Lubię zabłądzić - pisze Beata Pawlikowska
Niektórzy ludzie mają wbudowany wewnętrzny GPS. Zawsze instynktownie wiedzą, dokąd pójść, żeby odnaleźć hotel, parking albo sklep. Inni błądzą. Wychodząc ze sklepu, zawsze skręcają w niewłaściwą stronę, nie rozpoznają kierunków, ulic ani budynków.
- Beata Pawlikowska, Claudia
Ja należę do tych drugich. Nie śledzę trasy i nie zostawiam znaków. Niekoniecznie muszę wrócić dokładnie tą samą drogą i w to samo miejsce. Daję moim stopom całkowitą wolność w wyborze szlaku i uwalniam myśli. Koncentruję się tylko na tym, że idę, patrzę, słyszę i doświadczam wszystkiego, co wydarza się dookoła.
Chwytam obrazy, które układają się w moich oczach w kadry gotowe do sfotografowania. Czuję zapachy, z których moja podświadomość przyrządza gorące potrawy. Z urywków rozmów i pojedynczych słów układają mi się w głowie całe zdarzenia i ludzkie życia.
Wtapiam się i zanurzam w nieznany świat jak czule nastrojony odbiornik zapisujący w sobie wszystkie impulsy, drgnienia i wibracje, z których później odtworzy pełną materię rzeczywistości. Nie rejestruję ich świadomie, nie staram się zapamiętać, ocenić, nazwać ani określić. Ja tylko jestem tam jak niewidzialny przybysz z da leka, jak transcendentalny detektyw, który prowadzi kosmiczne śledztwo w sprawie ustalenia prawdy.
Czym jest ta prawda, co obnaża, i do jakich wniosków prowadzi – to objawia się znacznie później, kiedy zebrane wcześniej wrażenia połączą się z obiektywnymi faktami. Wtedy rodzi się pomysł. Odkrycie. Rezultat. Książka. Galeria fotografii. Audycja. Lub jeszcze coś innego.
Błądzenie zawiera w sobie pewną dodatkową wartość. Najczęściej umożliwia znalezienie czegoś, co leży kompletnie poza trasą i co na pewno w normalnych i niebłądzących okolicznościach nie zostałoby zidentyfikowane. Zdarzyło mi się to wiele razy. Dzięki temu na Bali trafiłam na walkę kogutów, w Kolumbii do baru z herbatą ze świeżych truskawek, a w Chinach do dzielnicy zabawy.
Byłam jak surfer z aparatem fotograficznym w dłoniach, który unosił się na falach muzyki uderzających w brukowany plac. Piosenki, koncerty, pokazy tańca, światła, śmiech, czerwone lampiony... Lijiang nocą upajało się własną wolnością, kiedy wszystko wydaje się możliwe, a złoty blask księżyca jest cenniejszy od wszystkich kont bankowych na świecie.
Zawsze jednak przychodzi taki moment, kiedy kończy się to, co wydawało się nieskończone. Bo naprawdę wieczne były tylko marzenia o wyswobodzeniu się z jakichkolwiek granic. Każda ulica ma swój kres i każda noc kończy się porankiem. A każda wędrówka przez upojone muzyką miasto prędzej lub później prowadzi do ciszy.
I wtedy zrozumiałam, że nie każdy umie za- błądzić. Trzeba odważyć się wypuścić z rąk mapę, zaufać swojemu instynktowi. Zdać się na to, co może się zdarzyć i czego w żaden sposób nie można przewidzieć. A najdziwniejsze jest to, że kiedy człowiek pozwoli sobie zgubić drogę, jednocześnie zyskuje zdolność jej odnalezienia.
Patrząc z perspektywy czasu – to, co wybierają twoje stopy, jest zwykle lepsze od tego, co kazała ci zrobić głowa. Zarówno w podróży, jak i w życiu.
ANGIELSKI Z BEATĄ PAWLIKOWSKĄ!
Naucz się języka angielskiego nową metodą na iPhonie i iPadzie
Strona promocyjna aplikacji: www.iblondynka.pl
Facebook – www.facebook.pl/nauka.jezykow
Youtube: http://www.youtube.com/user/blondynkanajezykach