Reklama

GALA: Czym jest dla Ciebie luksus?

Reklama

MONIKA JARUZELSKA: Ciszą. Spokojem. Brakiem pośpiechu. Spacerem z psem...

GALA: A nie światowym życiem, pokazami olśniewających kreacji?

MONIKA JARUZELSKA: To nie luksus tylko blichtr. Luksus to coś, co robimy tylko dla siebie, a nie na pokaz. Jeżeli robimy coś dla efektu, wkładamy w to wiele trudu. A wysiłek to przeciwieństwo luksusu. Bo luksus to wygoda. Kaszmirowy, miękki kardigan bywa bardziej luksusowy niż, na przykład, kilkunastocentymetrowe szpilki, które zresztą też czasem lubię.

GALA: Znalazłaś swoje miejsce na ziemi?

MONIKA JARUZELSKA: Miałam to szczęście, że nie musiałam szukać. Moi rodzice przyjechali na Wielkanoc 1963 roku na Mazury, byłam wtedy w brzuchu mamy. Urodziłam się cztery miesiące później. Od tamtej pory wszystkie wakacje spędzam w tej okolicy. Od trzydziestu lat mam tu swój dom. Stare, poniemieckie gospodarstwo. Wkoło są lasy, jeziora. Znam wszystkie drzewa, ścieżki. I jest mi tu dobrze.

GALA: Kiedy już jesteś na Mazurach, to co najbardziej lubisz robić?

MONIKA JARUZELSKA: Latem pływam, nawet po kilka kilometrów dziennie. Jesienią zbieram grzyby, jeżdżę konno, niestety, coraz rzadziej. Każda pora roku jest tu piękna. Lubię spacery z psem po lesie. Najbardziej w deszczowe dni. Las jest dla mnie, w jakiś sposób, miejscem świętym. Pachnie i szumi. Daje poczucie bezpieczeństwa. Cieszę się, nie tylko jako lewicowiec, że w Polsce lasy są państwowe. Okropne by było, gdyby wykupili je milionerzy, zagrodzili i postawili tablice: „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony”.

GALA: Nie nudzisz się tam nigdy?

MONIKA JARUZELSKA: Nie. Wręcz przeciwnie. Nareszcie mam czas poczytać książki. Popływać starą, wojskową łodzią. Albo zwyczajnie posiedzieć na ganku i posłuchać deszczu. Brzmi kiczowato, ale to prawda. Każdy ma swój czas wewnętrznej narracji. Ja mam dość powolny, jak w powieściach Tołstoja. Życie zmusza nas do pośpiechu. Na co dzień żyjemy w rytmie TVN 24, a nie Anny Kareniny. Na Mazurach nie muszę nigdzie gonić. I to właśnie jest luksus, o jaki pytałaś.

GALA: Twoje życie zawodowe ostatnio się zmieniło. Nie współpracujesz już z Deni Cler, prowadzisz swoją szkołę dla stylistów i zajęcia ze studentami w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej.

MONIKA JARUZELSKA: Modą zajmuję się teraz bardziej teoretycznie. Sama wiele się uczę, tym bardziej, że w studium moda, media, marketing wykładają wybitni profesorowie medioznawstwa i antropolodzy kultury. Fascynujące jest zobaczyć modę z drugiej strony. Bo moda to przecież zjawisko społeczne, które bardzo dużo mówi o nas, o czasach w jakich żyjemy i o naszej kulturze masowej, która jest teraz wszechogarniająca. Moda to tak naprawdę nie trendy, które wyznaczają światowi kreatorzy, ale to, co spodoba się normalnym ludziom, co kupią i będą nosić.

GALA: Od dawna interesuje Cię psychologia mody. Kiedy widzisz, jak ktoś jest ubrany, potrafisz sporo o nim powiedzieć?

MONIKA JARUZELSKA: Nasz wygląd jest pewnego rodzaju komunikatem, świadomym, bądź nie. Może świadczyć o cechach osobowości, ale też o naszym obecnym stanie ducha. Zawsze jestem bardzo ostrożna w ocenie, bo wiem, jak łatwo można tu popaść w pewne uogólnienia, uproszczenia. I też, jak czasem pierwsze wrażenie może mylić. Jednak prawie zawsze po ubraniu, fryzurze, makijażu można określić do jakiego środowiska dana osoba należy lub do jakiego aspiruje. W modzie zabawna jest ambiwalencja, że z jednej strony swoim wyglądem chcemy podkreślić własną indywidualność, a jednocześnie przynależeć do wspólnoty. To paradoks. Jest w tym podobieństwo do starych kultur plemiennych.

GALA: Dla wielu kobiet jesteś wyrocznią stylu. Nie uważasz, że czasem onieśmielasz? Kobiety mogą czuć się przy Tobie skrępowane, że za chwilę ocenisz ich wygląd.

MONIKA JARUZELSKA: Jeśli tak się zdarza, to pewno rzadko. A przede wszystkim mój wygląd nikogo nie może onieśmielać (śmiech). Tak poważnie, to nigdy nie oceniam czyjegoś wyglądu, jeśli nie zostanę o to poproszona. A nawet wtedy doradzam, a nie oceniam. Staram się zawsze znaleźć najmocniejszą stronę czyjegoś wyglądu, jakiś atrybut. I podkreślając go, buduję dalszą stylizację. Mogą to być ładne nogi, wyraziste spojrzenie, ujmujący uśmiech. Większość kobiet, gdyby korzystała na co dzień z usług stylistów i makijażystów, nie wyglądałaby gorzej niż celebrytki na okładkach.

GALA: Co sądzisz o kobietach, które zawsze muszą wyglądać perfekcyjnie, nigdy niczego sobie nie odpuszczają?

MONIKA JARUZELSKA: Mam wrażenie, że wynika to z jakiegoś rodzaju lęku przed brakiem akceptacji. Takie kobiety zawsze czują się kimś, kto musi stać na baczność, być na posterunku. Gotowe do rywalizacji i porównywania się z innymi kobietami. To musi być bardzo męczące.

GALA: A kiedy słyszysz od jakiejś kobiety, że to głupota i próżność zastanawiać się nad sukienką czy butami?


MONIKA JARUZELSKA: Przesadna nonszalancja może świadczyć, że taka kobieta coś w swoim życiu neguje. Też swoją kobiecość. Tak samo jak perfekcjonistka, może się bać, że będzie oceniana. Od razu więc pokazuje, że nie dba o strój, nie ma on dla niej żadnego znaczenia. A nie można oceniać czegoś, co dla niej samej nie stanowi wartości. Jest to jakiegoś rodzaju usprawiedliwienie. Przed brakiem pomysłu na siebie, na swój styl. Ale czasem rzeczywiście brak zainteresowania strojem może oznaczać, że ktoś jest na takim etapie życia, że inne sprawy są znacznie bardziej istotne.

GALA: Jak odnaleźć swój styl? Co mogłabyś poradzić naszym czytelniczkom?

MONIKA JARUZELSKA: Niestety nie ma jednej generalnej zasady dla wszystkich kobiet, którą można byłoby podać. Zawsze staram się dobrać strój nie tylko do warunków fizycznych kobiety, ale też do jej osobowości. Bardzo lubię takie indywidualne spotkania. Uważnie się przyglądam, jak pani mówi, patrzy, uśmiecha się, gestykuluje.

GALA: Co to znaczy być dobrze ubranym?

MONIKA JARUZELSKA: Taka osoba na pewno dobrze czuje się z tym, jak wygląda. Ubranie zapewnia jej komfort psychiczny i fizyczny. Panuje pewnego rodzaju harmonia między osobowością, temperamentem, sposobem ekspresji. Ważna też jest adekwatność stroju do sytuacji, w jakiej ktoś się znajduje. Jeszcze dochodzi to nieuchwytne „coś”, które świadczy o dobrym guście. Umiejętność pewnych zestawień, wyboru spośród wielu rzeczy tej jednej, która nas jakby dopełnia, wyróżnia. To sprawia, że mamy styl.

GALA: Kto jest dla Ciebie ikoną stylu?

MONIKA JARUZELSKA: Bez wątpienia Tilda Swinton. Jej uroda daleka jest od klasycznej piękności. Nie poddaje się też hollywoodzkiej oscarowej stylistyce. Jest w niej odpowiednia proporcja między niezależnością gustu, a umiejętnością przystosowania się do trendów.

GALA: Podoba Ci się moda na ten sezon?

MONIKA JARUZELSKA: Nawet bardzo. Bo dużo w niej elementów kojarzonych z wiejskim życiem, które tak lubię. Farmerskie kalosze, flanelowe koszule w kraty, tweedowe angielskie marynarki, miękkie dzianiny.

GALA: Myślisz czasem, że mogłabyś wybrać inny zawód? Jak wtedy potoczyłoby się Twoje życie?

MONIKA JARUZELSKA: Myślę, że gdybym została weterynarzem, poświęciłabym się temu bez reszty. Choć boję się, że nie wytrzymałabym emocjonalnie. Teraz Gucio mówi, że w przyszłości chce zostać lekarzem weterynarii. Zwierzęta są w moim życiu bardzo ważne. Zawsze były. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie mieć psa. Mój jamnik Boluś jest już ze mną 16 lat. Tegoroczne wakacje spędziliśmy, jak zawsze, razem. Ze smutkiem myślę, że pewnie były ostatnie...

GALA: W mazurskim domu masz bardzo dużo przedmiotów z motywami zwierząt.

MONIKA JARUZELSKA: Bardzo lubię dzbanek z namalowanym kogutem, który dostałam od przyjaciół. Na targu staroci kupiłam obrazki z kotami. Drewnianego koguta przywiózł mi z Londynu były narzeczony. Wyszperał go w jakimś sklepie ze starociami.

GALA: Kiedyś mi mówiłaś, że lubisz książki z antykwariatu. Kiedy je stawiasz na półkach, masz wrażenie, jakbyś je przygarniała. Tak samo jest z przedmiotami?

MONIKA JARUZELSKA: Na kominku stoi ukrzyżowany Chrystus, który prawdopodobnie pochodzi z XIX wieku. To dla mnie bardzo ważny przedmiot. Choć nie jestem osobą religijną, traktuję go z dużą czcią. Został znaleziony przed laty przez mojego przyjaciela, który poszukiwał skarbów. Miał specjalny aparat do wykrywania metalu i bawił się w odkrywcę (śmiech). Złota wprawdzie nie znalazł, ale natrafił pod ziemią na tego żeliwnego Chrystusa. Wiele osób pytało mnie, czy się nie boję, bo może był kiedyś na czyimś grobie. Zawsze uważałam, że jeżeli znaleźliśmy jakiś przedmiot, to powinniśmy go przygarnąć. Nie można go zostawić, wyrzucić. Przedmioty, które tu są, mają dla mnie głównie wartość emocjonalną. Zachowałam bezpretensjonalny klimat wiejskiego domu. Jak to szykownie niektórzy nazywają vintage.

GALA: Intryguje mnie stolik z zapisanymi literami.

MONIKA JARUZELSKA: Wiele lat temu wywoływaliśmy tu duchy (śmiech). Na studiach bardzo lubiłam mistyczne przeżycia. Fascynowała mnie wtedy literatura modernistyczna. Miałam też bardzo ekscentrycznego przyjaciela. Pamiętam, że kiedyś w wakacje zasiedliśmy w kilka osób do seansu spirytystycznego.Jakiś czas temu jeden z moich gości miał u mnie nocować, ale zapytał o stolik, dlaczego są na nim zapisane litery? Kiedy dowiedział się, że to stolik do wywoływania duchów, zrezygnował z noclegu (śmiech).

GALA: Kiedy wybierasz się na Mazury?

Reklama

MONIKA JARUZELSKA: Już w najbliższy weekend jadę na grzyby.

Reklama
Reklama
Reklama