Mariusz Czerkawski i Emilia Raszyńska
Halo! KOCHAM CIĘ! Po rozstaniu z Izabellą Scorupco zapewniał, że nie szuka stałych związków. Postawił wyłącznie na sport. Ostatni sezon okazał się jednak dla hokeisty najtrudniejszy w karierze. W ciężkich chwilach Mariuszowi pomogła nowa wielka miłość.
- Gala
Gala: Jeszcze niedawno deklarowałeś, że postarasz się o stały związek dopiero w 2007 roku. Mariusz Czerkawski: Myślałem, że nie da się pogodzić hokeja z miłością. Chciałem się związać z kobietą dopiero po zakończeniu kariery. Ale znalazłem dziewczynę, która akceptuje to, że poświęcam hokejowi większość czasu. Bałem się, że związek oznacza wymówki i oddalenie. Gala: Dlatego rozpadło się twoje małżeństwo z Izabellą Scorupco? M.Cz.: Tak, pogodzenie kariery Izy i mojej okazało się niemożliwe. Coraz częściej pojawiły się różnice zdań. Gala: Jak długo byłeś sam? M.Cz.: Cztery lata. Emilia Raszyńska: Żartujesz! Sam to ty chyba nigdy nie byłeś. M.Cz.: Od separacji z Izą nie miałem stałego związku. Długodystansowych relacji nie było, raczej sprinty. Gala: Skąd się wzięła Emilia? M.Cz.: Chyba z nieba. Opatrzność nade mną czuwała i zesłała mi wsparcie w najgorszym sezonie w 9-letniej karierze. E.R.: Przeznaczenie maczało w tym palce: mamy na dłoni w tym samym miejscu pieprzyki. M.Cz.: Kiedy przykładamy ręce, tworzy się całość. Dwie idealne połówki. Gala: Gdzie się poznaliście? M.Cz.: Na imprezie kolegi w pałacu Na Wodzie w warszawskich Łazienkach. Przyjechałem do Polski 48 godzin wcześniej i to tylko dlatego, że przegraliśmy mecz. Gdyby moja drużyna wygrała, nigdy byśmy się nie spotkali. E.R.: Ja pracowałam tam jako hostessa, przyszłam przypadkiem, by zastąpić chorą koleżankę. M.Cz.: Od razu zwróciłem na nią uwagę. Kilka razy musiałem prosić o numer telefonu. Ostatni raz zaatakowałem tuż przed wyjściem, bałem się, że nie spotkamy się więcej. E.R.: Nie miałam wtedy ochoty na nowe znajomości i wiedziałam, że Mariusz jest playboyem. Nie chciałam być kolejną zdobyczą. A jednak dałam zaprosić się na lunch. M.Cz.: A potem na kawę i kolację. E.R.: Spotykaliśmy się nieregularnie przez całe wakacje. Bez deklaracji. Potem Mariusz musiał wracać do Kanady. Gala: Nie zaprosił cię? E.R.: Padały luźne propozycje. Może byś mnie odwiedziła... M.Cz.: Dopiero podczas pożegnania na lotnisku poczułem, że nie chcę być znowu sam. Wysiadając z samolotu w Kanadzie, już tęskniłem za Emilką, po kilku dniach ustalaliśmy termin jej przyjazdu. E.R.: Pewnie gdybym czekała do następnych wakacji, nie spotkalibyśmy się. Zaryzykowałam. Gala: Kto pierwszy wyznał miłość? M.Cz.: Ja przez telefon. E.R.: Wtedy kręciłeś, mówiłeś: "Zależy mi", ale nie wydusiłeś tego z siebie. Dopiero kiedy przyjechałam po raz drugi do Kanady, leżeliśmy sobie na łóżku, oglądaliśmy filmy i wtedy usłyszałam: "Kocham cię". M.Cz.: Nie nadużywamy wielkich słów. Ale jest między nami czułość. Ja potrzebuję dotyku, żeby mnie pogłaskać po włosach, podrapać po plecach. Gala: Czy twoja była żona, Iza, wie o Emilii? M.Cz.: Oczywiście. Dowiedziała się w zeszłym roku. Widziała Emilkę na zdjęciach, ale nie poznały się osobiście. E.R.: Nie było okazji. Gala: Iza też jest teraz z kimś związana? M.Cz.: Tak, ma chłopaka. Znam go, mieszka z moją córką. Fajny facet, lubimy się. Zdziwiłabyś się, widząc nas na spacerze. Ja trzymam Julkę za jedną rączkę, a on za drugą. Ale to do mnie Julka mówi tato, do niego po imieniu. Gala: Emilio, nie jesteś zazdrosna o przeszłość Mariusza? E.R.: Nie wiem, czy wolałabym, żebyśmy się poznali wiele lat temu. Teraz Mariusz jest na pewno dojrzalszy. Ja też. Gala: Pracujecie nad sobą wzajemnie. Zmieniacie się? M.Cz.: Emilka mnie udomowiła. No i mam krótsze włosy... E. R.: Ja stałam się otwarta, przestałam tłumić w sobie emocje. Gala: Lepsza komunikacja - mniej kryzysów? M.Cz.: Zdecydowanie. Mamy rekordowo mało konfliktów. Gala: Dziś jednak posprzeczaliście się, bo bywasz zazdrosny i podejrzliwy. M.Cz.: Każdy facet jest zazdrosny. O ile wiem, mój Kot też nie przepada, kiedy baluję na męskich imprezach. Gala: Emilia jest Kotem? A Mariusz? E.R.: Krokodylem, Słoniem - bo to istoty gruboskórne. Czasem udaje takiego emocjonalnego twardziela. Ostatnio mówię do niego Koniku - kiedy ćwiczy, widać mu każdy mięsień, tak jak u konia krwi arabskiej. M.Cz.: Kiedyś Emilka była Słoneczkiem, ale nadużywałem tego zwrotu, na przykład do kelnerek, a ona jest wyjątkowym słoneczkiem, z innej galaktyki. Gala: Czy Kot dostaje drogie prezenty? M.Cz.: Pamiętam o okazjach, ale nie jestem rozrzutny. E.R.: Nie kupiłeś mi jeszcze samochodu!!! M.Cz.: Jeździsz moim bmw. A ja auta nie oddaję nikomu. Gala: Nie obawiacie się, że w którymś momencie pojawi się kryzys, bo Emilia nie będzie miała własnego życia. M.Cz.: Przecież kiedyś przestanę grać. E.R.: Ja nie rezygnuję z własnego życia. W niedalekiej przyszłości chcę kontynuować studia, najchętniej psychologię społeczną. Widzę się w agencji PR. Gala: Czy stać cię na życie u boku Mariusza? E.R.: W Polsce jestem niezależna finansowo, ale za granicą nie dałabym rady. Nie mam szansy sama utrzymać się na takim poziomie, na jakim żyje Mariusz. Gala: Rozmawiacie o małżeństwie? E.R.: Na razie wystarczy mi, że Mariusz po prostu jest. M.Cz.: Zastanawiam się, czy małżeństwo nie zabija uczuć. Nie wymiguję się. Po prostu to nie jest odpowiedni moment. Dobrze nam razem, ale bez reguł. Nie ma pierścionków, teściowych, dzieci. Jest za to plan bycia razem. Gala: Czysto hipotetycznie - wasze życie za 10 lat. E.R.: (Milczy i uśmiecha się). M.Cz.: Domek, pies, dwójka dzieci? Pytanie, kiedy do tego dojrzejemy. Ja już mam dziecko i miałem żonę. To nie może być spontaniczna decyzja. Zakochać się i ożenić to inwestycja na całe życie. Rozmawiała Marta Bednarska
1 z 2
3719
2 z 2
3717