Reklama

GALA: Podczas konferencji po twoim filmie na festiwalu w Gdyni Dorota Stalińska krzyczała: „Co to w ogóle jest?! Gołe ch... na ekranie, śmiech na pogrzebie, balanga w domu, gdy umiera matka?!”. Jak to przyjęłaś?

Reklama

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: : Na początku byłam zszokowana, bo nie spodziewałam się takiej reakcji. Na festiwalu w Locarno nikt tak nie reagował ani nie rozważał filmu w kategoriach, co wypada, a co nie. Bo takie jest europejskie kino. Ale dobrze, że Stalińska wywołała taką dyskusję. Nagle zrobiła się afera, wyłonił się podział na pokolenia. Starsza generacja odrzucała film, młodzi go bronili. Natychmiast poczułam przypływ adrenaliny. Ucieszyło mnie, że wzbudziłam takie kontrowersje. Pod koniec byłam już tym rozanielona. Do czwartej rano gadałam ze wszystkimi. A ta dyskusja wciąż się toczy.

GALA: Śmierć jest w Polsce tabu. I niezrozumiałe jest przeżywanie żałoby w sposób inny niż ogólnie przyjęty. Śmiech na pogrzebie, palenie papierosów w kondukcie, seks i alkohol w reakcji na odejście bliskiej osoby budzą sprzeciw. Tym bardziej że filmowi towarzyszy przekonanie, iż opowiedziałaś w nim o własnych przeżyciach. Tobie również, jak bohaterce, w krótkim odstępie czasu umarli rodzice, wcześniej zginął pies i rozpadło się małżeństwo.

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Polska jest zaściankowa. Na pewno duże grono ludzi mój film odrzuci. Na spotkaniach w Gdyni zadawano mi pytania: „Jak to możliwe, żeby inteligencka krakowska rodzina używała tak niecenzuralnych słów jak »k…« albo żeby się śmiać w obliczu śmierci matki”. To małostkowe podejście, a nasze zachowania w ekstremalnych sytuacjach bywają szokujące. I to jest dopiero ciekawe w sztuce, a nie opowiadanie o tym, co narzuca nam konwenans.

GALA: Powiedziałaś, że śmierć rodziców przyniosła ci wyzwolenie. To jednak szokuje.
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Wiem. Myślę, że wiele osób czuje to samo, tylko nie mówi tego na głos, szczególnie w tak katolickim kraju jak Polska, gdzie natłuczono nam do głowy, jak mamy na co reagować. Wczoraj po spotkaniu w „Gazecie Wyborczej” 55-letnia kobieta powiedziała mi, że niedawno zmarli jej rodzice i ona dopiero teraz poczuła wyzwolenie. „Dobrze, że pani doznała tego wcześniej” – mówiła. To dopiero było szokujące! Inną wyzwoliła śmierć męża i teraz chce afirmować życie, za co ludzie ją krytykują. A dla mnie to jedyna możliwa reakcja. Bo co mamy robić? Pogrążyć się w cierpieniu, marazmie i depresji, nie wstawać z łóżka? Trzeba sobie radzić. Rodzice w pewnym momencie naturalnie od nas odchodzą. W moim życiu tak się nie stało. I to ma swoje plusy i minusy.

GALA: Jak to rozumiesz?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Znam wiele osób, które wyszły z domu w wieku 18 lat. One szybciej dojrzewają i budują własny świat na kontrze do świata rodziców. Nie miałam tego. Do 32. roku życia byłam absolutnym dzieckiem, skrajnie rozpieszczonym. Miałam świetny kontakt z rodzicami, a oni gwarantowali mi poczucie bezpieczeństwa. To był kokon. Dawali mi pieniądze, mówiąc: „Nie musisz pracować, lepiej się ucz, realizuj pasje”. Więc kiedy po roku – jak już ich nie było – zorientowałam się, że tego kokonu nie ma i muszę sama o wszystkim decydować, poczułam wielki przypływ energii. Że oto biorę swoje życie w swoje ręce. Są momenty, w których to mnie przeraża i chciałabym się schować u tatusia i mamusi na zapiecku. Ale tamtego świata już nie ma i nigdy nie wróci. To, co robię od czterech lat, jakie upłynęły od śmierci rodziców, przyniosło największy sukces. Nakręciłam pięć filmów, zrobiłam spektakl teatralny. Ani przez chwilę nie spoczęłam na laurach.

GALA: Nie chciałaś sobie zostawiać czasu na rozpamiętywanie?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Nie mam takiego charakteru. Co miałam przeżyć w sensie rozpaczy, przeżyłam. To nie trwało długo, kilka miesięcy. I nigdy nie była to rozpacz, z której się nie mogę podźwignąć. Zawsze sobie coś znajdowałam, czym się mogę zająć, żeby od tego uciec. To szokuje, że w filmie tak profesjonalnie potrafiłam podejść do sprawy tak osobistej. Ludzie zachodzą w głowę, jak mogłam coś takiego zrobić i się nie rozpaść. A ja założyłam, że to wszystko fikcja. Oglądałam kolejne sceny, jakbym była w teatrze, okiem z zewnątrz. Nie przekładałam tego na siebie. Nie było czasu na wspominanie. Te sytuacje wracały do mnie w nocy, gdy wracałam po planie. Ale byłam tak zmęczona, że padałam.

GALA: Twoja przyrodnia siostra, Kaśka, opowiadała mi, że kiedy obejrzała „33 sceny z życia” u ciebie w domu, jeszcze na wideo, jej pierwszą myślą było: „Boże, jak to możliwe, żeby przeżyć coś takiego w tak krótkim czasie?!”.


MAŁGORZATA SZUMOWSKA: (śmiech) Tak było, dokładnie! Wybiegła z takim tekstem z pokoju, a ja jej mówię: „Kaśka, przecież to nasza historia!”. A ona: „No… tak, rzeczywiście”. I obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Media uparły się, że to film o mnie w przełożeniu jeden do jednego. A tu najbliżsi oglądają go jako cudzą historię, bo znają mnie na tyle, że widzą, że ja to nie ja, że mama to nie mama, a tata nie tata. Michał Englert, operator, mój eks-mąż, też oglądał ten film jako cudzą historię. Wpadał do nas podczas montażu i nigdy nie było dyskusji na temat odniesień do naszego życia. Osobom dalszym nie uda się tego ocenić.

GALA: Trudno się im dziwić. Zostawiłaś realia: matka jest pisarką, ojciec dziennikarzem, zgadza się sporo szczegółów.
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Bergman też wszystko brał z życia, wiwisekcję swoich związków, rozwodów i zdrad. Celowo to zrobiłam, bo pół inteligenckiej Polski wie, kim byli moi rodzice i jak umarli. Więc stwierdziłam, że lepiej jest zrobić lepszy film, zostawiając go w realiach, które znam, i nic nie udawać. Nie wypieram się, że film jest osobisty. Jest bardzo osobisty. Ale nie obnażyłam się, nie ma w nim intymności. Wiele zachowałam dla siebie.

GALA: A jednak mam z nim problem etyczny. Nie wiem, czy można wykorzystać w filmie takie szczegóły z życia twojej rodziny jak upijanie się ojca czy otarcie się siostry o narkotyki. Mimo że w Krakowie to nie były tajemnice.

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Mój ojciec nie był totalnym alkoholikiem, wiele osób ma problemy z alkoholem i nie ma w tym nic dziwnego. Jednak my z Andrzejem Hudziakiem, grającym ojca, zbudowaliśmy postać alkoholika, to dla filmu dużo wyrazistsze. Nie mnie oceniać, czy to etyczne, czy nie. Nie mam wyrzutów sumienia ani poczucia, że sprzedałam coś, czego by ludzie nie wiedzieli. Moja prawdziwa relacja z rodzicami się nie zamknęła. I nie ma tu żadnej metafizyki. Myślę o nich, często mi się śnią, zawsze pozytywnie. Opowiadam synowi o babci Dorocie i dziadku Maćku, pokazuję zdjęcia. I on się bardzo tym interesuje, przeżywa.

GALA: W kolejnym filmie chcesz się wreszcie zająć życiem. Tematem jest współczesna prostytucja.
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Teraz czas na seks. Będzie dużo erotyki i seksualności. Dziś prostytucja wygląda inaczej, niż zwykliśmy myśleć. Te dziewczyny nie są już ofiarami, często same wybierają partnerów. Studentki, które się tym zajmują, nawet nie uważają się za prostytutki. Piszę scenariusz razem ze scenarzystką francuską, szperamy po internecie i próbujemy się spotykać z takimi dziewczynami.

GALA: Kobiety w twoich filmach są zawsze silne, a mężczyźni bezradni, słabi, zagubieni. Tak widzisz świat?

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Świat jest teraz kobietą. W Polsce jest ciężej, bo tu wciąż mamy patriarchat. Kobiety są silne, jasno się wyrażają, są w fajny sposób emocjonalne. Często wspierają mężów, którzy są zamknięci, mają ze sobą problemy, a przede wszystkim swoje ambicje. Łatwo ich urazić. Kobiety potrafią przekształcić ambicje w działania. I w przeciwieństwie do mężczyzn, nie rozpamiętują tego, co ktoś o nich powiedział. Mężczyźni są coraz delikatniejsi, a kobiety silniejsze. Cieszę się z tego. Lars von Trier i Peter Aalbæk Jensen, właściciele firmy Zentropa w Kopenhadze, uważają, że tylko kobiety mogą sprawować władzę. I u nich szefami są wyłącznie kobiety (śmiech).

GALA: Twoja bohaterka w „33 scenach…” też jest silna. To ona wybiera mężczyzn. Tak samo jak ty w swoim życiu.
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Nie buduję życia na mężczyznach, ale niezależnie od nich, na sobie. I oczywiście, wybieram. Jeżeli on też mnie chce, to cudownie. A jak nie, nie zwracam na niego uwagi. Mam czujnik z tyłu głowy, to podświadome. Zdaję sobie sprawę, że 80 proc. mężczyzn mogę się nie podobać, bo nie jestem typem eterycznej blondynki. Za to mam dużo cech przywódczych i niewyparzoną gębę, jestem śmiała, często bywam chamska.

GALA: Są już filmy, w których nie gra ani jeden mężczyzna. Chyba że nowo narodzone dziecko – chłopiec, jak w „Kobietach”. Ty również masz syna. Jak go wychowujesz?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Tak samo, jak mnie wychowali moi rodzice. Chcę mu dać maksymalną wolność przynajmniej na razie, póki jest małym chłopcem. Ma wyrażać swoją ekspresję, krzyczeć, śmiać się, kiedy chce. To szczęśliwe dziecko. Niczego go nie uczę na siłę. Lekcje czy zajęcia edukacyjne są wykluczone. Ma mieć dzieciństwo. Przywiązuję wagę jedynie do jedzenia. Wpajam mu, co jest zdrowe, a co nie. I kiedy mi mówi: „Mamo, chcę zjeść coś zdrowego”, to dla mnie odlot. Potrafi zjeść pół główki sałaty albo garść orzechów.

GALA: Jaką jesteś matką?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Rozpieszczającą. Jacek, jego tata, się śmieje, że mamy toksyczną relację. Bo i miłość, i walka. Na wszystko synowi pozwalam. Cały czas mu mówię, że go kocham, a on mi odpowiada, że mnie kocha. Bezustannie wylewają się z nas fontanny uczuć, co się kończy strasznymi aferami, bo w chwilę potem na siebie krzyczymy. „Obraziłem się i jestem zły” – mówi. A ja zachowuję się jak dziecko i odpowiadam: „Ja też się obraziłam, też jestem zła”. I tak rozmawiamy: trzyipółlatek z trzydziestopięcioletnią panią. Być może to nie jest zbyt wychowawcze. Ale tak wygląda nasza relacja. Autentyczna i bardzo emocjonalna. Więc jak wyjeżdżam nawet na jeden dzień, Maciek jest maksymalnie obrażony. Chciałabym mieć dwoje dzieci. Ale jak się tak złości, myślę: „O nie! Jeszcze jeden taki mały potwór i zwariuję!” (śmiech).

GALA:„Pewnego dnia zrozumiałam, że jest tylko to, co widać” – powiedziałaś. Co widać, gdy się patrzy na Małgośkę Szumowską?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Ty to musisz powiedzieć.

GALA: Szczęśliwą, realizującą się w życiu kobietę, matkę.


MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Jestem szczęśliwa, bo czuję, że panuję nad swoim życiem. Nie mam iluzji, rzeczywistość widzę taką, jaka jest. Czyli zamieszanie wokół mojej osoby dzielę przez dziesięć. Bo na tym filmie wszystko się może skończyć Kariera, powodzenie, sukces są przejściowe. Po tej Gdyni byłam strasznie zaaferowana. Brałam gazety i ekscytowałam się: „Tu piszą to, a tu tamto”. A mój partner, Jacek, już na drugi dzień sprowadził mnie do pionu: „Piszą to piszą, a ty zajmij się swoją robotą. Tamto się już skończyło”. Dobra, zrobione, fajnie, jedziemy dalej. Nie można się do niczego przywiązywać. Do chwilowej sławy, ulotnego sukcesu, nawet do partnera.

GALA: Chwilowa sława, rozumiem. Ale przywiązanie do drugiego człowieka to przecież wartość.
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Przyznaję rację Jackowi, gdy mówi: „Nie możemy być zrośnięci ze sobą jak bliźniaki syjamskie. Bo mogą się wydarzyć różne rzeczy. Każdy musi stanowić o sobie”. To samo dotyczy dziecka. Nie wolno go zwijać ze sobą pępowiną. Musi być odrębną osobą, która kiedyś będzie stanowiła o sobie. I wszystko jest takie. Świadomość tego daje szczęście. Bo wtedy myślisz: „A niech będzie, co będzie. Jakoś to będzie”. Jesteśmy z Jackiem jak ogień i woda. Ja szaleję, a on jest zawsze spokojny, zrównoważony. Ocenia wszystko w punkt. W montażu ma niesłychane oko, widzi każdy fałsz.

GALA: Po swoim pierwszym pobycie w Cannes w 2000 roku mówiłaś o przerażającym wrażeniu, jakie wywarły na tobie gwiazdy. Że to masa ludzi podszytych strachem o utratę sukcesu. Teraz sama jesteś gwiazdą. Co zrobisz, żeby nie dołączyć do tego grona?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Niestety, niewiele. To cena sukcesu. Kiedy się go osiąga, coraz więcej w nas niepokoju. To, co robię, kosztuje mnie strasznie dużo wysiłku, nerwów i stresu. Najwięcej promocja, co mnie zaskoczyło, bo myślałam, że lubię wychodzić i otwierać się na ludzi. A najchętniej zamknęłabym się w swoim domu na Mazurach. Ale gdy reżyseruję, jestem w swoim żywiole. W szale, na adrenalinie. Niszczę organizm, bo mogę nie spać, nie jeść, palę tony papierosów, drastycznie chudnę. Ale to mi daje siłę do życia, choć później przez dwa miesiące muszę to odreagowywać. Bardzo uważam, żeby nie być gwiazdą. To żenujące zajęcie. Nie chcę być osobą, która jest w każdym kolorowym magazynie, zdobi jakieś okładki, ubiera się w ekskluzywne stroje podczas sesji zdjęciowych. Propozycje modowe czy prowadzenia różnych gali konsekwentnie odrzucam... To obciach.

GALA: W roli modelki byłabyś świetna. Kiedyś pokazywałaś kolekcję Paco Rabanne’a.
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: To były inne czasy, miałam 16 lat (śmiech). Zawsze roznosiła mnie energia, nie mogłam usiedzieć na d..., więc coś wymyślałam. Chciałam też zostać śpiewaczką operową. Aż trafiłam na reżyserię. Gdyby mi nie szło, wymyśliłabym coś innego. Muszę się w czymś sprawdzać, mieć pasję. A w byciu gwiazdą, zwłaszcza w Polsce, jest coś śliskiego, co mi się nie podoba. Nigdy nie będę osobą rozpoznawalną, bardzo tego pilnuję. Jeśli człowiek chce sobie zapewnić prywatność, musi się skupiać na pracy. Wtedy może zachować wolność.

GALA: Czy masz jeszcze czas na śledzenie mody?

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Interesuję się modą. I to bardzo. Ale niszową. Lubię rzeczy, które wyglądają na stare i zniszczone, jakby wyjęte ze śmietnika. Niestety, kosztują majątek. To moja słabość, którą Jacek u mnie tępi. Mam ulubione sklepy w Berlinie, Paryżu, Kopenhadze, Nowym Jorku i niesamowitą „speckę” od tej śmietnikowej mody, Gośkę Belę, z którą się przyjaźnimy. Często wymieniamy się rzeczami. Uwielbiam styl „nagi”: prawie bez makijażu, skóra zadbana, ładne lśniące włosy i proste, minimalistyczne ciuchy.

GALA: Nie jesteś oszczędna?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Przeciwnie, jestem potwornie rozrzutna. Nie mam żadnych oszczędności, co w obecnej sytuacji gospodarczej tylko mnie cieszy. Często jest tak, że nie mamy ani złotówki. Dzwonię wtedy do przyjaciół i mówię: „Pożycz trzy tysie, bo nie mamy na kredyt hipoteczny, a jutro mija termin”. Kiedyś kolega, który był na Mazurach, jechał o ósmej rano do Olecka wpłacić nam trzy tysiące. A pieniądze zawsze się potem gdzieś znajdują. Podoba mi się taki styl: mamy pieniądze i żyjemy z nich dobrze, czyli jemy dobre rzeczy, pijemy wino, czasem coś fajnego kupuję. Kiedyś wydawałam wszystko na podróże. W 1999 roku za etiudę „Cisza” dostałam mnóstwo nagród. Również pieniężnych. Więc leciałam na festiwal do Mexico City, potem na własną rękę do Méridy. Tam wynajmowałam samochód i objeżdżałam Meksyk. W ten sposób zwiedziłam też cały Izrael. Natomiast nigdy nie kupiłabym drogich mebli ani nowego samochodu. Moje volvo ma 16 lat, odpada mu błotnik.

GALA: Drażni cię ostentacja?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Lubię styl lewacki. Widać go w Kopenhadze, Berlinie, trochę w Paryżu, który jest jednak bardziej mieszczański. Nie lubię rzeczy, które w jawny sposób okazują bogactwo. Przyjechał kiedyś do mnie kolega wypasionym samochodem i cały czas stał w oknie, bo się bał, że ktoś mu go ukradnie. Mamy fajnie urządzone mieszkanie, ale w sposób alternatywny, undergroundowy. Meble wynajduję na śmietniku, coś przekombinuję, obrobię.

GALA: Jakie wartości uznajesz za podstawowe?

MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Wbrew pozorom i temu, co mówię, cenię rodzinę. I prywatność. Nasze warszawskie mieszkanie i dom na Mazurach są domami otwartymi. Lubię spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. To w moim życiu ważne w połowie. Druga połowa to robienie filmów.

Reklama

GALA: Jaka będziesz za 20 lat?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: Będę chudą, mam nadzieję, zasuszoną babką z krótkimi włosami, ubierającą się tak samo jak teraz, która będzie dalej popalać papierosy i używać niecenzuralnych wyrazów.

Reklama
Reklama
Reklama