Krzysztof Krawczyk
Osiągnął to, o czym inni artyści tylko marzą: tysiące sprzedanych płyt i rzesze fanów wśród paru pokoleń. Dziś już nie musi o nic walczyć. Trochę dlatego, że bezgranicznie zaufał żonie i doskonale na tym wychodzi.
- Maria Jolanta Ostrowska, Naj
Koncertuje, nagrywa płyty i ma pomysły na kolejne. Już od 45 lat nie schodzi z estrady. „Lokomotywa, którą ciągnę ma jeszcze dobry przebieg, palenisko cały czas się tli, szczególnie, kiedy wychodzę na scenę” – mówi o sobie.
Jako artysta na pewno może pan czuć się spełniony. A jako mężczyzna?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Również! Jestem przecież z kobietą, którą kocham. Wybaczyła mi niejedno, ja też nauczyłem się wybaczać. A początki były różne. Czyhało na mnie wiele pokus. Na sumieniu miałem różne grzeszki. Nie ułożyło mi się z dwiema żonami. Nie stroniłem od hazardu, alkoholu, kobiet…
Dużo było tych kobiet?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Trochę było. Nie pamiętam, żeby w tamtych czasach, któryś z chłopów nie zdradzał żony. Męskość udowadniano liczbą zaliczonych pań. Bo z jakością było różnie. Na szczęście ten okres chmurny, jurny mam już za sobą. Dzięki Opatrzności spotkałem Ewę i wszystko się zmieniło.
Do trzech razy sztuka…
KRZYSZTOF KRAWCZYK: To prawda. Ewa okazała się strzałem w dziesiątkę! To kobieta z charakterem. Uparta, konsekwentna. Jak coś postanowi, nie ma siły, żeby tego nie zrobiła. Jesteśmy już ze sobą 27 lat. Dzięki niej udało mi się pokonać własne słabości – do alkoholu i innych używek. Przestałem też faszerować się lekami i wróciłem do Boga, do którego miałem żal, że zabrał mi ojca. Ja jestem impulsywny: potrafię się sprzeciwić, walnąć pięścią w stół, a przy Ewie się wyciszyłem. Jak widać, gniew można pokonać miłością.
Z tego co wiem, na początku odrzucała pana awanse.
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Nie dziwię się. Wiedziała, że jestem w separacji z żoną, dlatego nie za bardzo odpowiadał jej ten układ. Ale dzięki koleżankom z pracy, które namówiły ją na randkę, zaczęła się nasza miłosna przygoda. Po trzech miesiącach znajomości byliśmy już zaręczeni. A za dwa lata będziemy obchodzić nasze srebrne gody.
Ma pan bardzo ładną żonę.
KRZYSZTOF KRAWCZYK: I mądrą. Ewa przez cały czas czegoś się uczy. Mamy w domu potężny księgozbiór, z którego zawsze można coś wybrać. Nie sposób zliczyć, ile ta dziewczyna rocznie „połyka” książek.
Łączy was wiele przeżyć…
–KRZYSZTOF KRAWCZYK: O, tak. Koncertując, objechaliśmy całe Stany. Polskę też przejechaliśmy wzdłuż i wszerz, zmieniając się przy kierownicy. Rozkładaliśmy głośniki, podłączaliśmy mikrofony. Ewa bardzo mi pomagała i wciąż to robi. Pełni w naszej firmie najważniejszą rolę. Jest kierownikiem zespołu, poza tym, świetnie sobie radzi jako negocjator. Dzięki czemu podpisujemy intratne umowy i dobrze zarabiamy.
Skoro o tym mowa. Jest powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają.
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Dużo w tym prawdy. Bo co nam po pieniądzach, kiedy nie mamy zdrowia albo nie jesteśmy szczęśliwi w miłości. Tego się nie kupi. Ja, dzięki Bogu, nie mogę narzekać, bo mam jedno i drugie. Jeśli chodzi o kasę, powierzyłem to żonie, bo wiem, że podzieli ją sprawiedliwie i da gdzie trzeba. Nie potrafi my przejść obojętnie obok cudzego nieszczęścia.
Powierzył pan żonie pieniądze, siebie. Pan rzeczywiście jest zakochany.
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Permanentnie. Dlatego chcę spełnić marzenie żony i zabrać ją do Wenecji. Planujemy podróż w przyszłym roku. I myślę, że się uda.
Wenecja jest niezwykle romantycznym miejscem. To będzie takie miłe sam na sam.
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Na pewno. Oprócz zwiedzania nie odmówimy sobie przyjemności popłynięcia gondolą. Będą też romantyczne spacery we dwoje. Planujemy wybrać się w tę podróż pociągiem relacji Warszawa – Wenecja, wyposażonym w apartamenty i wrócić nim po trzech dniach pobytu. W tym roku na naszej mapie podróży jest jeszcze Praga. Wyruszymy śladami Hrabala. Zjemy knedliczki i napijemy się piwa. Chętnie weźmiemy ze sobą naszych dobrych przyjaciół, Leszka i Małgosię, z którymi byliśmy już wcześniej w Rzymie, i spędziliśmy we czwórkę piękne wakacje. Być może uda nam się jeszcze wynająć, w kilka par, jacht i popływać po Morzu Śródziemnym.
No to będzie uczta. Dobre jedzenie, dobre picie…
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Z jednym i z drugim u mnie coraz gorzej (śmiech). Jedzenie ograniczam ze względu na zdrowie. Zmieniłem menu i zrzuciłem 20 kilogramów. Jeśli chodzi o łakocie, pozostała mi jedynie gorzka czekolada, taka jaką nosi w plecaku każdy amerykański żołnierz. W moim też musi być. A co do trunków to, w niewielkich ilościach, piję dobre wino. Zdarzy mi się też niekiedy wypić żubróweczkę.
A może pan już swoje wypił?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: (śmiech). Pewnie tak. Piło się to i owo. A teraz już nie te możliwości i nie wypada, bo moja pozycja zawodowa nie pozwala mi być „na bani”.
Słyszałam, że kawę również pan ograniczył?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: W przeszłości piłem ją hektolitrami. Na Florydzie Kubańczyk, który robił mi mocną kawę w jednym z barów, nazywał mnie „Coffee-Man”, ponieważ wszyscy pili z naparsteczków, a ja od razu zamawiałem półlitrowy kubek (śmiech). Ale trudno się dziwić: po nocnych koncertach musiałem dojść do siebie, żeby normalnie funkcjonować. Były momenty, że zasypiałem za kierownicą. Dzisiaj zamieniłem kawę na kakao, szklankę wody i piwo karmel.
Wszędzie dobrze, ale w domu chyba najlepiej. Zgodzi się pan z tym?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Kiedy wracam, już po wszystkich wojażach, lubię obudzić się we własnym łóżku. O świcie ptaki dają piękny koncert, jakby się zmówiły. Wiedzą, że tu mieszka śpiewak i nie mogą dać plamy.
To ptasie radio nie zakłóca panu snu?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Przeciwnie. Śpię twardo. Lata pracy, kiedy po koncertach kładłem się spać nad ranem, zrobiły swoje. Teraz to odsypiam. Natomiast Ewa jest już na nogach o 6:30. Rankiem wychodzi na spacer z naszymi psami.
A pan o której wstaje?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Około 11. Latem przed śniadaniem wskakuję do basenu, głównie ze względu na kłopoty z biodrem, które często daje o sobie znać, przeważnie na zmianę pogody. Po śniadaniu, każdy wraca do swoich obowiązków. Najmilsze są dla mnie spotkania z całą rodziną: z synem i „przyszywanymi” córkami. Najstarsza z nich niedługo wychodzi za mąż, odwiedzamy ją i jej przyszłego męża w ich nowym domu. Robert pracuje u mnie jako kierowca i mój asystent.
Czego pana nauczyły te wszystkie lata, które ma pan za sobą?
KRZYSZTOF KRAWCZYK: Pokory, dystansu do siebie i innych. Jestem wrażliwy na cudze nieszczęście. Jeśli mogę, staram się pomóc i wybaczyć wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, bo Biblia mówi, że najtrudniej jest wybaczać.