Małgorzata Pieczyńska - moja mała Polska za granicą
W Szwecji żyję i pracuję. Tu jest moja rodzina. Dom urządziłam w stylu skandynawskim, ale kuchnię prowadzę polską: piekę chleb, pasztet, schab, kiszę żur, zbieram borówki i grzyby. I tęsknię do polskich przyjaciół.
- Justyna Kumanowska, Claudia
Kiedy po ślubie z biznesmenem polskiego pochodzenia zaczęła żyć w Sztokholmie, Szwecję i Polskę dzieliła przepaść. – To były dwa obce światy. W latach 80. w Polsce był dziki kryzys. Szwedzki dom urządzaliśmy od zera, kiedy więc po raz pierwszy pojechałam do IKEA w Sztokholmie, miałam uczucie, że jestem w raju. Podobało mi się wszystko! Potem przeprowadzaliśmy się wielokrotnie i moje poczucie estetyki ewoluowało – wspomina Małgorzata Pieczyńska.
Aktorka ma wiele obrazów polskich artystów, a z każdym wiąże się jakaś historia, emocje. – Nigdy w Sztokholmie nie korzystałam z pomocy projektantów przy urządzaniu mieszkania. Wnętrza z czasem obrastały w sprzęty, lampy, dywany i obrazy na ścianach. Tworzyły oryginalny klimat różny od typowo szwedzkiego. Goszcząc u siebie Szweda, słyszę: „O, świetne te obrazy. To Polak?”. „Tak”. „No, oczywiście, ten temperament, ta odważna kolorystyka! To nie może być Szwed”. Rzeczywiście, to inna estetyka – mówi Małgorzata.
Z każdą przeprowadzką coraz bardziej zakochiwała się w stylu skandynawskim, z coraz większą świadomością urządzała dom. – Szwecja nie pamięta wojny, nie została zrujnowana, splądrowana jak Polska. Stąd wielość i dostępność antyków. Piękne stare meble, kryształowe żyrandole, dywany, srebra i dzieła sztuki są na wielu cotygodniowych aukcjach. Styl gustawiański to klasyk szwedzkich jadalni. Ja również pokochałam te dyskretne gołębie szarości, biele, kremy. Dają poczucie czystości i spokoju. Ważne jest niezagracanie wnętrz – opowiada aktorka. – Wychowałam się w małym mieszkaniu i chodziłam do betonowej, tandetnej szkoły podstawowej. Doceniam to, że mój syn chodził 9 lat do szkoły umiejscowionej w pałacu, z kamiennymi posadzkami, piękną stolarką okienną, drewnianymi meblami. To podświadomie kształtowało wrażliwość dziecka na piękno.
Jedna rzecz jest dla aktorki o wiele ważniejsza: nauka języka kraju, w którym się żyje. – Byłam w ciąży, gdy zaczęłam się uczyć szwedzkiego. Wiedziałam, że syn urodzi się w Sztokholmie, że tu będzie żył. Chciałam swobodnie wyrażać siebie, korzystać z kultury, kontaktować się z ludźmi – wyznaje Małgorzata Pieczyńska. – Potem, gdy zaczęłam grać w teatrze, filmie, serialach, szwedzki stał się moim warsztatem. Ale do tej pory mam poczucie, że za mało go znam, choć Szwedzi mówią, że moja szwedczyzna ma wdzięk. W domu zawsze mówimy po polsku. Victor zna polski, angielski, hiszpański i szwedzki. Polski zdawał na maturze jako język obcy, pisząc na piątkę wypracowanie z literatury.
Aktorka, żyjąc w Szwecji, zaczęła też inaczej patrzeć na tzw. zaradność polskiej kobiety i jej rolę w rodzinie. – Perfekcja w obsłudze domu, gotowanie, pranie, sprzątanie, praca zawodowa to dla Polek nadrzędne wartości. W Szwecji raczej nie. Szwedki wolą inwestować w siebie, w rozwój osobisty, przyjaźnie, aktywne spędzanie czasu z rodziną. Obowiązki domowe są sprawiedliwie dzielone. Inaczej niż polska wygląda także szwedzka gościnność. Być zaproszonym przez Szweda do domu to rzadkość, bo to wymaga wysiłku od gospodarza. Oni wolą pójść do restauracji, gdzie każdy za siebie zapłaci. Polska gościnność jawi się tam jako ewenement.
Polską tradycję świąteczną poszerzyła o pewne zwyczaje szwedzkie. – Szwedzi Boże Narodzenie obchodzą inaczej niż Polacy. Mieszkanie stroją przez cały adwent, w czerwień, zieleń i złoto. Od pierwszej niedzieli adwentu rozbrzmiewa w domach świąteczna muzyka, kolędy. Wtedy też piecze się tradycyjny piernikowy dom. Victor co roku robi nowy projekt. Dom jest wielki, ma spadzisty dach. W oknach szybki z żelatyny. Cały ozdobiony marcepanem, migdałami i laskami cynamonu. Stoi na wielkiej desce wśród mchu przyniesionego z lasu. Wokół niego są wypieczone z piernika ludziki i zwierzęta. Całe mieszkanie od tego momentu pachnie świętami.
Na Wielkanoc pieczemy z Victorem czekoladowe i kajmakowe mazurki. Wypisujemy na nich migdałami imiona dzieci, które nas odwiedzą. Mieszkanie zdobimy malowanymi wydmuszkami, pisankami. Menu jest typowo polskie i wszystko własnej roboty – opowiada aktorka. – Piekę chleby, pasztety z dziczyzny, schab i szynkę. Na stole zawsze są grzyby i borówki z lasu. W Wielki Piątek idziemy tradycyjnie do kościoła na wspaniały koncert. To „Pasja wg św. Mateusza” J.S. Bacha. Sztokholmska Polonia chodzi ze święconkami do polskiego kościoła. Szwedzcy katolicy nie mają tego zwyczaju.
– Tęsknię do polskich przyjaciół, tych z przedszkola, szkół, studiów. Do ludzi bliskich, wśród których czujesz się swobodnie, którzy nie oceniają, lecz akceptują taką, jaka jesteś. Niektórzy mówią, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Uważam, że nie w biedzie, ale w młodości. Wracając do Polski, Małgorzata Pieczyńska wciąż czuje się „u siebie”. – Mam potrzebę codziennego dowiadywania się, co dzieje się w kraju. Chcę być nie tylko współtwórcą polskiej kultury, ale też jej świadomym odbiorcą.