wiem intuicyjnie. Nie czytałam podręczników. Tu nie ma żadnej filozofii. Najważniejsze to mieć w sobie pokłady uczuć i miłości dla dziecka. Z nas dwojga to mój mąż częściej sięga do książek o dzieciach.
Jak wychowujecie Jasia?
NATALIA KUKULSKA: Założyliśmy sobie z Michałem, że będziemy konsekwentni i jednomyślni, poza tym podstawa to nieograniczona dawka miłości. Dajemy dziecku dużo wolności. Nie chce iść spać albo jeść. Trudno, poczekamy. Oczywiście nie pozwolimy, by wszedł nam na głowę. Babcia była wobec mnie bardziej kategoryczna, ale równie pełna miłości.
A twój tata? Jak wypadł w roli matki?
NATALIA KUKULSKA: Dwoił się i troił. Mocno kochał. Jak byłam mała, mówili na mnie: "Cycuś tatusia". Nie odstępowaliśmy się na krok. Nie wszyscy ojcowie mają taki świetny kontakt z dziećmi. Nawet zabrał mnie na rok do Stanów, gdy podpisał ze swoim zespołem kontrakt na granie w klubie. Plątałam się po scenie i zarażałam miłością do muzyki i takiego życia. W tym samym klubie w Chicago śpiewała wcześniej mama.
Mówiłaś, że jest takie szczególne miejsce, które bardzo kojarzy ci się z mamą. Amfiteatr we Wrześni. Za kilka dni po raz pierwszy odbędzie się tam Ogólnopolski Festiwal Piosenki im. Anny Jantar. Spełnia się twoje marzenie?
NATALIA KUKULSKA: Na pewno. Tam jeździłam na wakacje do dziadków - rodziców mojego taty, a na scenie, jeszcze wtedy drewnianej, wyśpiewywałam swoje pierwsze piosenki. Potem, kiedy już znałam prawdę o śmierci mamy, chodziłam i oglądałam ten amfiteatr od wewnątrz. Wyobrażałam sobie mamę, szukałam jej zapachu, śladu. To magiczne miejsce. A teraz, na zakończenie festiwalu, wystąpię tam z własnym recitalem. I zaśpiewam też piosenki, które na stałe weszły do mojego repertuaru: Tyle słońca i Nic nie może wiecznie trwać. Myślę, że ze wzruszeniem słuchać nas będzie moja babcia, mama mojej mamy, która tego dnia skończy 80 lat.