Monika Brodka: "Po prostu szukam siebie"
Za nią trudne miesiące: praca, nauka, matura. w tym czasie zdała nie tylko szkolny, ale również życiowy egzamin dojrzałości. Poznała miłość i ból rozstania, kupiła w Warszawie mieszkanie i w wieku 19 lat, gdy jej rówieśnice wybierają błyszczyki, rozpoczęła dorosłe życie. Monika Brodka po raz pierwszy od roku mówi o tym, co przeżyła, co planuje i jak w tym wszystkim bywa samotna.
- Gala
Gorący czas za nią i gorący przed nią, bo na listopad planowana jest premiera drugiej płyty Moniki. Przed wejściem do studia pojechała do gorącej Turcji. Dała sobie tydzień, by na zimno przemyśleć wszystko i wreszcie odetchnąć.
Często się uśmiechasz?
MONIKA BRODKA: Przez ostatnich kilka miesięcy miałam niewiele powodów do uśmiechu. Nie był to najlepszy okres mojego życia.
To był trudny rok?
MONIKA BRODKA: Na pewno bardzo intensywny. Bogaty w wiele doświadczeń. Mnóstwo pracy, koncertów, problemy osobiste, a do tego wszystkiego ciągle towarzyszyła mi myśl o zbliżającej się maturze. Żyłam w potwornym napięciu. Czułam, że gdyby powinęła mi się noga, byłaby to dla wielu ludzi satysfakcja i powód do radości. Chciałam udowodnić sobie i innym, że mimo ciężkiej pracy w show-biznesie stać mnie na to, żeby tę maturę zdać.
Naprawdę czujesz, że są ludzie, którzy źle ci życzą?
MONIKA BRODKA: Są osoby, które cieszyłyby się z mojej porażki. Mam specyficzny charakter, czasami ciężko jest ze mną wytrzymać. Albo się mnie lubi, albo nie. Ale specjalnie się tym nie przejmuję, bo mam wokół siebie kilka osób, którym ufam, na których polegam. Reszta nie ma dla mnie większego znaczenia.
Czułaś ostatnio, że żyjesz pod presją?
MONIKA BRODKA: Codziennie dzwoniła moja mama i mówiła: "Ucz się, siadaj do książek, bo będzie wstyd!". Nie wyobrażałam sobie, że mogę nie zdać matury. To było dla mnie bardzo ważne, bo kiedy coś się zaczyna, należy doprowadzić to do końca. Wiedziałam, że będę musiała połączyć pracę z nauką i że nie będzie łatwo. Ale się udało!
Łatwo jest dziewczynie, która potrafi panować ze sceny nad tysiącami ludzi, włożyć białą bluzkę, granatową spódniczkę i poddać się tak ważnej ocenie?
MONIKA BRODKA: Nie mam nic przeciwko białym bluzkom (śmiech). Na trzy miesiące przed egzaminami zrezygnowałam ze wszystkich koncertów. Zupełnie wycofałam się z życia publicznego, aby móc cały ten czas poświęcić wyłącznie nauce. Czułam się strasznie, kiedy już na początku kwietnia "Fakt" napisał, że Brodka na pewno nie zda. Cały ten horror zaczął się dla mnie naprawdę na długo przed majem. Najtrudniejsza była świadomość, że pod szkołą będą towarzyszyć mi paparazzi. Oprócz stresu związanego z samym egzaminem musiałam myśleć dodatkowo o chowaniu się, szukaniu bocznych wyjść z budynku. Bo nie miałam ochoty dzielić się swoim stresem ze zwisającymi z pobliskich drzew fotoreporterami. Ale musiałam.
Jesteś ulubienicą prasy brukowej.
MONIKA BRODKA: Marzę, żeby to się wreszcie skończyło. Wiem, że walka z tymi gazetami nie ma żadnego sensu, tylko tę całą machinę jeszcze bardziej napędza. Jednak każdy taki artykuł nadal robi na mnie wrażenie, szczególnie kiedy dotyczy mojego życia prywatnego. Nie życzę sobie, żeby ktoś wchodził z butami do mojej sypialni. Zaczynam mieć wrażenie, że moja muzyka przestaje mieć znaczenie, bo liczą się wyłącznie informacje o tym, kto z kim zjadł kolację albo która piosenkarka wypięła ostatnio tyłek.
Czujesz się zmęczona?
MONIKA BRODKA: Tak. Chciałabym móc gdzieś na trochę się zaszyć, gdzie znów byłabym anonimowa. Gdzieś, gdzie ludzie ocenialiby mnie na podstawie tego, kim naprawdę jestem.
Po twoim zeszłorocznym sukcesie w Opolu mówiło się, że jesteś przemęczona, że wylądowałaś w szpitalu, bo życie w takim tempie przestało ci sprzyjać. Bardzo schudłaś.
MONIKA BRODKA: Jestem osobą, która uwielbia być w biegu. Wolne chwile powodują, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Tamten okres był dla mnie ciężki, grałam mnóstwo koncertów, ale nie wiem, skąd w prasie pojawiły się informacje, że zasłabłam i trafiłam do szpitala. To kompletna bzdura.
Potrafisz radzić sobie z porażkami i unosić ciężar sukcesów?
MONIKA BRODKA: Myślę, że oba te stany są dla mnie mniej więcej na podobnym poziomie emocjonalnym i za obydwoma stoi odpowiedzialność. Dla mnie najgorszy jest zastój. Moment, w którym nie dzieje się nic. Taki poziom zero, stanie w miejscu.
Potrzebujesz adrenaliny?
MONIKA BRODKA: Wtedy czuję się zmotywowana.
A były w twoim życiu chwile, kiedy czułaś, że wszystko dzieje się zbyt szybko?
MONIKA BRODKA: Na pewno nigdy nie miałam wrażenia, że coś mi umyka, że coś przeoczyłam. Zawsze wychodziłam z założenia, że dostałam szansę od losu. I zdecydowałam się z niej skorzystać. Wielu ludzi mówiło mi, że tracę dzieciństwo, że jeszcze powinnam się bawić mazakami i lalkami Barbie. Ale wierzę w przeznaczenie. Wiem, że nic nie dzieje się bez powodu, po prostu tak miało być. Nie prowokowałam losu. Oczywiście, że nie było mi łatwo zostawić dom rodzinny, mamę, przyjaciół i przenieść się do wielkiego, obcego miasta. Bałam się, ale chciałam zaryzykować. I dzisiaj cieszy mnie to, że mając 19 lat, jestem zupełnie niezależna finansowo, że mogłam kupić sobie samochód, że właśnie remontuję swoje własne mieszkanie, podczas gdy moje rówieśniczki zastanawiają się nad wyborem błyszczyka. Nie chcę nikogo oceniać, nie o to chodzi. Moje życie po prostu tak się potoczyło i dobrze się z tym czuję.
Są sytuacje, które cię przerastają?
MONIKA BRODKA: Jest ich wiele. Nie radzę sobie z urzędami, PIT-ami, ekipą remontową. Nie operuję swobodnie młotkiem, nie umiem dogadać się z hydraulikiem. Nie jestem siłaczką, mimo że mam mocny, góralski charakter, jestem też kruchą, wątłą osobą. Gdzieś głęboko w środku bardzo wrażliwą i wiele rzeczy mnie dotyka, boli.
Bywasz samotna?
MONIKA BRODKA: Każdy na swój sposób jest samotny. Również kiedy jest się w związku. W Warszawie, nawet będąc w parze, jest się samemu. Każdy chodzi swoimi ścieżkami. Błądzi. Tutaj między wszystkim i wszystkimi są takie odległości, że mimo tysięcy ludzi jest pusto, przygnębiająco.
Chciałabyś stąd uciec?
MONIKA BRODKA: Nie, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć, że to naprawdę jest mój dom. Bo dom to przede wszystkim bezpieczeństwo i azyl. Taki znam i taki pamiętam z Twardorzeczki. Brakuje mi ciepłego obiadu ugotowanego przez mamę. Takich "niedzielnych" sytuacji. Życia rodzinnego. Kiedy mieszka się samemu, słowo "dom" nie ma aż takiego znaczenia, traktuje się go raczej jak hotel, jak miejsce do spania. A poza tym jeżeli pod moim mieszkaniem bezustannie czyhają fotoreporterzy, to ciężko takie miejsce traktować jak oazę.
Jak sobie radzisz z samotnością w wielkim mieście?
MONIKA BRODKA: Kiedy jest mi źle, biorę do ręki telefon, przeglądam książkę adresową i wtedy zdaję sobie sprawę, że spośród 250 numerów są może trzy osoby, do których mogę i do których rzeczywiście chciałabym zadzwonić. Którym ufam i chcę powiedzieć, co leży mi na sercu.
Straciłaś zaufanie do ludzi?
MONIKA BRODKA: Na pewno moje nastawienie do ludzi bardzo się zmieniło, odkąd jestem w Warszawie. Nie umiem do końca ocenić, kto tak naprawdę jest moim przyjacielem, a kto wrogiem. Wiem, że parę razy bardzo się zawiodłam. Mam jedną osobę, za którą dam sobie odciąć rękę. I cieszę się, że jest chociaż jedna. Ona mi wystarcza.
A znajomi ze szkoły, a przyjaciele z Twardorzeczki? Z nikim nie utrzymujesz kontaktu?
MONIKA BRODKA: Nie szukałam sobie przyjaciół w szkole, bo po pewnym czasie zorientowałam się, że ich nie znajdę. Ich świat za bardzo różnił się od mojego. Ja mimo nauki prowadziłam życie dorosłej osoby. Nikt nie robił mi kanapek do szkoły i nie czekał z zupą, kiedy z niej wracałam. Często prosto z koncertu albo ze studia szłam na lekcję i robiłam wszystko, żeby nie zasnąć. Mimo że w liceum poznałam kilka wartościowych osób, to stawiałam między nami mur. Nie potrafiłam uwierzyć, że są ze mną do końca szczerzy. Kiedy wracam do Twardorzeczki i rozmawiam z koleżankami o moim, dla mnie normalnym, życiu, czyli wywiadach, koncertach, sesjach zdjęciowych, jestem przez nie postrzegana jako osoba, która zadziera nosa, której woda sodowa uderzyła do głowy. Źle się z tym czuję. Chyba brakuje nam już wspólnych tematów.
Czujesz się jeszcze chwilami jak mała dziewczynka rzucona na głęboką wodę?
MONIKA BRODKA: Mam momenty bezradności i bezsilności. Nie należę do osób, które łatwo naginają się do pewnych ram. Mama zawsze powtarzała, że brakuje mi dyplomacji. Kiedy coś mi nie pasuje, głośno o tym mówię, ale lubię to w sobie, nawet jeżeli potem muszę płacić za to jakąś cenę. Bywam bezsilna, bo brakuje mi normalności. Mam wrażenie, że żyję wśród ludzi, którzy mają zupełnie inne priorytety i inne słabości. Dlatego trzymam się z boku. Z wyboru.
Z czasem zmienia się nasza hierarchia wartości?
MONIKA BRODKA: Zmieniają się tylko okoliczności, adres zameldowania. Kręgosłup pozostaje nienaruszony. Mogą zmieniać się plany, ale nie główne, najważniejsze cele.
A co jest najważniejsze? Czego potrzebuje Monika Brodka?
MONIKA BRODKA: Chciałabym wiedzieć, na czym polega szczęście, co nim jest. Wydaje mi się, że dopóki tego nie doświadczymy, dopóki się nam to nie przytrafi, to po prostu nie umiemy tego określić. Żyjemy zdarzeniami, sytuacjami, które wydają nam się wzorem prawdziwego uczucia, miłości, a potem z czasem, kiedy poznajemy tę właściwą osobę, okazuje się, że wreszcie jest właśnie ten stan, na który się czekało. Mam nadzieję, że kiedyś mnie to spotka.
Zakończenie związku było bolesne?
MONIKA BRODKA: Każdemu rozstaniu towarzyszy smutek, żal. Każdy człowiek głęboko przeżywa takie momenty i w tym jesteśmy wszyscy do siebie podobni, ale nie każdemu w takich chwilach towarzyszą brukowe gazety. Szczególnie kiedy wszystko jest jeszcze świeże, kiedy zostaje się samemu. Ale wierzę, że mam to już za sobą, że ten rozdział mojego życia jest zamknięty.
Ktoś ci pomagał?
MONIKA BRODKA: To jest zdecydowanie sytuacja, z którą człowiek musi zmierzyć się sam. Nie ma wtedy dobrych rad. Każde słowo wydaje się niedorzeczne. Czas jest jedynym sprzymierzeńcem.
Czego nauczył cię ten związek?
MONIKA BRODKA: Tego dowiem się za jakiś czas...
Zamknęłaś z sukcesem pewien etap swojego życia. Zdałaś maturę. Co dalej?
MONIKA BRODKA: Na pewno rzucam się w wir pracy, nagrywam nową płytę, która ukaże się jesienią, i to jest teraz dla mnie najważniejsze. Ale czuję też, że jeszcze nie do końca poradziłam sobie z pewnymi sytuacjami, które mam już za sobą. Brakuje mi wewnętrznego spokoju, stabilizacji. Zdarzają się momenty, że siadam na kanapie i... pękam. Zaczynam płakać. Nie wiem, dlaczego. Uchodzą ze mnie wszystkie emocje.
Czujesz się nieszczęśliwa?
MONIKA BRODKA: Czasami czuję pustkę. Przez bardzo długi czas żyłam w biegu, stresie związanym z maturą i nagle to wszystko się skończyło. Kiedyś koleżanka, projektantka mody, powiedziała mi, że po pokazie nie czuje euforii, tylko popada w depresję. Doskonale ją rozumiem. Egzamin dojrzałości był wyznaczonym punktem, do którego coraz bardziej się zbliżałam. Teraz widzę, że próbuję wyznaczać sobie ciągle jakieś zadania i nowe zajęcia. Muszę coś robić, bo inaczej czuję, że wariuję.
Niebawem czeka cię promocja płyty.
MONIKA BRODKA: Tak. Cieszę się, bo będę miała znowu więcej obowiązków. Chociaż już nie tyle co dwa lata temu, kiedy promowałam pierwszy krążek. Wtedy miałam jeszcze dodatkowo szkołę. Nie wiem, co zrobię z tym wolnym czasem (śmiech). Nie potrafię stać w miejscu.
Robisz sobie teraz rok przerwy. Nie boisz się, że ciężko będzie wrócić do nauki?
MONIKA BRODKA: Nie, bo nie będę traktowała tego w kategoriach przymusu, tylko przyjemności.
A co sprawia ci przyjemność na co dzień?
MONIKA BRODKA: Staram się cieszyć małymi rzeczami, ale coraz trudniej mi to przychodzi.
Trochę za wcześnie na takie odczucia.
MONIKA BRODKA: Są takie momenty, kiedy wydaje mi się, że życie jest piękne, dziękuję za nie Bogu, oddycham pełną piersią i cieszę się, że jestem w tym miejscu. A za chwilę czuję, że nie do końca mam na ziemi swoją przestrzeń. W Warszawie tęsknię za górami, w górach brakuje mi miasta. Jestem pośrodku i tak naprawdę jeszcze nigdzie nie czuję się "na miejscu", u siebie. Ciągle się zastanawiam, czy to, co robię, ma sens.
Odniosłaś wiele sukcesów. Są momenty, kiedy jesteś z siebie dumna?
MONIKA BRODKA: Wydaje mi się, że moje poczucie własnej wartości spada, ale to pozwala mi więcej od siebie wymagać, rozwijać się. Ciągle uważam, że mam przed sobą wiele pracy, bo widzę u siebie niedociągnięcia. Nie jestem w siebie zapatrzona. Rzadko są chwile, kiedy schodzę ze sceny i myślę: Brodka, byłaś naprawdę dobra! Ale na pewno potrzebuję zewnętrznego dowartościowania.
Przecież podziwiają cię tysiące ludzi.
MONIKA BRODKA: Tak, ale czy oni wiedzą, jaka jestem naprawdę? Boję się, że moi fani znają osobę, którą kreują gazety. Prasa brukowa pisze o mnie różne rzeczy: że romansuję, imprezuję, ostatnio przeczytałam, że mam problem z alkoholem (śmiech).
Jesteś sfrustrowana?
MONIKA BRODKA: Czasami bywam, ale nie znalazłam się na życiowym zakręcie. Po prostu szukam siebie.
Dojrzałej kobiety?
MONIKA BRODKA: Mam za sobą wiele doświadczeń, ale niczego nie żałuję. Chyba jest we mnie więcej z dojrzałej kobiety niż z małej dziewczynki.
A chciałabyś być chwilami małą dziewczynką, przytulić się do mamy?
MONIKA BRODKA: Świat małych dziewczynek jest może piękny i kolorowy, ale nie do końca realny. Wolę radzić sobie z życiowymi trudnościami, niż funkcjonować w wyidealizowanej rzeczywistości. Czasami dobrze jest poczuć na własnym tyłku, że się żyje! Fantazje i bajki mam już za sobą!