GALA KULTURA Ewa Abart po ośmiu latach wraca z nową płytą
Artystka doskonała - tak w skrócie można ją opisać. Przez lata zajmowała się produkcją telewizyjną oraz filmową. Teraz powraca z nowym albumem "Lucky Days".
- Damian Duda
Ewa Abart to tak naprawdę Ewa Ogórek-Wichrowska. Dlaczego nie występujesz pod swoim prawdziwym nazwiskiem, wstydzisz się swojej muzyki? - pytam artystkę. - Skąd! - odpowiada z uśmiechem na ustach. Nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem - dodaje.
Wychowała się w duchu teatru i sztuki. Swojemu tacie, Bolesławowi Abartowi - aktorowi Teatru Współczesnego we Wrocławiu - zawdzięcza nie tylko pseudonim artystyczny, ale przede wszystkim miłość do kultury. - Kiedyś nie było świetlic, więc popołudnia spędzaliśmy w teatrze - wspomina Ewa. Matka? Kompletne przeciwieństwo ojca. Od lat jest cenionym doktorem, do której zjeżdżają się pacjenci z całej Polski. Mama jest chyba jedynym lekarzem, który nie zrobił biznesu na swoim zawodzie - śmieje się Ewa. Ona to wszystko robi z miłości - dodaje.
Fot. Anna Gostkowska
Jej dzieci również dorastają w domu pełnym artyzmu, w którym zamiast nic niewnoszących przedmiotów, na ścianach są filmy i książki. Mężem wokalistki jest reżyser, Robert Wichrowski. Wyprodukowali wspólnie film “Karuzela”. Kiedy Ewa pilnowała budżetu, jej mąż zajmował się wizją artystyczną. Twórcze połączenie. - Mamy podobne charaktery, bywa, że musimy wypracowywać kompromisy w różnych sprawach. Nikt nie ma takiego wpływu na moje muzyczne i filmowe inspiracje, jak Robert. On jest moim najlepszym przyjacielem, wspiera mnie. Ale jest też najostrzejszym krytykiem moich działań, prawie nigdy nie mówi, że coś jest dobre na 100%, zawsze przecież może być lepiej. To chyba ma mnie mobilizować - ironizuje.
Osiem lat temu ukazał się jej debiutancki album “Retrospekcja”, który powstał we współpracy z Dominikiem Trębskim. Często artyści wstydzą się swoich debiutów, ty również odcinasz się od pierwszego albumu - podpytuję Ewę. - Pewnie, że słuchając “Retrospekcji” krzywię się, bo dzisiaj bym tego tak nie zrobiła. Ale zdaje sobie sprawę, że bez tamtej płyty “Lucky Days” mogłoby nie powstać. W żaden sposób się od niej nie odcinam - tłumaczy z uśmiechem.
Fot. Anna Gostkowska
W marcu do sklepów w całej Polsce trafił album “Lucky Days”. Płyta powstawała przez trzy i pół roku. W międzyczasie na świat przyszedł syn Ewy, a do tego wokalistka zrealizowała kilka projektów artystycznych. - Ta płyta miała się wydarzyć, nie narzucaliśmy sobie terminów i granic - tłumaczy. W żaden sposób nie chcę definiować tego albumu - dodaje. Jest autorką wszystkich tekstów. Artystka uważa, że genialnie ginie w tłumie. Czego nie można powiedzieć o jej płycie.
Najnowszy krążek Ewy Abart zasługuje na chwilę uwagi. Bo jeżeli polska scena alternatywna - do której bez wątpienia można zaliczyć twórczość Ewy - będzie rozwijać się w taki sposób, będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy miejsca przeciętnych polskich piosenkarek nie powinny zająć tak utalentowane i oryginalne “egzemplarze”.
Lubisz Gala.pl? Polub nas na Facebooku!