Karl Lagerfeld i jego muzy
Dobiega osiemdziesiątki i wciąż jest najbardziej wpływowym projektantem świata. W ciągu 50-letniej kariery wylansował dziesiątki modelek i setki trendów. Ale nawet taki tytan mody jak Karl Lagerfeld ma muzy, które go kreatywnie napędzają. Dotychczas stały w jego cieniu. Czas, by poznał je świat.
- glamour
Rue Cambon w Paryżu. Siedziba Chanel zajmuje dwie sąsiadujące ze sobą kamienice. Tam mieści się słynne studio Lagerfelda z tysiącami książek, magazynów, albumów. Tam powstają jego projekty dla Chanel i Fendi.To także tam w większości realizowane są sesje zdjęciowe autorstwa Lagerfelda. Podczas ostatecznych fittingów, tuż przed pokazem kolekcji, projektant zwołuje swoich 22 asystentów. Oddzielni od make-upu, butów, włosów, muzyki, biżuterii, dodatków. Dużo? Względnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Lagerfeld przygotowuje osiem kolekcji rocznie dla Chanel (w tym ready-to-wear, haute couture, resort) oraz pięć dla domu mody Fendi, którego jest również dyrektorem kreatywnym.
Najważniejsza w brygadzie jest Virginie Viard, szefowa studia projektowego Chanel. Tuż za nią w hierarchii plasuje się arystokratka Amanda Harlech, o której mówi się, że jest oczami i uszami Karla. Do pierwszej trójki zalicza się również Laetitia Crahay, odpowiedzialna w Chanel za biżuterię i akcesoria. W świecie mody mówi się o nich „muzy Karla" bo choć to sam mistrz jest pomysłodawcą wynalazku, one sprawiają, że cały mechanizm działa. Są to jednak muzy XXI wieku, które często pracują do trzeciej nad ranem i... nie boją się ubrudzić.
MUZA ZNACZY LADY
– Ludzie myślą o mnie stereotypowo: muza, uprzywilejowana, ozdoba. A ja nie sądzę, abym była muzą. Myślę, że pomagam pociągnąć za spust. Nie boję się ciężkiej pracy – mówi lady Amanda Harlech, prawa ręka Lagerfelda oraz jego konsultantka. Jest na każde zawołanie mistrza. Jednego dnia w atelier w Paryżu, kolejnego na przymiarkach do pokazu Fendi w Mediolanie, a gdy Karl potrzebuje jej w Tokio, natychmiast wsiada w samolot. Mieszka wraz z córką i synem w Shropshire, w Anglii, ale średnio dziewięć miesięcy w roku przebywa poza domem. W paryskim hotelu Ritz ma na stałe swój własny pokój. Dlaczego tam? To proste: jest naprzeciwko siedziby Chanel. Tam trzyma swój zbiór projektów haute couture.
Harlech jest zapaloną kolekcjonerką kreacji wysokiego krawiectwa. W swoim zbiorze ma suknie Vionnet, Johna Galliano i oczywiście tuzin od Chanel. Ponoć w swoim kontrakcie z marką ma zapisane, że z każdej nowej kolekcji może wybrać parę projektów. Od lat króluje na listach najlepiej ubranych kobiet świata (zawsze w czerni, w ciemnych okularach, dopasowanych garsonkach, płaszczach, nonszalanckiej biżuterii). Ma olbrzymią wiedzę z dziedziny historii mody. Do tego świetny gust, nowoczesne podejście i intuicję. Wszystko dzięki doświadczeniu.
Zaczynała w Londynie jako redaktorka mody w piśmie „Harpers & Queen”. W latach 80. stylizowała dla rodzących się wówczas awangardowych brytyjskich tytułów, jak „The Face” czy „i-D”. Jej życie odmieniło przypadkowe spotkanie. W 1984 roku poznała Johna Galliano, który dopiero co ukończył Central Saint Martins. Pokazał jej swoje szkice. – Nagle okazało się, że jest ktoś, kto mówi tym samym językiem co ja. Pomyślałam, że nie mogę go stracić. Nie mogę bez niego żyć – wspomina Harlech. Z Galliano pracowała przez kolejnych 12 lat. Konsultowała przy jego autorskich kolekcjach, doradzała. Aż do 1996 roku, kiedy to projektant objął stanowisko dyrektora kreatywnego Diora. Wydarzenie to zbiegło się z jej rozwodem. Po 10 latach małżeństwa postanowiła rozstać się z mężem, szóstym baronem Harlech. Potrzebowała pieniędzy, aby móc utrzymać dom i rodzinę. Do Diora miała przejść z Galliano, ale dom mody nie chciał zgodzić się na jej warunki finansowe. Wówczas z propozycją wyszło Chanel. – Na początku czułam się odizolowana. W Chanel obowiązywały pewne rytuały, jak na dworze, gdzie każdy ma swoją rolę – opowiada.
Z Lagerfeldem pracuje już od 15 lat. To ona podczas przymiarek mówi mu, że spódnica powinna być krótsza albo że ten look nie powinien znaleźć się w kolekcji. – Każdy geniusz potrzebuje ściany, o którą może „odbijać” setki spraw i ja (dla Karla) jestem tą ścianą – opowiada.
DWIE KOBIETY I...KOT
– Ostatnio zachorowała i musiałem wzywać doktora w środku nocy – powiedział Lagerfeld w wywiadzie dla amerykańskiego „Harper’s Bazaar” o swojej rocznej kotce Choupette. – Lekarz nigdy nie widział, aby tyle osób zajmowało się kotem. Ma dwie opiekunki i kierowcę – dodał. Na punkcie Choupette najpierw oszalał sam Karl, teraz cały świat. To pierwsza muza Karla, która nie musi robić nic. A projektant skutecznie podkręca wokół niej zainteresowanie. Założył jej konto na Twitterze, na którym ma już 21 tys. fanów i występuje z nim we wszystkich sesjach. Ostatnio w „W”, „Harper’s Bazaar” i u boku Laetitii Casty w „V Magazine”.
Projektant jej imieniem nazwał nawet model torebki. Traktuje ją jak księżniczkę, bo jak twierdzi, „zachowuje się jak księżniczka. Nie chce jeść z podłogi. Muszę podawać jej jedzenie na tacy”. Co więcej, Karl założył jej pamiętnik, w którym opiekunki spisują wszystko, co wydarzyło się w jej życiu podczas jego nieobecności. Jego bezgraniczną miłość do Choupette potwierdza Virginie Viard, opowiada nawet, jak Karl pisze do niej SMS-y, udając, że robi to Choupette. – Może mu się nie spodobać, że o tym mówię – waha się w rozmowie z „W”.
Virginie to tzw. muza 24 godziny na dobę. Z mistrzem pracuje od ćwierć wieku. – To więcej niż prawa ręka. Gdybym ją stracił, sparaliżowałoby mnie – mówi projektant. Viard nie jest jedną z nawiedzonych fashionistek, które przez całe życie marzyły, aby pracować w modzie. Zaczynała jako kostiumograf przy filmach i podczas kręcenia jednego z nich poznała Karla. Początkowo pracowała w atelier Maison Michel, marce produkującej kapelusze. Tam Lagerfeld dostrzegł jej talent i awansował na szefa wszystkich projektantów. W marce jest ogniwem łączącym Lagerfelda, projektantów, modelki.
Ale to nie ubrania generują dla domu mody dochód w wysokości 4 mld euro rocznie. Najwięcej marka zarabia na dodatkach. Dlatego szefowa działu akcesoriów i biżuterii w Chanel Laetitia Crahay to oczko w głowie Lagerfelda. Do marki dołączyła w 2000 roku w wieku zaledwie 24 lat. Uwagę Karla zwróciła, gdy pracowała przy pierwszych kolekcjach Oliviera Theyskensa. – Na rozmowę w Chanel przyjechałam na deskorolce – mówi Crahay. Do Chanel wniosła coś co nazywa się „cool”. Jej projekty powstają z poszanowaniem historii marki, ale są cool. Mają słodki, dziewczęcy urok, jak królicze uszy na kapeluszach czy żeglarskie motywy na torebkach. Od 2006 roku Crahay jest też dyrektorem kreatywnym „modystycznej” marki Maison Michel, którą Chanel kupiło w 1996 roku w ramach procesu pielęgnowania francuskiego rzemiosła. Dziś kapelusze z tą metką noszą wszystkie stylowe przyjaciółki Crahay, it girls od Lou Doillon po Kate Moss i Mary-Kate Olsen. Ale to nie one są dla Crahay najbardziej cool: – (Karl) jest najbardziej cool osobą w całej firmie. Nikt o tym nie wie. Jest niesamowicie wrażliwy. Wchodzi do pokoju i od razu widzi, jak się czujesz. To on sprawia, że ludzie zostają w Chanel
MUZA CZY ASYSTENTKA?
– Jeśli Karl chce ją widzieć na Florydzie, w Nowym Jorku czy Rzymie, leci tam. Pracuje całe dnie. Je o trzeciej nad ranem. Jestem przekonany, że już dawno chciałaby być o tej porze w łóżku, ale to niemożliwe, bo ciągle nadchodzą nowe maile, SMS-y, telefony. On nigdy nie przestaje – mówi o Harlech jeden z jej przyjaciół. Każda z muz Karla dużo mu poświęca, często całe życie, ale też nieprawdopodobnie dużo uczy się od mistrza i jest sowicie wynagradzana.
Lagerfeld jest ekstremalnie wymagający, lecz mimo to każda z kobiet w jego otoczeniu darzy go niesamowitym szacunkiem. Sama Harlech opowiada o nim, że „jest niewiarygodnie ciepły, hojny, przezabawny, błyskotliwy”. Kto zatem więcej zyskuje na tej relacji? Jedno jest pewne. Współczesne muzy niewiele mają wspólnego z tymi w dawnym stylu, na przykład z Kiki de Montparnasse, muzy malarzy z lat 20. zeszłego stulecia. Dziś to ciężko pracujące profesjonalistki, gotowe stawić się na każde zawołanie. A może po prostu osobiste asystentki? A muzą jest leniwy i nieświadomy swojej szczególnej roli roczny syjamczyk? Lagerfeld zdaje się bawić tym pojęciem. Świadomy swojej siły, popularności i wpływów. Wie, że żyjemy w czasach, gdy każdy może być sławny w sekundę. Doskonale rozumie modę, branżę, która wciąż się nudzi i poszukuje nowych twarzy. Gra na nosie całemu światu i udowadnia, że nawet z małego kociaka potrafi zrobić gwiazdę.