Reklama

Światową popularność zyskała z dnia na dzień. Ktoś inny oszałałby na jej miejscu ze szczęścia. Ale nie Kristen. – Nienawidzę udzielać wywiadów – powiedziała. Od tego czasu dziennikarze idą na spotkanie z aktorką jak na ścięcie, bo wiadomo, że każde osobiste pytanie zostanie zbyte milczeniem. – Gdy ludzie krzyczeli do mnie „Bella”, czułam się bezpieczna, schowana za maską – opowiada. – Teraz niestety krzyczą do mnie „Kristen” i wiedzą o moim życiu naprawdę dużo. Przeraża mnie to! Tłumaczy, że jest normalną dziewczyną, która miała to szczęście, że wygrała casting do roli Belli Swan. Na jej nieszczęście „Zmierzch” to ekranizacja najgorętszego bodajże romansu wszech czasów. Książkę od chwili wydania w 2005 roku przetłumaczono na 20 języków, sprzedała się w kilkunastu milionach egzemplarzy w 47 krajach.
Historia miłości młodej dziewczyny do wampira ma rzesze fanów na całym świecie, którzy śledzą każdy ruch Kristen, czekają na to, co powie. Być może tym razem będzie bardziej otwarta, bo rozmawia z samą Stephenie Meyer, autorką sagi, producentką filmową, a także swoją dobrą przyjaciółką. – Cieszę się na samą myśl o kolejnym spotkaniu z Kristen, tęskniłam za nią – mówi Meyer. – Spotykamy się w małym, przytulnym domu niedaleko centrum Londynu. Mieszkam tam w czasie wakacji. Kristen wygląda na wypoczętą i szczęśliwą. Muszę przyznać, że o wiele lepiej niż po zakończeniu zdjęć do dwóch części „Przed świtem”. Dzisiaj ubrana jest w wytarte dżinsy, T-shirt Chucka Taylora, z włosami spiętymi w kucyk i bez makijażu. Wygląda pięknie.
STEPHENIE MEYER: Po kilku latach wspólnej pracy nareszcie się rozdzieliłyśmy. I co? Ty znowu znajdujesz się w tym samym studio co ja? (Meyer jest producentką filmu „Austenland” – premiera w 2012 r.). Czyżbyś mnie śledziła?
KRISTEN STEWART: (śmiech) Dokładnie tak, jestem szpiegiem. Próbuję dostać się do twoich kolejnych filmów.
STEPHENIE MEYER: Lubisz być wykończona (śmiech)? Pamiętam, jak kręciłyśmy scenę ślubną do „Przed świtem”, byłam wtedy straszliwie zmęczona i niewyspana.
KRISTEN STEWART: Ostatniej nocy też byłam wykończona i trochę mnie to śmieszyło. Rob (Pattinson) miał dużo więcej energii niż ja.
STEPHENIE MEYER: Ostatnia scena w „Przed świtem” była bardzo trudna, jak ją przeżyłaś?
KRISTEN STEWART: Wzruszam się na samą myśl o tym. Musiałam uciec na chwilę z planu, płakałam. Po prostu nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Później chwilę spacerowałam, bo zwyczajnie musiałam ochłonąć.
STEPHENIE MEYER: To był wielki moment! Będąc tam, musiałaś to czuć całą sobą. Przyznam, że doskonale odnalazłaś się w roli Belli.
KRISTEN STEWART: Uwielbiam Bellę. Kiedy grasz jakąś rolę, musisz utożsamiać się z każdą, nawet najbardziej zwariowaną decyzją, którą podejmuje twoja bohaterka.
STEPHENIE MEYER: Skąd wiesz, czy przyjąć rolę czy nie?
KRISTEN STEWART: Mam dobrą intuicję, ona podpowiada mi które role wybierać. Jeszcze nigdy nie grałam kogoś, kogo szczerze bym nie kochała. Chyba o to właśnie chodzi.
STEPHENIE MEYER: Wydaje mi się, że kiedyś sama chciałaś być reżyserem. Wciąż o tym myślisz?
KRISTEN STEWART: Tak, naprawdę, naprawdę ogromnie! Rozmawiałam o tym ostatnio z Dakotą (Fanning) – ona także o tym marzy. I to się kiedyś stanie, tak myślę. Póki co jestem bardzo zadowolona, że jestem aktorką i nie spoczywam na laurach. Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, nie skończyłam z aktorstwem...
STEPHENIE MEYER: Wolisz, gdy reżyser, z którym pracujesz, to kobieta czy mężczyzna?
KRISTEN STEWART: Ludzie są tak różni, nie da się powiedzieć: „dziewczyny są właśnie takie”. Pracowałam z paroma kobietami i każda z nich była inna. Wszystkie pozytywnie zakręcone. A równocześnie każda była niezwykła.
STEPHENIE MEYER: Wiem, że dziennikarze nie są twoimi ulubieńcami. Często bywasz niezrozumiana?
KRISTEN STEWART: Tak! A najbardziej wkurzają mnie nieprawdziwe informacje, wymyślane przez nich. Wciąż je czytam. To sprawia, że staram się uważać na każde słowo. Nawet gdy z tobą rozmawiam, mam włączony taki „wewnętrzny hamulec”.
STEPHENIE MEYER: Powiedz mi, co teraz czytasz?
KRISTEN STEWART: Reżyser „Królewny Śnieżki i Łowcy”, w której będę grała, podrzucił mi ostatnio książkę o Joannie d’Arc. Czytam ją też na głos, bo w ten sposób uczę się angielskiego akcentu.
STEPHENIE MEYER: Musi ci być ciężko skupiać się na grze aktorskiej, kiedy ciągle musisz myśleć o brzmieniu swojego głosu.
KRISTEN STEWART: Tak, to dziwne, biorąc pod uwagę, że ostatnio poświęciłam dużo czasu, by nauczyć się mówić w sposób, w jaki wypowiadała się Bella. Uwierz mi nie jest łatwo zmienić sposób mówienia.
STEPHENIE MEYER: Jak długą przerwę zrobiłaś sobie po nakręceniu „Zmierzchu”?
KRISTEN STEWART: Właściwie nie czułam, że robię sobie jakiś urlop czy przerwę. Musiałam po prostu trochę pobyć w domu, zrelaksować się.
STEPHENIE MEYER: Sama potrzebowałam czasu, zanim mogłam sobie powiedzieć „skończyłam” (śmiech). Tak długo trwał ten jeden projekt.
KRISTEN STEWART: To było dziwne uczucie, gdy widziałam film po raz pierwszy. Oglądałam „Zmierzch” z Taylorem (Lautnerem). Świetnie się bawiliśmy.
STEPHENIE MEYER: No jasne, kto nie lubi Taylora.
KRISTEN STEWART: Zabawnie było oglądać film razem z nim, bo on był autentycznie zafascynowany tym, co się dzieje na ekranie. Oboje jesteśmy wielkimi fanami „Zmierzchu”, ekscytuje nas ta historia i wciąga bez reszty. Kiedy natomiast siedzę obok Roba, bo on też lubi ten film, czuję się inaczej... spokojniej.
STEPHENIE MEYER: O tak, Rob i Taylor są kompletnie różni. Siedząc obok Taylora, nie wiesz, czy znienacka nie wrzuci ci kostki lodu za koszulę albo nie ciśnie winogronami w twarz.
KRISTEN STEWART: Nie mogę się nie zgodzić.
STEPHENIE MEYER: W jego towarzystwie musisz wciąż uważać.
KRISTEN STEWART: Uwielbiam historię Jacoba i Belli. Taylor jest doskonały jako część tego duetu. Nie wspominając już o tym, jak świetny jest sam film...
STEPHENIE MEYER: Dałaś z siebie wszystko. Na ekranie umierałaś, krzyczałaś, rodząc dziecko i po raz pierwszy wyszłaś za mąż.
KRISTEN STEWART: Wiem!
STEPHENIE MEYER: Co robiłaś w swoje 21. urodziny?
KRISTEN STEWART: Wypadły w ten sam weekend co impreza premierowa „Zmierzchu”. Miałam szczęście, bo byłam na szalonym przyjęciu, na którym znaleźli się prawie wszyscy moi znajomi. Muszę się tylko przyznać, że tego wieczoru zupełnie nie czułam, że obchodzę swoje urodziny. Hm, jestem starsza. I wiesz co? Powiem ci: wspaniale jest dostrzec, że to, co sprawiało, że czułam się niepewna, przestało tak na mnie działać.
STEPHENIE MEYER: Najczęściej nosisz proste rzeczy, jak byś opisała swój własny styl?
KRISTEN STEWART: Zawsze dobrze się czuję w bluzie z kapturem. To już chyba taki mój rodzaj uniformu. I nie ma dla mnie nic lepszego niż nowy biały T-shirt. Poza tym zawsze muszę mieć choć jedną kieszeń, w którą wsunę portfel. Torebki notorycznie gubię.
STEPHENIE MEYER: Swój romantyczny związek wolisz trzymać w tajemnicy. Masz jakieś rady dla czytelniczek Glamour?
KRISTEN STEWART: Hm... dobry związek... Bądź uczciwa i zawsze w zgodzie ze sobą. Nie bądź złośliwa. To moja rada. Nie zadawalaj się byle czym i wciąż się rozwijaj.
„Przed świtem”, najnowsza część sagi „Zmierzch”, wchodzi do kin 18 listopada.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama