Reklama

Dzień zaczynam o 6 rano. I nie jest tak z mojej woli, bo jestem śpiochem i najchętniej spałabym do dziewiątej! Ale moje dzieci, 6-letni Adaś i 2-letnia Helenka, to ranne ptaszki. Razem ze mną wstaje też Marcin – opowiada Katarzyna. – I wychodzi nam ten wczesny poranek na dobre, bo każde z nas ma intensywny dzień. Te 2–3 godziny do wyjścia do pracy jest czasem rodzinnym: robienie śniadania, dyskretne pilnowanie Adasia, by się umył, uczesał, ubrał. Uczestniczy w tym Helenka, aby widziała, jak to jest, i od razu się uczyła. W porannych obowiązkach jesteśmy z Marcinem elastyczni. Zresztą w moim mężu mam wielkie oparcie. Często to on przygotowuje śniadanie, a dla mnie zawsze kubek gorącej herbaty – mojej „pobudki”. Rankiem sobie gadamy, żartujemy, oddajemy się ulubionej zabawie: brykaniu po naszym wielkim łóżku.
Jeszcze do niedawna karmiłam córkę piersią i zabierałam Helenkę na plan, więc musiałam rano przygotować całą wyprawkę dla dziecka. Mała jeździła ze mną w nosidełku wszędzie, po całej Polsce. Eventy, spektakle teatralne. Ja tylko się zastanawiałam: jeśli córka rozpłacze się w garderobie, czy usłyszę ją na scenie?!
Około 8.30 rodzina wychodzi z domu. – Marcin odwozi Adasia do przedszkola, Helenkę do mojej mamy. Sam jedzie do swoich szkół tańca i agencji tanecznej. Ja zaś jadę na plan „M jak miłość”, „niezrobiona”: dżinsy, bluza i zero makijażu. Plan serialu znajduje się w różnych miejscach. Zazwyczaj spotykam się z ekipą w moim serialowym domu na Deszczowej – mówi aktorka. – Tam mam godzinę, żeby wskoczyć w kostium, malują mnie i czeszą.
Jest próba sceny, poprawianie światła. Zanim padnie pierwszy klaps, mogą minąć 2 godziny. Z powodu dzieci produkcja idzie mi na rękę i do scen ustawia mnie jako ostatnią. Ta praca jest kompletnie nieprzewidywalna. Czasem siedzę na planie 12 godzin od świtu, czasem mam do zagrania tylko jedną scenę, i to w samym środku dnia. Tak było wczoraj: z Olgą Frycz miałyśmy zagrać, jak śmiejemy się podczas jazdy autem... Z planu wybieram się do Helenki, którą opiekuje się babcia. Moja mama mieszka blisko, w razie potrzeby wsiada na rower i szybko jest u nas. Zresztą obydwie babcie to ogromny plus przy naszym intensywnym trybie życia. Druga babcia, mama Marcina, dojeżdża do nas z Gdyni. Pojawia się zawsze wtedy, gdy mam ciąg bardzo pracowitych dni – śmieje się Kasia.
Helenka na jej widok uśmiecha się od ucha do ucha, podnosi rączki i biegnie do mamy. – To działa na mnie jak wielki zastrzyk energii – podkreśla Kasia. – Dziś zabieram ją na spacer na plac zabaw. Odciążam w ten sposób swoją mamę. Po spacerze odwiozę córkę z powrotem do babci. O 14 mam jeszcze wywiad do magazynu kobiecego – aktorka przedstawia plany. – Na szczęście umówiony w miarę blisko. Po wywiadzie skorzystam z okazji i zrobię drobne zakupy: świeże owoce, warzywa, pieczywo. Jeśli nie mam czasu, proszę o to Marcina. I jeszcze szybka kawa, bo dopada mnie kryzysik, a kofeina błyskawicznie stawia na nogi. Muszę być w formie – przede mną jeszcze sesja fotograficzna promująca najnowszy program „Twój puls” emitowany codziennie o godz. 11 w telewizji Puls. Będę jedną z prowadzących.
Od 15.30 Katarzyna trafia w ręce specjalistów od wizażu: szybki make-up, włosy, wskakuje w przygotowane dla niej ubrania. – Dzień wcześniej byłam ze stylistką w kilku sklepach. Zdjęcia mam do 19, w tym czasie oglądam je i autoryzuję. To zawsze oszczędza czas, który musiałabym na to poświęcić w domu. Bywa, że podczas tych późnopopołudniowych zajęć trudno jest wykrzesać z siebie entuzjazm, zwłaszcza gdy jest niskie ciśnienie. A to, co robię, wymaga ode mnie wykrzesania zapału. Przez 15 lat na planie filmowym nauczyłam się gospodarować swoją energią.
Jest po 19. Kasia wraca wreszcie do domu. Dzieci już są – Marcin odebrał córkę od babci, razem pojechali do przedszkola po Adasia. – Cały dzień przypominamy sobie nawzajem z Marcinem, co drugie ma zrobić, np. „Pamiętaj, że odbierasz Adasia”. Bo my obowiązkami się wymieniamy. Kiedy ja mogę, odbieram Adasia z przedszkola i wiozę na zajęcia dodatkowe – mówi Kasia.
– Po przekroczeniu progu domu jestem już wyłącznie dla dzieci i męża. Telefonów nie jestem w stanie odbierać. Helenka na moim iPhonie słucha piosenek dla dzieci albo siedzi mi na biodrze, tak że wszystko z nią robię, a ona jest szczęśliwa, że mi pomaga. Zaczyna się rytuał wieczorny – śmieje się aktorka.
– Pilnujemy rozkładu dnia. Nasze dzieci są na niego zaprogramowane: o 19 kolacja, potem kąpiel i dzieci jedno po drugim wskakują w piżamki. Razem wędrujemy do pokoju synka. Adaś leży w swoim łóżku, Helenka siedzi obok, a ja czytam, rozmawiamy też o tym, co wydarzyło się w przedszkolu. Potem całuski na dobranoc. Jeszcze tylko kładę spać Helenkę, a na zegarze już 21. W tych wieczornych celebracjach wymieniamy się z Marcinem. Oboje jesteśmy zadaniowi. Jeśli ja mam więcej energii, zajmuję się dziećmi, a Marcin odpoczywa, czyta czy ogląda wiadomości. Gdy miałam ciężki dzień na planie serialu, obowiązki przejmuje Marcin. Jesteśmy na siebie wyczuleni. I mówimy sobie wprost: „Dziś nie mam kompletnie siły”.
Bywa, że gdy dzieci zasną, odpowiadam jeszcze e-mailowo na pytania dziennikarzy. Jeśli zbliża się weekend, w który wyruszam ze spektaklami w Polskę, muszę wygospodarować wieczorem czas na gotowanie – opowiada Kasia. – Perfekcyjnie zaprogramowany plan działa. Gotuję zupy czy drugie dania hurtowo i porcje zamrażam. Dzięki temu nikt nie będzie musiał gotować podczas mojej nieobecności.
Pralka w domu Hakielów chodzi na okrągło. – Czasami się śmieję, że jesteśmy wymiennym zespołem: każde w pojedynkę daje sobie radę z domem i dziećmi. Umiemy wykonać każdą czynność domową. I to dotyczy także tych wieczornych rytuałów – wyznaje Kasia. Gdy Marcin jedzie na turniej, wszystko jest na mojej głowie, kiedy ja wyjeżdżam na plan o 5.30, on sam ogarnia wszystko w domu. Ale Marcin pomaga mi też w moich obowiązkach zawodowych. Rozliczenia, rachunki, negocjowanie umów. Wie, jak to prowadzić, ponieważ ma swoją firmę, więc świetnie na tym się zna – zapewnia aktorka.
– Rzecz, która wywraca nam do góry nogami cały system opieki i zadań, to choroba dzieci. Wtedy potrzebujemy wsparcia. Przyjeżdża więc moja teściowa i działamy na dwie babcie. Musimy wtedy rozdzielić dzieci, żeby jedno od drugiego się nie zaraziło. I sytuacja już opanowana – kończy Kasia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama