MICHAEL JACKSON Król Popu był uzależniony
Śledczy, którzy ustalają okoliczności śmierci Michaela Jacksona opisują gwiazdora jako „uzależnionego”. Oto wynik ich dochodzenia. “Fioletowa pigułka rano, niebieska po południu, pomarańczowa wieczorem i żółta przed pójściem spać...” tak zaczyna się głośny film „Requiem dla snu” Darrena Aronofsky’ego. Tak też wyglądało codzienne życie Michaela Jacksona.
- Redakcja
Ujawnienie wyników autopsji Michaela Jacksona opóźnia się od kilku tygodni. Jak podał w ubiegły czwartek Departament Medycyny Sądowej hrabstwa Los Angeles, przyczyny zgonu Jacksona nie zostaną podane do publicznej wiadomości również w pierwszych dniach sierpnia. Raport opóźnia się coraz bardziej, a jedyne wytłumaczenie to, że „konieczne jest wykonanie testów uzupełniających”. Nie bez powodu: ciało Króla Pop nafaszerowane jest ogromną ilością różnego rodzaju leków i narkotyków.
O Michaelu mówiło się że miał mentalność dziecka. Jedynym sposobem na ucieczkę od „chorego świata dorosłych” wydawały się narkotyki. Sztuczne wspomagacze, dające namiastkę szczęścia od dawna były zmorą Jacksona. „Dowody na uzależnienie od leków i środków odurzających” są od teraz jedynym tropem interesującym śledczych prowadzących sprawę nagłej śmierci Jacko.
W czwartek policja Los Angeles i Drug Enforcement Administration (DEA, Administracja do Zwalczania Narkotyków) z nakazem przeszukania domu weszły do posiadłości Michaela w celu znalezienia „recept na leki odurzające” oraz dowodów na „złamanie etyki lekarskiej”. 22 lipca agenci FBI wkroczyli do kliniki doktora Conrada Murray’a i zabezpieczyli sejf lekarza. Hipoteza jest następująca: dr Murray podał Michaelowi Jacksonowi dożylnie Propofol, który miał mu ułatwić zaśnięcie. Pod wpływem leku, który nie jest zwykły środkiem nasennym, ale silnym preparatem znieczulającym, serce artysty przestało bić.
Przeszukano również dom i biuro doktora Murray’a w Las Vegas (Nevada). Lekarz przyznał się policji, że zaordynował Jacksonowi Propofol w dniu jego śmierci, krótko po północy. Władze uważają, że Michael Jackson nadużywał środków uspokajających i nasennych od około dwóch lat. Brał silne środki znieczulające gdy chciał odpocząć, przerywał ich zażywanie gdy chciał być ożywiony.
W sypialni Króla Popu policja znalazła trzy butle z tlenem i zestaw do podawania kroplówek. W schowku znajdowało się 15 kolejnych butli tlenowych. Szafy Michaela wyglądały jak szpitalny magazyn leków. Odkryto tam m.in. fiolkę versedu (środek używany do wybudzania z narkozy), kilka opakowań Propofolu i wiele innych niebezpiecznych leków.
Czy za śmierć Jacksona są zatem odpowiedzialni lekarze? Tego nie wiadomo, natomiast pewne jest, że autor takich hitów jak „Thriller” czy „Bad” był chory i uzależniony. I robił wszystko, aby zaspokoić swój nałóg. Według opinii kilku lekarzy wypowiadających się w tej sprawie, gwiazdor był w krytycznym stanie.
Wiadomym jest, że często uciekał się do podstępu, by zdobyć nielegalne substancje. Pretekstem do uzyskania recept były na przykład problemy natury dentystycznej. Jego uzależnienie było tak silne, że do zdobywania leków używał różnych tożsamości (w tym pseudonimu Jack London). Świat nadal czeka na ostateczny wynik śledztwa i autopsji. Tymczasem jedno jest już niestety pewne: Michael Jackson był wielkim artystą, ale też chorym, uzależnionym człowiekiem.