Reklama

Podczas podróży przez Indonezję zatrzymałam się w małym hotelu. Przed moim pokojem stało stare krzesło. Zatopione w ciszę równie sędziwego ogródka. Kilkanaście kroków dalej zaczynała się rycząca stalą zakurzona ulica, ale tutaj krople deszczu i rosy grały spokojnie swoją poranną muzykę. Hałas i cisza – tuż obok siebie. W recepcji przy kontuarze leżał kosmaty pies przypięty łańcuchem do bramy. Leżał przez wiele godzin. Od czasu do czasu otwierał oczy, żeby sprawdzić, czy świat wciąż wygląda tak samo. Nic jednak się nie zmieniało. Łańcuch nie był ani trochę dłuższy, a ludzie ani trochę bardziej ludzcy. Kiedy pies chciał się załatwić, szczekał. Wtedy dziewczyna z recepcji zdejmowała łańcuch, pozwalała mu się załatwić na oponę samochodu stojącego na parkingu i przypinała go z powrotem.
Okrucieństwo i łaska – tuż obok siebie. Życie na łańcuchu to śmierć. Patrzyłam na twarz dziewczyny z recepcji. Na pysk kosmatego psa. Na dwie turystki z Australii przy śniadaniu. Na kierowcę, który czekał na kogoś w samochodzie. Czy tylko ja to widzę? Czy tylko mnie to dziwi? Może świat jest normalny, a ja jestem nietypowa? Szczęk łańcucha. Pies wstał, poruszył uszami, zamrugał. Nie, wciąż nic się nie zmieniło. Wciąż wszystko jest tak samo. Kółko na gardle. Łańcuch. Zakurzony parking. Zapach jajecznicy. Wysoko nad głową – ludzkie twarze. Położył się. Zasnął. A może udawał, że śpi, wyobrażając sobie coś, czego doświadczać może każda pchła w jego szarym futrze, ale co jemu nigdy jeszcze się nie zdarzyło? Czy można tęsknić za wolnością, jeśli nigdy się jej nie miało? Czy można ocalić komuś życie, podarowując mu miskę jedzenia, a jednocześnie skazując na niewolę?
Czy można swobodnie zajmować się swoimi sprawami, kiedy obok znajduje się żywa istota przykuta do bramy? Nieważne, czy to człowiek, pies, jaszczurka, czy ptak, bo każde ma w swoją naturę wpisany ruch. Każde zostało stworzone, żeby chodzić, fruwać, pełzać albo biegać, przemierzać przestrzeń, oddychać, szukać, znajdować i wtedy się zachwycać. Dziewczyna w recepcji poruszyła się, zamrugała i oparła na drugiej ręce. Ona też wydawała się być na niewidzialnym łańcuchu. Czy dlatego ludzie nie widzą cierpienia zwierząt, że sami stracili umiejętność cieszenia się wolnością? Przywiązani do kredytów, telefonów komórkowych i skrzynek e-mailowych, które stały się przedłużeniem ich ciał zatopionych w krzesłach, fotelach i kanapach. Najważniejsze to znaleźć wygodne miejsce do siedzenia. Mieć pod dostatkiem ulubionych rozrywek i przekąsek. Reszta nieważna. Ludziom XXI wieku ruch kojarzy się z nieprzyjemnym wysiłkiem. Dlatego uwiązują swoje psy na łańcuchach i nie mają pojęcia, że – dokładnie tak samo jak te psy – oni również umierają za życia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama