KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA Z CÓRKĄ A ja wolę swoją mamę
Ania ma 15 lat. I narzeka, że mama jest nadopiekuńcza. „Mam w sobie coś z kwoki” – przyznaje Katarzyna Kolenda-Zaleska. Ukochana jedynaczka jest jej oczkiem w głowie. Mimo że czasem się na siebie boczą, trzymają sztamę. Tylko „Gali” sławna dziennikarka polityczna dała sie namówić na pokazanie swego prywatnego świata. Opowiedziała, jak to jest być mamą nastolatki. I zdradziła, że nie denerwuje się, kiedy jej ulubione koszule, w których chodzi do Sejmu, Ania w tajemnicy wkłada do szkoły.
- GALA 3/2010||
GALA: Jesteście bez pantofli, w skarpetach. Tak zawsze?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: To jest drażliwy temat w naszym domu, bo my obydwie chodzimy boso.
ANNA ZALESKA: Tata zawsze się nas czepia, że powinnyśmy w pantoflach, bo inaczej będziemy mieć katar.
GALA: Ma rację. Nie zimno Wam w stopy?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Nie. Ja nigdy nie kochałam pantofli. Tak jak nie lubię parasoli. No i brukselki.
ANNA ZALESKA: Ja również.
GALA: Jesteście niemal identycznie ubrane. Z garderobą u Was tak samo jak z pantoflami.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Na co dzień nosimy się podobnie, sportowo. Wspólnie z Anią i mężem mamy swoją ulubioną firmę i czasami wyglądamy jak rodzina Addamsów. Poza tym moja szafa nie stanowi dla córki tajemnic. Zdarza się, że przychodzę do domu i mówię do Ani: ,,Mhm, jaką masz ładną, nową bluzkę...”. Oczywiście, rano było szperanie w mojej szafie!
ANNA ZALESKA: Pożyczam od mamy eleganckie rzeczy. Głównie koszule.
GALA: Ile ma Pani koszul?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Białych kilka, a nawet kilkanaście. Takie dyżurne, telewizyjne.
GALA: A krawat Pani ma?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: To nie moja bajka. Muchy również nie noszę.
GALA: A to samo wzrusza Panią i córkę?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Na filmie ,,Marley i ja” płakałyśmy obydwie okrutnie.
ANNA ZALESKA: ...Kiedy ten pies umierał.
GALA: Dużo jest Pani w córce?
ANNA ZALESKA: (uprzedza mamę, odpowiada pierwsza). Babcia powiedziała mi, że mama była spokojniejsza, kiedy miała tyle co ja lat. Bardziej opanowana. Mniej wybuchowa.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Dorastałam w innych czasach. Kiedy obserwuję córkę, to dostrzegam, jak dużo rzeczy wokół ją absorbuje. Internet, telewizja... Ja tego nie miałam. Mój świat tworzyły książki. Mogłam je czytać do rana. A Ania już nie.
ANNA ZALESKA: Zależy jakie.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Jej świat jest już inny. Wyobraźnię córki kształtują odmienne sprawy, doznania. Teraz na przykład dużo wspólnie podróżujemy. Kiedy ja byłam w jej wieku, wyjazd za granicę był świętem.
GALA: Przecież mieszkała Pani w Meksyku, potem w Kanadzie.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Byłam wtedy w liceum. Wyjechaliśmy do Meksyku, gdzie wykładał mój tata, kiedy w Polsce wybuchł stan wojenny. Nie chciałam lecieć. Uważałam, że nasze miejsce jest tutaj. Obracałam się w środowisku zaangażowanym w to, co się działo. Roznosiliśmy z kolegami ulotki. Pamiętam, że sama je kiedyś przepisywałam w domu. Kiedy mama to zobaczyła, powiedziała: ,,Co ty robisz! Przecież dojdą, że to ty po charakterze pisma i trafisz do więzienia”. Ona zresztą też działała w Solidarności. Tata również, więc właściwie nie powinni mieć pretensji o to przepisywanie. Ale się bali. Tak po prostu. Kiedy w Krakowie wybuchły strajki studentów, to kupowaliśmy im torbę pączków i zanosiliśmy na uczelnię. Bardzo zazdrościliśmy im, że mogą strajkować, a my nie. W ten sposób chcieliśmy okazywać im nasze poparcie. W końcu walczyli także dla nas.
GALA: Miała Pani żal do rodziców, że właśnie wtedy wywieźli Panią za granicę?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Dzisiaj się cieszę, że pojechałam, bo zasmakowałam czegoś innego, nowego. Ale pamiętam, że kiedy w meksykańskiej telewizji zobaczyłam reportaż z manifestacji w Polsce, to dostałam histerii. Rodzice musieli studzić we mnie, pewnie wtedy trochę egzaltowane, reakcje.
GALA: Aniu, mama wybucha, krzyczy, potrafi przejść przez dom niczym tornado?
ANNA ZALESKA: Nie ma w niej agresji, gróźb. Nie próbuje na mnie czegoś wymuszać. Działa pokojowo. Rozmawia ze mną... A jak się daje, to spokojnie (uśmiech).
GALA: Pani chodzi na wywiadówki do szkoły Ani?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Tak.
GALA: Dlaczego nie mąż?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Jakoś tak się już przyjęło, choć mąż także chodzi. Córka uczęszcza do tej samej szkoły od pierwszej klasy. Teraz jest w gimnazjum i przez te wszystkie lata poznałam się dobrze z innymi mamami. To również miało wpływ.
GALA: Ja wolałem, kiedy na zebrania chodziła moja mama.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Ania natomiast wolałaby widzieć tatę na wywiadówkach.
ANNA ZALESKA: Po zebraniach semestralnych, ocenowych, tata zdecydowanie jest lepszy. Mama wraca z nich i mówi: ,,Do niczego w życiu nie dojdziesz, jak się nie będziesz uczyła”. On mnie oszczędza.
GALA: Wpajała Pani córce od dziecka kult pracy i nauki. To nadal obowiązuje?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Zawsze będę twierdziła, że edukacja to podstawa. Mogę córce zapewnić wszystko, ale do pewnego momentu. Przecież nie będę wiecznie żyła. Dlatego powtarzam jej, że musi się uczyć. Najważniejsze rzeczy, jakie można ofiarować dziecku, to rodzinne korzenie i wykształcenie oraz skrzydła, czyli wolność.
ANNA ZALESKA: ,,Nie masz żadnych obowiązków, tylko się uczyć” – słyszę bez przerwy.
GALA: Bo Twoja mama rok w rok kończyła szkołę z czerwonym paskiem na świadectwie.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Nie byłam kujonem. Po prostu lubiłam się uczyć, bo strasznie ciekawił mnie świat.
GALA: Wszechstronnie uzdolniona?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Moi rodzice – mama fizyk, a tata specjalista od energetyki – tego by na pewno nie powiedzieli, bo ze ścisłymi przedmiotami byłam na bakier. Nie mam, niestety, takiej wyobraźni. Pamiętam, kiedy mama łapała się za głowę, jak wykładałam jej swoją teorię na temat przyciągania się dwóch przewodników. Miałam szczęście, bo rodzice mogli mi pomagać. I dalej korzystamy z ich pomocy. Teraz Ania uczy się z dziadkiem matematyki. On rozwiązuje zadanie przez telefon, zanim jego wnuczka doczyta treść do końca.
GALA: Dwie trzymające ze sobą kobiety i jeden mężczyzna – Pani mąż, a Twój tata. Rzeczpospolita babska?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Trzy kobiety! (śmiech). Mieszka z nami jeszcze kotka Zula (na te słowa Zula pojawiła się w kuchni, w której rozmawiamy. Przypadkiem? – przyp. red.)
GALA: Tworzycie w domu babski front, kiedy chcecie coś przeforsować?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Ustalamy wszystko we troje. Podczas kolacji. Choćby się waliło i paliło, to ona musi być wspólna. Zarządziłam to kilka lat temu. To jest nasz święty czas na rozmowę. Wtedy też wykuwają się decyzje. I nie występujemy wtedy przeciwko tacie czy Ania z tatą przeciwko mnie.
GALA: Kolacja przy ,,Faktach”?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Po „Faktach”! I w kuchni. Przepraszam, że zaprosiłam Pana tutaj, ale to nasze najważniejsze, centralne miejsce w domu. Chciałabym, żeby Ania wiedziała, że na rodzinę można liczyć, że cokolwiek by się nie stało, to staniemy za nią murem.
GALA: Wyniosła to Pani ze swojego domu?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: U mnie tak się postępowało. Pamiętam, że czegokolwiek bym nie zrobiła – nawet głupiego – to wiedziałam, że mogę liczyć na rodziców. Byłam pewna, że mi pomogą, że są na każde moje wezwanie.
GALA: Macie swoje ,,swięte” czynności?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Jeździmy razem do Krakowa i faktycznie mamy tam swoje rytuały. Idziemy do kościoła Mariackiego na mszę, później na lody do kawiarni Arlekin, w której z Anią bywam od maleńkiego. A ostatnio urządzamy wspólnie maratony z „Dr Hausem”. Zakochałyśmy się w tym serialu. I w doktorze.
GALA: ,,Wolałabym, żeby Ania była wciąż malutka” – powiedziała mi Pani. Dlaczego?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Ona dojrzewa, robi się dorosła i zaczyna docierać do mnie, że w pewnej chwili odejdzie. A ja chciałabym ją trzymać jak najdłużej po skrzydłami. Mam coś z kwoki.
ANNA ZALESKA: Oj tak.
GALA: Jest Pani troskliwa.
KATARZYNA: O! Dziękuję! Pan to rozumie.
ANNA ZALESKA: Nadopiekuńcza!
GALA: To musi znać Pani dokładnie wszystkich znajomych córki?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: No, bez przesady...
ANNA ZALESKA: To nie wszystko. Moje ulubione pytanie, które mama zadaje mi ostatnio, kiedy idę do kogoś, brzmi: ,,A kim są ich rodzice?”. Mamo, co to ma do rzeczy?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Tutaj mój zawód bierze górę, bo lubię mieć pełen obraz sytuacji.
GALA: Ania ma silną osobowość?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Zawsze miała swoje zdanie. Kiedy była dzieckiem, próbowaliśmy ją namówić do jedzenia truskawek. Ona ich nie lubiła i nikt nie wiedział, dlaczego. Czuła niczym nieuzasadnioną wrogość do nich. Miała wtedy może trzy, może cztery lata. Pamiętam, że kupiłam jej statek i powiedziałam: ,,Jak zjesz truskawki, to ci go dam”. Niepedagogiczne, ale wierzyłam, że zadziała. Nie odniosło skutku. Podobnie było ostatnio z pomidorami, których również nie lubi. Mówię do niej: ,,Za każdy, zjedzony plasterek – sto złotych”. Nie ruszyło jej. Twarda jest. Z domu wyprowadzała się już jako trzylatka. Stała na schodach i krzyczała: ,,Wynoszę się!”. Powtarzając to za Goferem z „Kubusia Puchatka”.
GALA: Córka Panią recenzuje, krytykuje?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Zrobiłam film dokumentalny o Wisławie Szymborskiej. Przez półtora roku dom był temu podporządkowany. Kiedy go skończyłam, o pierwszą opinię poprosiłam Anię.
ANNA ZALESKA: Niektóre dialogi i wiersze poetki znam już na pamięć.
GALA: ,,Dziennikarka od papieża” – tak się o Pani mówi. Wiele lat obcowała Pani z Janem Pawłem II, z jego nauką. Czy jako kobietę, mamę, zmieniło to Panią?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Stałam się łagodniejsza i bardziej wyrozumiała. Mamy prawo popełniać błędy i później móc się z tych błędów podnosić. Bo to jest ludzkie. Dawniej sądziłam, że powiedzenie komuś: ,,Przepraszam, popełniłam błąd”, będzie ujmą na honorze.
GALA: Jest Pani bardziej z mamy czy z taty?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Jestem z mamy czy z taty? (pyta córkę).
ANNA ZALESKA: Jesteś idealnym połączeniem. Pół na pół. A włosy masz babci, uszy zaś dziadka.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: I jego są nogi.
GALA: No właśnie. W Sejmie mówią, że jest Pani włascicielką najzgrabniejszych dziennikarskich nóg.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Nie wiedziałam. Na Wiejskiej o tym nie rozmawiamy... A po ojcu mam także pasję do intelektualnego rozwoju. Pamiętam, jak jeździliśmy z rodzicami na wakacje. Ania była wtedy mała. Leżeliśmy na plaży, kiedy nagle tata zrywał się z leżaka, biegł do pokoju, przynosił kartkę papieru i zaczynał liczyć. Też tak miewam z pisaniem, czytaniem.
GALA: Ania politykiem. Wyobraża Pani to sobie?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Mogłaby być. Ma swoje zdanie i czasem używa demagogicznych argumentów.
GALA: Nie byłaby to klęska wychowawcza? Przecież Pani wie najlepiej, jacy oni są.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Rośnie nowe pokolenie polityków. Wierzę w to głęboko. I nie zamierzam Ani wybierać przyszłości. Pomogę jej zostać tym, kim zechce.
GALA: A Pani tata dalej jest politykiem?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Zraził się. To był zresztą epizod. Sama go do tego namówiłam. Tata startował w wyborach do Senatu. Ale bardziej konkretne jest dla niego pomaganie Polakom na Wschodzie we Wspólnocie Polskiej.
GALA: A jeśli dostałby się do Senatu, byłaby Pani w dwuznacznej sytuacji. Polityczna dziennikarka, której tata jest senatorem.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Senatem bym się wtedy na pewno nie zajmowała. Zresztą, przeżyliśmy z ojcem wspólny polityczny epizod. Na początku lat dziewięćdziesiątych działałam w sztabie wyborczym Tadeusza Mazowieckiego, a tata w sztabie Lecha Wałęsy. Biedna mama powiedziała wtedy, że wyprowadzi się z domu, bo przy każdym obiedzie leciały iskry.
GALA: Praca była dla Pani kiedyś ważniejsza od córki?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: W redakcji i w domu staram się dawać z siebie wszystko. A kiedy wiem, że nie dam rady, to biorę dzień wolny, żeby, jak ostatnio, przygotować dla Ani z jej koleżankami urodzinową niespodziankę. I pogodziłam się z tym, że tego dnia posłowie debatowali nad budżetem. 15. urodziny córka ma tylko raz, a budżetów będzie jeszcze mnóstwo. Nauczyłam się tak myśleć i według tego postępować. Nadal bez wahania spędzam dni i noce w pracy, gdy coś ważnego się dzieje. Z niecierpliwością czekam teraz na kampanię wyborczą.
GALA: Rozmawiałyście kiedykolwiek o rodzeństwie? Pani jest jedynaczka, tak jak Ania.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Mój mąż jest również jedynakiem. Nie programowaliśmy rodziny z jednym dzieckiem. Życie się potoczyło, tak, a nie inaczej.
GALA: Jesteście przyjaciółkami?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Przyjaźń istnieje, ale zachowana jest przy tym hierarchia: matka i córka. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy na przykład były na ,,ty”.
GALA: Aniu, kiedy chcesz się wygadać, wyżalić, to bierzesz telefon i czyj numer pierwszy wybierasz?
ANNA ZALESKA: Przyjaciółki, później mamy, która dochowuje sekretów, i babci w Krakowie, gdy muszę trochę na mamę ponarzekać.
GALA: Czego się Pani uczy od córki?
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Nieokiełznanej radości życia. Umiejętności przeżywania rzeczy w pełni. Jestem pełna lęków i zamartwiam się wszystkim.
GALA: Najważniejsze dla Was obu momenty?
ANNA ZALESKA: Kiedy źle się zachowywałam i mama gniewała się na mnie, to wchodziłam cicho do jej pokoju, niosąc na talerzu kanapkę ,,na przeprosiny” z serem, który się uśmiechał. Usta robiłam z ketchupu.
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA: Są wieczorem, kiedy Ania do mnie przychodzi i przytula się.