Kobiety Dekady Glamour: Anna Mucha
10 LAT TEMU... byłam niezwykle ekspresyjna (śmiech). Nadal mam swoje zdanie, coś do powiedzenia i kiedy się we mnie gotuje, buzują emocje, to wiem, że nie mogę odpuszczać. Ale dziś mam może w sobie większą dozę tolerancji i nie mam już takiej potrzeby zmieniania świata jak kiedyś.
- glamour
MARZYŁAM WTEDY... o tym, żeby się rozwijać zawodowo. Dlatego pojechałam do Nowego Jorku do szkoły aktorskiej Lee Strasberga. Stany dały mi pewność siebie, wyleczyły z kompleksów. Nie zakładałam tego, nie wiedziałam, że tak na mnie podziała tamta rzeczywistość. Chciałam się uczyć i wykorzystać czas jak najlepiej. Stany były takim progiem, z którego mogłam się wybić, dały mi power i poczucie, że powinnam być wdzięczna za każdy dzień, który przeżywam. Bo robię to, co lubię. A to, że mogę się z tego utrzymać, uważam za powód do dumy.
DZIŚ... jestem Kobietą Dekady Glamour. I to bardzo miłe uczucie. Zwłaszcza kiedy słyszy się, że cały ten biznes to pięć minut sławy. Mam poczucie, że to mnie zobowiązuje, żeby robić więcej i zostać wybraną raz jeszcze za kolejne 10 lat. A dziś pcham wózek na Manhattanie i to mnie uszczęśliwia. Generalnie nie boję się ludzi i świata, ale bywa, że boję się o kogoś. Chcę, żeby moja córka miała taką samą twardą skórę jak ja. Staram się jej nie wyręczać. Zabezpieczać ją, ale nie robić nic za nią. Ma dopiero półtora roku, ale taką radość i siłę w sobie, że z przyjemnością na nią patrzę. Do dzieła, córeczko! Jeśli czegoś należy się bać, to... ona jest tą, której należy się bać (śmiech).
DZIELĘ TERAZ SWÓJ CZAS... między życie prywatne i pracę. Teatr daje mi poczucie spełnienia aktorskiego. Mogę na żywo w każdej chwili doświadczać tego, czy to, co robię, się podoba. I to jest fantastyczne, uskrzydlające, uniezależniające. W Stanach uczyłam się nawiązywać kontakt, nie chcę mówić: flirtować z publicznością, ale prowadzić ją. Chociaż bywa, że recenzję spektaklu ilustruje się moim zdjęciem w sukience z głębokim dekoltem – bo mam świadomość, że jestem sprowadzana do wymiaru cycków i kawałka tłuszczu – to kiedy opada kurtyna, czuję, że przedstawienie jest naprawdę niezłe.
MAM ZAPLANOWANY... rok do przodu. Wiem, co będę robiła 8 września i 14 października. Wiem też, że nie wszystko da się zaplanować. Pokazuję się na ekranie i skaczą słupki oglądalności. Ale to jest twardy biznes. Dopóki, mówiąc najprościej, „robię” te słupki oglądalności, będę w nim. Muszę mieć jakiś plan B.
ZA 10 LAT... to ja chciałabym dawać szanse młodym twórcom, dlatego już teraz chętnie zasiadam w jury festiwalu dla niezależnych filmowców i przyjmuję propozycje zagrania nawet niewielkich ról w etiudach studentów szkół filmowych. Chciałabym być niezależna, samostanowić o sobie. Zarabiam na to. To, co mi się w życiu nie udało, to bycie utrzymanką. Nie stać mnie na to psychicznie. Jakiś czas temu rozmawiałam o tym z Marcelem: „Zobacz, kochanie, mogłabym nic nie robić, tylko leżeć i pachnieć”. Zaczął się śmiać: „Nie byłabyś w stanie nic nie robić nawet przez jeden dzień”.