Reklama

Chociaż byłam już zahartowana dzięki wyjazdowi do Paryża, gdy miałam 17 lat, i gdzie nagle musiałam sama o siebie zadbać: zarobić na szkołę, wynająć mieszkanie, zapłacić rachunki, sprzątać, gotować, pracować. Do tego dopiero uczyłam się francuskiego. Dla młodej kobiety, która właśnie teraz siebie poznaje, odkrywa, kim jest, co lubi, a czego nie, jest to ryzykowna sprawa. Znalezienie się w otoczeniu, które żąda tak wiele, równocześnie narzucając, jak masz się zachowywać, wyglądać i postępować, nie jest łatwe. Każdy oczekuje od ciebie czegoś innego. Ciągle jesteś osądzana i krytykowana. Można się w tym wszystkim pogubić... Mnie zajęło trochę czasu, zanim się odnalazłam, uodporniłam i nabrałam pewności siebie.
MARZYŁAM O... byciu na topie w świecie mody. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku, przez pierwsze miesiące szło mi tak sobie. Oznajmiłam mojej agencji, że daję im miesiąc, a potem przenoszę się do innej. A sobie powiedziałam, że jeśli nie zacznę odnosić sukcesów w ciągu roku, to pójdę na studia. Zostawiłam agencji listę najlepszych fotografów na świecie, z którymi chciałam pracować. Dziś na tej liście zostały tylko dwa nazwiska.
DZISIAJ... lubię siebie taką, jaka jestem. Ze wszystkimi wadami i zaletami. W moim życiu i zawodzie wszystko ciągle się zmienia. Często codziennie jestem w innym mieście, kraju, hotelu. Wokół mnie wciąż są nowi ludzie. Czasami trudno to znieść fizycznie i psychicznie, a zachłysnąć się światem mody jest łatwo. Dlatego cieszę się, kiedy wracam do domu, do Sashy albo rodziców i siostry w Polsce i odkrywam, że nadal jestem sobą.
JESTEM DUMNA... z tego, co osiągnęłam. To, jak wyglądam, bardzo pomogło mi w karierze, ale bez ciężkiej pracy, dyscypliny i otwartości na ludzi i świat nie zaszłabym tak daleko. Mam kochających rodziców, którzy wychowali mnie na silną, twardo stąpającą po ziemi kobietę. Zawsze będę im za to wdzięczna. ZAŁUJE, ZE
10 LAT TEMU NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ, ŻE...
10 lat mija bardzo szybko i dlatego powinnam doceniać każdą chwilę. Nie żyć przyszłością, a raczej skupiać się na teraźniejszości.
ZA 10 LAT CHCIAŁABYM... być nadal taka zakochana. Gdy jestem w ramionach Sashy, mojego męża, czuję się szczęśliwa. Razem pracujemy nad wieloma projektami i często się kłócimy, bo do wielu kwestii mamy zupełnie różne podejście. Mimo to ciągle pytam go o opinię, bo jego zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Mogę powiedzieć, że Sasha inspiruje mnie na wiele sposobów.
NIE CHCIAŁABYM... osiąść na laurach. Boję się niepowodzenia. Im więcej się osiągnie, tym więcej nowych rzeczy chce się zrobić. Nie ma nic gorszego, niż od razu się poddać, nie próbować, a potem do końca życia tego żałować. Ja wolę żałować, że coś zrobiłam, nawet kiedy wiem, że to był błąd. Wychodzę z założenia, że jak dostanę w tyłek, to też wyjdzie mi to na dobre, bo czegoś się nauczyłam.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama